Idzie wiosna, czas kastracji

O tym, co myślę o sterylizacji zwierząt domowych, pisałam tu (wiem, że linkowanie do własnej notki to fapfapanie ego, ale co poradzę, że wolę powtarzać swoje dowcipy niż argumentację?).

Co trafia na jedynkę gazety.pl pozostawało dla mnie niezgłębioną tajemnicą, dopóki nie pojęłam, że chodzi o klikalność. Rzecz jest pewna, że notka zatytułowana „Sterylizacja kota a stosunki damsko-męskie” zaintryguje i sprawi, że gazetonauta przeczyta. Sądząc z komciów pod notką, nawet doceni autoironię autora notki i jego empatię wobec zwierzęcia.

Z tym, że niekoniecznie.

– Dzisiaj musimy pojechać z kotkiem do weterynarza. Odkładamy to już chyba ze trzy tygodnie – stwierdziłem autorytarnie ostatniej soboty. Wolałem nie używać słowa „kastracja” mówiąc o tym, co zrobimy kotu. Nie jestem do końca pewien jakie słowa nasz kot rozumie, a jakich nie, więc lepiej dmuchać na zimne.

Na dzień dobry srogie pierdolnięcie z cyklu „ja wam puszczę oczko, że wcale nie rządzę w tym domu, a wy się teraz zaśmiejecie, ale wszyscy wiemy, jaka jest prawda”. Oraz bardzo urocza projekcja własnych lęków kastracyjnych na biedne zwierzę. Będzie tego więcej.

– Eee, to jeszcze mały kotek, ma jeszcze czas – rzuciła moja Lepsza Połowa. Jakże nieodpowiedzialnie rzuciła, dodam. Przecież kotek może zacząć znaczyć teren każdego dnia. I co wtedy zrobimy? Ha? Ktoś w tym domu musi myśleć odpowiedzialnie!

Jak wiadomo, Lepsze Połowy nie myślą, a w każdym razie nie odpowiedzialnie. Lepsze Połowy to w ogóle cudny gonokok myślowy: w tej frazie jednocześnie dowiadujemy się, że jest druga połowa, bez której ta lepsza jest niepełna i w ogóle nie bardzo działa. Oraz że ta druga połowa jest gorsza. Nigdy nie wiadomo, pod jakim względem, ale coś mi mówi, że to jakiś atawizm z czasów frazy „nie zaprzątaj sobie tym ślicznej główki, kochanie”.

– Nie, jedziemy dzisiaj! – poczułem się w obowiązku okazać siłę i stanowczość prawdziwego mężczyzny.

Słabość i uległość jest bowiem dla bab i ciot. Elementarne, drogi Watsonie.

[Tu następuje epicki kawałek pogoni za kotem, podczas gdy partnerka, przepraszam: Lepsza Połowa siedzi, pachnie i się śmieje. Każdy kociarz zaganiający kota do kontenera zna go na pamięć, och, zagraj mi to jeszcze raz, Sam, odeśmiałam sobie dupę]

– Jesteś już gotowa? Bo my już czekamy – rzuciłem dumnie w kierunku mojej Lepszej Połowy, nawiązując do odwiecznego męsko-damskiego konfliktu jak wyjść z domu o zaplanowanym czasie i jak w tym czasie uwzględnić poprawianie makijażu.

– Muszę poprawić oczy, bo się upłakałam ze śmiechu – odpowiedziała.

No wiedziałem! Kobiety… Nigdy nie są gotowe na czas! Znowu poczułem się jak prawdziwy mężczyzna.

Wiemy, wiemy. Wy, prawdziwi mężczyźni, klikniecie się Axem po pachach, drapniecie po jajach i już możecie wychodzić.

Wchodzimy do weterynarza. Na ścianach pełno różnych tablic. Tak wygląda przekrój przez układ moczowo płciowy twojego kota – głosi jedna, na wprost mnie. Nie cierpię takich tablic. Pamiętam, jak miałem 6 lat i byłem u lekarza i wtedy… No, to może opowiem następnym razem. Ale żeby przekrój? Przez układ moczowo-płciowy? Może to ja mam zbyt bujną wyobraźnię, ale żeby od razu PRZEKRÓJ??? Zrobiło mi się tak jakby miękko w kolanach i poczułem, że muszę usiąść. Na szczęście w poczekalni były krzesełka.

Masz zbyt bujną wyobraźnię. Tak, twój kot ma to w środku. Ty, z niewielkimi modyfikacjami, również. Co więcej, dzieci w szkołach do tej pory są prześladowane tymi przekrojami bez cienia roztkliwienia nad ich wrażliwością.

– No, wiesz, to poważna operacja… – dorzuciła moja Lepsza Połowa – W końcu wytną mu jajka.O żesz… Poczułem takie nieznośne ssanie w zębach połączone z nagłym paraliżem kolan.

OMG TYLKO NIE JAJKA!!1111ONE! (ale wiesz o tym, że kot, w przeciwieństwie do ciebie, nie ma poczucia, że jajka i penis stanowią o jego zajebistej męskości?)

[W desperacji bohater nam zzieleniał, co zauważa Lepsza Połowa i proponuje odroczenie wyroku. Jedność myśli tak poraża autora, że aż postanawia nie mieć litości dla czytelników i wali między oczy głęboką myślą]

Miłość niejedno ma imię ale zawsze jest koloru zielonego…

– Zapraszam – głos pani weterynarz przykuł mnie do podłogi. A już prawie zdążyłem wyjść!

A ja prawie zdążyłam wstać po przeczytaniu tamtej maksymy!

– Proszę do środka – dorzuciła z naciskiem, stojąc w progu gabinetu. Nie pozostawiła mi żadnej szansy na ucieczkę.

Ludzie i ich dziwne fantazje dotyczące pań w fartuchach, am I right?

Moja Lepsza Połowa weszła pierwsza do gabinetu. Ja szedłem powoli, noga za nogą, opóźniając nieuniknione.

A tłum ciskał grudami błota i łajna oraz skandował „na szafot! Na szafot!”

Kot miauczał. Pani weterynarz wywierała milczącą presję. Gabinet był wyłożony sterylnie niebieskimi kafelkami, na środku stał metalowy stół. Świetna dekoracja do zrobienia kociego Frankensteina – przemknęło mi przez głowę i to wcale nie poprawiło mojego humoru.

A mnie owszem. Nie byłabym bardziej spokojna niosąc kota do weterynarza, którego gabinet miałby klepisko, polepę i rój brzęczących much w pakiecie.

– Miaaaauuuu – zajęczał kot. Czasem mi się wydaje, że ten kot ma te same skojarzenia co ja. Albo ja te same co kot. Moja Lepsza Połowa częściej wskazuje na to drugie.

Great minds think alike, pomyślał autor zadowolony. Oesu, kot jest wystraszony nowym otoczeniem i wrzeszczy, po co mu przypisywanie ludzkich skojarzeń, zajęczała Szprota zażenowana.

– Proszę wyjąć kota z klatki. – rozkazała pani weterynarz.

Kobieta nie będzie mi rozkazywać, pomyślałem stanowczo i wyjąłem kota z klatki.

Cienias, trzeba było porwać klatkę i czule tuląc do łona, wybiec z gabinetu z pianą na pysku.

– Najpierw sprawdzę czy kot nie ma gorączki. Proszę go przytrzymać – dodała, widząc, że kot się wyrywa.

No, przez pierwsze parę sekund naprawdę musiałem się namęczyć, żeby kota przytrzymać. Wyrywał się, patrząc na mnie z wyrzutem.

Też byś się wyrywał, jakbyś nie wiedział, po cholerę ci wtykają rurkę w odbyt.

Nagle znieruchomiał. Zupełnie. W pół kroku. Tylko jego oczy, do tej pory i tak duże, zrobiły się jakby dwa razy większe. I nie było w nich już wyrzutu, była bezbrzeżna pogarda. Kot zesztywniał.

Jojku, jakie emo. Krzywdzą kotecka, mierząc mu temperaturę, aż kot gardzi człowiekiem, u którego mieszka. How about: kot nie lubi być przetrzymywany na siłę (kto lubi, zresztą) i zwyczajnie, instynktownie się wyrywa?

– Nie ma gorączki – powiedziała spokojnie pani weterynarz. – Kotek jest zdrowy.

Ładnie mi zdrowy! Czego oni ich uczą teraz na tych uczelniach! Mam sztywnego kota, a ona, że zdrowy! Od kiedy to rigor mortis w połączeniu z wytrzeszczem oczu jest oznaką zdrowia? Kobieta lekarz, no naprawdę… Prawie jak świnka morska, ani świnka ani morska…

Kolejny galopujący przykład tej, jak jej tam, ironicznej zabawy polityczną poprawnością. My wiemy, że autor udaje, że nie pisze tego serio, by mógł to spokojnie napisać i nie tłumaczyć się z męskiego szowinizmu. Haha. My też udajemy.

W ogóle, to… zaraz… stój… to miał być pan weterynarz a nie pani weterynarz… Nie pozwolę kobiecie… wycinać… jaj… mojego kota…

Gdyż? Ujmie skalpelek wargami sromowymi, że to ma jakieś znaczenie?

– Proszę go obrócić, sprawdzę jąderka. – powiedziała spokojnie, nieświadoma moich myśli, pani weterynarz.

Kobieta nie będzie mi rozkazywać, pomyślałem i obróciłem kota.

Pani weterynarz zaczęła obmacywać kota. Kot wciąż był sztywny, nie musiałem się wysilać trzymaniem. Kocie oczy natomiast były złożone z samych źrenic. No, właściwie to ze źrenic, pogardy dla mnie i upokorzenia. Upokorzenie było widać pomimo tego, że kot się wyraźnie starał, żeby nie było tego widać.

Bo poczucie wstydu jest immanentną cechą każdego kota. Już pierwsze koty w raju, gdy Kociczka Ewa upolowała pierwszą myszkę z Pola Wiadomości Dobrego i Złego, pojęły, że są nagie i że to wstyd mieć genitalia.

Ja, podobnie jak kot, poczułem się jeszcze bardziej niepewnie. Przede mną kobieta, macająca jądra i patrząca przy tym prosto w moje oczy. Pode mną kot, macany po jądrach i patrzący prosto w moje oczy. Obok mnie moja Lepsza Połowa, niezaangażowana w macanie, ale również patrząca baaardzo uważnie w moje oczy.

Nie… zniosę… dłużej… tej… presji…

I wszystko byłoby w porządku z tą scenką, gdyby nie fakt, że nasz bohater bardziej przeżywa fakt, że kot jest obmacywany po JĄDRACH, ROZUMIECIE, niż, że kocisko się boi.

– Proszę przyjść za miesiąc – przerwała ciszę pani weterynarz. – Ten kot prawie nie ma jeszcze jąder. To byłaby mikrochirurgia.

– Miaaaaaauuuu – zajęczało ego mojego kota, rozpadając się na kawałki.

  • JEBS! – trzasnęła moja klawiatura, dalej jak wyżej.

– No, to w takim razie nadal mam w domu obydwu facetów z jajami – rzuciła moja Lepsza Połowa i uśmiechnęła się do pani weterynarz. Ta odpowiedziała szerokim uśmiechem.

Pokrywając tym samym dziką zazdrość o Prawdziwych Samców in Da Hauz zapewne.

Kobiety. One mają chyba jakiś tajny szyfr do porozumiewania się.

Pomyślałam w pierwszej chwili, że wniosek jakby nieco z czapki wzięty, ale nie, to zabieg stylistyczny, za który bardzo państwa przepraszam.

My mężczyźni nie jesteśmy gorsi w porozumiewaniu się. Po przyjściu do domu zaaplikowaliśmy sobie naturalne męskie lekarstwo na bladość twarzy i wytrzeszcz oczu. Koniak. Kot wypił dwa kieliszki, ja chyba ze cztery.

Może lepiej zamiast skupiać się na kastracji kota, autor by pomyślał, że alkohol kotu szkodzi, hę?

Kot opowiedział mi, co wyprawiał z taką jedną kotką z sąsiedztwa, ja opowiedziałem kilka historii ze studiów o przygodach ze znajomymi dziewczynami, które mieszkały w akademiku w pokoju obok – słowem – wieczór miło upływał na zmyślaniu historii dobrych dla ego.

Brakowało tylko kibolskich wspominek i przechwałek, ile to się wypiło podczas ostatniej imprezy w akademiku. Oraz notki na blogasku, oh wait.

– Chodź wreszcie do łóżka – powiedziała moja Lepsza Połowa z sypialni, kończąc męski wieczór.

Te kobiety, zawsze nie w porę…!

Nie będzie mi kobieta mówiła, co mam robić! – pomyślałem buńczucznie, idąc chwiejnie do łóżka.

Kot spał po koniaku, jak prawdziwy mężczyzna, ze swoim ulubionym pluszowym reniferkiem przy boku.

Podsumowanie: zasadniczo wiem, że autor zawarł sobie z nami niepisaną umowę, że napisze pewne rzeczy, a my zrozumiemy, że posługuje się ironią. Zdaję sobie też sprawę, że potraktowanie tej notki ze śmiertelną powagą może wykazać mój brak poczucia humoru, a wolałabym, by się to nie wydało i ci nieliczni, którzy tu zaglądają, trwali nadal w złudzeniu. Już wyjaśniam, czemu tak podeszłam: zadaję sobie pytanie, gdzie, po pierwsze, ta ironia autora się kończy (bo nie jest na tyle oczywista, by wyznaczyć jej granice nie znając innych notek), po drugie, jak wielu czytelników pojmie, że jest to ironia, a nie kolejny kominkowy tekst o relacjach damsko-męskich. I o ile teksty o mężczyźnie od stanowczych decyzji budzą lekki uśmieszek politowania, o tyle kawałki o zawstydzonym kocie już pewien niepokój.

Zatem, dla porządku, przypomnę, że antropologizowanie zwierzaka to wyjątkowa ludzka arogancja. Zwierzę ma uczucia, ma instynkty, ale nie ma przypisywanego mu w powyższej notce poczucia wstydu, a swoje genitalia traktuje jak każdą inną część swojego ciała: do spełniania swojej funkcji.

Dlatego też zaprezentowana w notce męska histeria kastracyjna, nawet jeśli ujęta w cudzysłów ironii, jest słaba i nie mogłam się powstrzymać od szyderstwa.

 

 

Edit: autor notki został poinformowany o analizie i nawet usiłował podsunąć jakieś swoje gimnazjalne wypracowanie do kolejnej analizy. Ponieważ nie bardzo ogarniał, jak to się stało, ze ktos zobaczył jego notkę na jedynce i doznał wkurwu na machobucerię, wolał na wszelki wypadek zbanować mnie, Mrw i Lady Gagę (por. Obrażony Pisak bądź Ałtoreczka). Serdeczne gratulacje!

24 uwagi do wpisu “Idzie wiosna, czas kastracji

  1. Hm, próba nadmuchania sobie ego (a jednocześnie pokazania, jakim się jest „fajnym”) za pomocą kota… dość awangardowa technika, nie powiem. Bardzo żenująca technika, niestety. :/ Nie dziwię się, że tak zareagowałaś.

    Polubienie

  2. No nic sie nad panem nie rozczulisz, nowes. A pan taki meski, dowcipny (HA, HA, HA) i takie ma nieoklepane zarciki. I jaki letki ma przyrzad, no tego, to piorko i jak wartko nim po karteczkach maca, patrzac ci gleboko w oczy, czy aby sie w odpowiednich momentach smiejesz.

    Polubienie

  3. Tekst jest tak słaby, że aż smutny. Najsmutniejsze zaś jest to, że autorowi wydaje się, że jest coś śmiesznego w sterylizowaniu kota. To tak, jakby się śmiać ze stresu dziecka, które jedzie się szczepić; trzeba być palniętym kretynem. Ach ta męska dominacja i poczucie humoru/żena_idzie_nosem.

    Polubienie

  4. Och, pominęłaś jeszcze szalone zdziwienie pana, że weterynarze nie przyjmują w czynie społecznym, tylko to jest ich praca, za którą się płaci. Prawdziwe pieniądze! Teh drama.

    Bo mi żenometr w tym momencie zwariował i nie umiałam artykułowanie skomentować. Kwiliłam tylko cichutko.

    Polubienie

  5. [Szpro: uch, nie mam jeszcze zwyczaju przeglądania spamołapa, a tymczasem autor odpowiedział]

    ale zajebiaszczo! ja chcę jeszcze! :D
    dzięki mnie miałaś temat na notkę, poużywałyście sobie, więc chyba mogę teraz poprosić o przysługę? rozbij na czynniki pierwsze, zanalizuj, wyciągnij podteksty z jeszcze jednego tekstu. tym razem dla ułatwienia wczucia się w klimat bloga i żeby nie było za łatwo, poproszę o analizę np tego:

    http://codziennostki.blox.pl/2011/01/Moj-idol-Janosik.html

    prooooszę? zrób taką analizę jak kotu, ok? :D

    Polubienie

  6. A ja dziś zaniosłam moją niewidoma kotkę Nurkę do sterylizacji. W kolejce na zbieg czekało kilka kotów i jedna kotka, nie licząc mojej. Weterynarz, który ma przeprowadzać zabiegi, wyglądał na nieco zmęczonego. Mam nadzieję, że rączki mu drżeć w czasie operacji nie będą. Tak, czy inaczej – sterylizacja to poważna sprawa.

    Polubienie

  7. No rzeczywiście gratulacje się należą. Można naprawdę być pełną podziwu dla pana, że tak dzielnie turbował tym całym problemem swoje śliczne jąderka (w mózgu ofkors :P), bo przecież mogło mu to zdecydowanie zaszkodzić na odpowiedzialną męskość, i co wtedy?
    Swoją drogą, może to ironia, ale jeśli nie – to nie sądzę, żeby było to jakieś wyjątkowe stanowisko.
    I dodam jeszcze, że czytałam kiedyś coś znacznie smutniejszego, a mianowicie refleksje pana towarzyszącego narzeczonej u lekarza (było podejrzenie, że coś niepokojącego dzieje się w jej piersi). Te marudzenia gościa na temat praw własności do damskich biustów, smętnych staników oraz dłoni przystojnego doktora obmacującego piersi MOJEJ dziewczyny i rozmawiającego z nią bezwstydnie o menstruacji – to było coś.
    A w ogóle, to dzień dobry :)

    Polubienie

  8. @ Pleciuga: za opiekę nad niewidomą kotką masz +10 do sympatii u mnie :)
    @ Sporothrix: dzień dobry. No właśnie to mnie tak rozsmarowało. Nie, że chłopak zaprzecza konieczności kastracji (chociaż fakt, że przyczyną jest, że kot znaczy teren, a nie, że będzie się męczył ze swoim popędem trochę daje do myślenia), tyle że ma takie straszliwe emo względem biednych kocich jąderek.

    Polubienie

  9. Wzruszające. Też muszę się wybrać z Azgulem do weterynarza, coby uciął mu cojones (dość już mam lania mi na buty) ale nie będę z tego robił tematu na bloga. Ale może jestem nieczuły, nienowoczesny i… już wiem, już wiem! Ostatnio usłyszałem określenie, które miało mi w założeniu ubliżyć, ale nie wyszło. Gotowi? No to…

    „bo pan jest taki… analogowy”

    Oł fakin je. Moi studenci popisali się inwencją. A analiza blogo-opka zacna :) Jak kiedyś będę odważny to podrzucę Ci kilka odcinków Apokalipsy Rafała O. :)

    Polubienie

  10. W sumie pierwsze dwie są na moim DA :)

    http://caithuniverse.deviantart.com/art/Apokalipsa-pana-O-1-149601185?q=gallery%3Acaithuniverse%2F5903887&qo=64

    http://caithuniverse.deviantart.com/art/Apokalipsa-pana-O-2-153037992?q=gallery%3Acaithuniverse%2F5903887&qo=61

    Zanim się nad nimi popastwisz – pragnę zawiadomić, że całość była przeznaczona dla moich współgraczy w World of Darkness, stąd też wizja świata i aprioryczne założenie, że czytelnik wie o co chodzi :)

    (mam uczucie, że właśnie wydałem się na ścięcie… :D )

    Polubienie

  11. Powiem tak: na analizę to jest za dobre (pomijając kwestię, że sporadycznie analizuję sama, Samek miał pecha ze swoją bucerką wpaść na jedynkę gazety). Poza tym w pierwszej części wszedłeś na teren łódzkiego getta, a ja tę tematykę uwielbiam i nie zdobędę się na obiektywizm.
    Dla mnie jest OK, spójnie, konsekwentnie, zgrabnie językowo. Jeśli chcesz porządnej oceny, radzę zarejestrować się na mirriel.net, tam grasują dużo lepsi zawodnicy ode mnie :)

    Polubienie

skomciaj mię