Garbiąc Barbie

(tytuł wymyślił Nameste, który nie ma nic wspólnego z garbieniem Barbie)

Będzie trochę emonotka, ale musicie wykazać zrozumienie, ostatnio trochę czasu spędziłam z gotem i mnie napromieniował.

Połowa lat 80., początek mojej podstawówki, zapyziała i senna miejscowość pod Łodzią, w której, na szczęście, spędziłam tylko dwa lata. Pamiętam z niej dość fajny ogród, mniej fajne koleżanki i konieczność picia płynu Lugola. W komórkach przylegających do ogrodu lęgły się małe kotki, mieliśmy własny agrest, pod tarasem stała beczka z pachnącą smołą, a na tarasie zdarzało mi się opalać nago. Któregoś upalnego lipca wybuchł pożar trzy domy dalej, a ja miałam wówczas okropną schizę na punkcie zginięcia w płomieniach; obudziły mnie w środku nocy słowa taty „dom się pali”, trauma srsly większa niż Marsz Wilków z Pana Kleksa. Ot, takie okruchy wspomnień z czasów ośmioletniej, szczerbatej Szproty z włosami do pasa: wiocha, parne lato, dziecięce lęki.

I Barbie.

Barbie przywieziono mi z Włoch; nawet nie wiem, czy były w tym czasie dostępne w  Polsce – jeśli nawet, moich rodziców niezbyt było na nie stać. Nie było też tego, co nastąpiło jakieś siedem lat później: natłoku reklam z logiem Mattel, co trafiało w sam ośrodek hejtu u bardzo wówczas mrocznego, black-metalowego Szpro (nie chcielibyście mnie wtedy znać, kupa emo i autodestrukcji plus ocean kompleksów, jakie to szczęście, że w tych czasach nie było powszechnie dostępnego internetu i nie prowadziłam blogaska). Nie znosiłam Barbie, różowego, dziewczęcego, kokardkowego, popowego i słodkiego. Teraz odreagowuję.

Moja Barbie była opaloną blondynką, miała masakrycznie obciachowy kombinezonik i buciki na obcasie. Wnet została przebrana w domowe sweterki ścibolone przez moją mamę. Mam w ogóle wrażenie, że miała z tej lalki więcej radochy niż ja. Nie miałam fazy na przebieranie jej czy czesanie. Moja mama owszem, co po latach uważam za przeurocze. Dla mnie Barbie była kolejną z wielu zabawek, które już w tym czasie były reżyserowanymi przeze mnie  kukiełkami na scenie niż prawie żywymi uczestnikami moich zabaw; dystans do odgrywanych scenek był większy i raczej chodziło w nich o snucie opowieści niż wcielenie się w rolę.  Chociaż muszę przyznać, że cycki moja Barbie miała absolutnie prześliczne i to chyba była jedyna rzecz, jaką chciałam z niej mieć (no, miała zginane kolana jeszcze). Generalnie jednak nie miałam jakiegoś OMG TO BARBIE ZAWSZE CHCIAŁAM JĄ MIEĆ.

Dużo dużo później dowiedziałam się, że Barbie szkodzi, bo dziewczynki sobie internalizują wygląd Barbie: wciętą talię, wybujały biust, długie nogi i chcą wyglądać tak jak ona (a nie jak ulubione aktorki z seriali czy modelki?); widzą ją także w typowych rolach kobiecych: przy kuchni, w salonie tudzież leżącą i pachnącą (orly?orly?!) i ogólnie robi feminizmowi wbrew. Znaczy, bardziej niż lalki przypominające niemowlęta, które imprintują rolę dziewczynki jako przyszłej matki?

Dla mnie Barbie jest śliczną kukiełką, którą łatwo przebrać i wcielić w kolejne role. Na ile te role odzwierciedlały to, jak postrzegałam siebie jako kobietę? Oczywiście, że to postrzeganie nie funkcjonuje w oddzieleniu od treści, jakie przyswajałam jako dziecko, śmiem jednak twierdzić, że bardziej niż wygląd lalki na przyswajalność miał wpływ autorytet, od którego one wychodziły: rodzice, grupy rówieśnicze, w tamtym czasie w dość niewielkim stopniu mass media; potem to się przedefiniowało w okresie buntu młodzieńczego. Na moje postrzeganie kobiecości  Barbie nie miała wpływu.

Jestem skłonna upierać się przy zdaniu, że dużo bardziej niż śliczna, niewinna lalka krzywdę robią nam wbici w patriarchat rodzice i bliscy, prorodzinne seriale i treści w prasie. A te są ubogie w inne komunikaty niż „bądź szczupła, piękna, młoda, uległa, heteroseksualna, marząca o mężu i dziecku”.  I niewiele wskazuje na rychłe zmiany: jedna z popularnych polskich blogerek używa tranwestyty jako pojęcia deprecjonującego, inny bloger, wpuszczony na jedynkę portalu, wnosi o to, by kobiety ważące powyżej 70kg nie wkładały mini, bo to źle wygląda (a pytał cię ktoś o zdanie, bucu, czy to dobrze wygląda, normalnie myślący człowiek ubiera się tak, by samej czuć się dobrze, uczucia smętnego chłopczyka z masochistycznymi fantazjami mając raczej w odwłoku) (edit: to znaczy chłopczyk nie jest smętny z powodu masochistycznych fantazji, każdemu jego porno, ale lekki mindfuck robi mi to, że takie fantazje ma chłopiec przedstawiający się na fb jako niezły casanova). Na jednym z moich ulubionych forów ulubiona trollica upiera się, że pewna bohaterka musiała być wysportowana, bo gdyby nie była, byłaby tęga, a więc nie mogłaby być atrakcyjna (ona też uważa, że najważniejsze to być dobrą żoną; trochę mi trudno zaprzeczyć, bo dobre żony są miłe, chociaż jakoś  nie zawsze chcą być miłe dla mnie).

Więc oooodpierdolcie się od Barbie.

A poza tym przeglądałam dziś amazon.co.uk i zobaczyłam Barbie jako Victorię z Twilight. Sami rozumiecie. Ej, no, rozumiecie, na pewno. Przecież na pewno macie Barbie, lego, kolejkę albo warhammerowe figurki (albo to wszystko naraz); nie wyglądacie mi na smutnych ludzi, którzy nie umieją się bawić.

45 uwag do wpisu “Garbiąc Barbie

  1. Lego, kolejka tak, Barbie nie. Nameste kiedyś ładnie napisał coś o odtwarzaniu roli podczas zabawy lalkami. I tak to jest: dziewczynka bawiąc się Barbie zaczyna porównywać się do lalki i dążyć do nieosiągalnego ideału albo daje sobie wdrukować, że jedyne co ważne, to ładnie wyglądać; dziecko bawiąc się kolejką po prostu bawi się kolejką.

    Polubienie

  2. @szpro
    Barbie jest szczególnie zła. Wszystkie mają mniej więcej identyczne rysy, makijaże, słit noski, nogi do szyi, wielkie cyce; wieją kiczem na kilometr, nie dają absolutnie nic dziecku poza poczuciem, że trzeba wyglądać jak ten nienaturalny kawałek plastiku.
    Same lalki szczególnie dla dziewczynek to też przyuczanie ich od dziecka do roli matki i też mi się to nie podoba, ale niech te lalki przynajmniej wyglądają jak ludzie a nie modelki z wybiegu.

    Polubienie

  3. 100% zgody, sama w sobie Barbie jest 100% nieszkodliwa, to kontekst czyni ja szkodliwa, podobnie, jak moze byc szkodliwym wszystko inne, zaleznie od kontekstu.

    trochę mi trudno zaprzeczyć, bo dobre żony są miłe, chociaż jakoś nie zawsze chcą być miłe dla mnie

    omg bede najmilsza zona swiata dla ciebie, luvluv

    Polubienie

  4. @sendai
    „sama w sobie Barbie jest 100% nieszkodliwa, to kontekst czyni ja szkodliwa”
    Barbie nigdy nie powstałaby przeż bez kontekstu. Jest popularna, bo kontekst istnieje; o wszystkim tak można powiedzieć, np. że sama przewaga mężczyzn w parlamencie jest nieszkodliwa bez kontekstu. Bzdura.

    Polubienie

  5. Jest popularna, bo kontekst istnieje

    [citation needed] tzn niby czemu? jest kolorowa, kolorowe rzeczy sa popularne, po prostu

    o wszystkim tak można powiedzieć, np. że sama przewaga mężczyzn w parlamencie jest nieszkodliwa bez kontekstu.

    Bzdura.
    plz nie zaczynaj wieczoru chujowych analogii? jak, barbie-sama-w-sobie i bez kontekstu to kawalek kolorowego plastiku owiniety w kolorowe tekstylia, sami mezczyni w parlamencie sami w sobie i pozbawieni kontekstu nie maja racji bytu, bo sa produktem systemu, ktory wyklucza kobiety jako mniej wartosciowych ludzi.
    transformersy tez sa twoim zdaniem szkodliwe, bo dzieci beda myslec, ze ich samochod moze zmienic sie w robota? wez srsly

    Polubienie

  6. @Ladygaga: no nie, po pierwsze, nie wyglądają tak samo (tak, risercz na amazonie był tą przyjemniejszą częścią pisania notki), po drugie, cyce są miłe niezależnie od wielkości, po trzecie wreszcie: w kiczu nie ma nic złego. Oraz IMHO dziecko rosnące w zdrowej atmosferze nie będzie chciało wyglądać jak lalka, lecz akceptowało siebie. A jeśli, to serio prędzej jak aktorka z oglądanego akurat serialu.

    @Sendai: <3 Les-i biżony są cudowne, to te heteryckie mogą nie chcieć być miłe ^^

    Polubienie

  7. @sendai
    Lepsza chujowa analogia niż chujowa naiwność. Barbie powstała jako produkt patriarchalnej wizji idealnej amerykańskiej kobiety i przetrwała do dziś właśnie dzięki systemowi promującemu wzorzec ładnej miłej laski, która przede wszystkim wygląda.
    Jak pisałam wyżej nie mam nic przeciwko kolejkom, lego, mogę dodać do tego transformersy. Barbie uprzedmiatawia kobietę tak jak te wszystkie reklamy z gołymi babami, pokazy mody, wybory missek.
    @szpro
    Ale ja znam dziewczynki, które bawiły się Barbie rozbierając i przebierając te plastiki w kółko i chciały zostać modelkami, a rosły w normalnej atmosferze. Gdyby nie takie zabawki, nie przyszłoby im to do głowy.

    Polubienie

  8. Cytat z klasyka:

    A przecież nie każda Barbie jest bogata. Bogate są lalki bogatych dzieci, które dostają Barbie, domek i samochód, a w przyszłość wejdą pewnie z dobrą szkołą i mieszkaniem od rodziców. Te biedniejsze same szyją ciuchy dla swojej jedynej lalki i wiedzą, że mogą liczyć głównie dla siebie. Głupie dzieci będą się nimi bawić w głupi sposób, niegłupie w niegłupi. Jedne z klocków zbudują domek, inne będą klockami rzucać w kolegów.

    I chyba zabawa Barbie jest lepsza niż zabawa sztucznymi niemowlakami.

    Ale nie do końca mnie to przekonuje, bo są głupi rodzice (ćwiczenia z seksualizacji, katorga wyborów małych missek i skutki po latach), no i kontekst marketoidowej kultury coraz trudniej zawiesić na kołku.

    Wcisk jest taki: możesz być kim chcesz (lekarką, modelką, prawniczką), ale zawsze masz wyglądać sexy wg wzoru patriarchalnej kultury. Jak Barbie.

    Aha, bardzo ciekawa jest historia pre-Barbie, niemieckiej lali Lilly, zwłaszcza jej komiksowego (1952–1961, niemiecki „Bild”) pierwowzoru:

    Lilli was post-war, sassy and ambitious and had no reservations talking about sex. As she had her own job she earned her own money as a secretary but wasn’t above hanging out with rich men („I could do without balding old men but my budget couldn’t!”). The cartoon always consisted of a picture of Lilli talking to girlfriends, boyfriends, her boss („As you were angry when I was late this morning I will leave the office at five p.m. sharp!”). The quips underneath the cartoons handled topics ranging from fashion (to a policeman who told her that two-piece-swimsuits are banned: „Which piece do you want me to take off?”), politics („Of course I’m interested in politics; no one should ignore the way some politicians dress!”) and even the beauty of nature („The sunrise is so beautiful that I always stay late at the nightclub to see it!”).

    Więc na razie zapisuję się do obozu ladygagi.

    Polubienie

  9. @Ladygaga:

    Ale ja znam dziewczynki, które bawiły się Barbie rozbierając i przebierając te plastiki w kółko i chciały zostać modelkami, a rosły w normalnej atmosferze. Gdyby nie takie zabawki, nie przyszłoby im to do głowy

    Naprawdę nie jestem przekonana co do tego wynikania.

    Polubienie

  10. Ech, Barbie bawilam sie glownie w burdel. Z kolezanka, bo tylko ona miala Kena. A Barbie bylo kilka, Ken tylko jeden, wiec w co innego sie tu bawic ;)) Acz moj wybor zawodu nie byl, jakby tu ujac, nadmiernie podyktowany ta zabawa. Specjalnie mnie ta Barbie nie jarala, nie jara mnie do dzis i w sumie ciesze sie, ze mojej mlodej tez przeszla natychmiast po tym jak ja dostala. Zreszta zabawka wykonana tandetnie jak rzadko. Kudy jej do Lego, kolejki, Fischer Technika, budowli z prawdziwych ceramicznych cegielek czy Innych Zabawek Ktore Rodzice Kupuja Dzieciom Bo Sami Chca Sie Pobawic.

    Polubienie

  11. Mnie już te flejmy o figurze tylko śmieszą, czasem tylko ktoś chlipnie, że chude dziewczyny nie powinny chodzić w damskich ciuchach (źródło:blipuś) :) Pewnie Barbie też powinna w worku pokutnym być sprzedawana, żeby cyckami i talią nie kłuć w oczy tych, które jej nie mają :)

    Polubienie

  12. @szprota: „na ile w dzisiejszych czasach sexy wygląd to jeszcze patriarchalny wzorzec?”

    Hm. Mnie się zdaje, że nie ma jednego typu sexy-wyglądu, że może być ich wiele, działajacych (tzn. będących dla kogosia-tama sexy). Problem z Barbie (to przecież masakrycznie rozpowszechniony wzór, i – tak – jest on w pewnym sensie kwintesencją wzoru patriarchalnego, bo taki się właśnie najlepiej sprzedaje) polegałby w takim razie na tym, że ogranicza różnorodność. Dopasowywanie się na siłę może boleć (zob. np. modelki a anoreksja).

    Lilli się łączy na tyle, na ile różnorodność ról nadal jest w jakimś stopniu pozorna )”możesz być tylko asystentką”). Ta dziewczyna z cytatu o komiksie wyżej jest niezależna, wyszczekana, mało zarabia, ale świetnie się bawi; ludność [męska] bardzo ją lubi: ozdabia i uosabia (obietnicę seksu). Ale czy ma jakiś wybór? Hm.

    Polubienie

  13. 100% zgody ze Szprotą.

    Jako dziecko miałam Barbie – kilka, musiałabym się zastanowić i policzyć, ile dokładnie. Miałam też domek, mnóstwo słodkich i różowych mebelków, sporo ubranek (i tych firmowych, i robionych na drutach).
    Próbuję się w tej chwili zastanowić, jakie były specjalizacje moich lalek, ale wychodzi mi, że chyba dopiero wtedy zaczęło się to upowszechniać. Na pewno jedna była Motylem (kuse, seksowne wdzianko i plastikowe skrzydełka do umocowania na plecach, z dziurkami do baniek mydlanych), a druga uprawiała gimnastykę – miała sportowy strój i adidasy. Tę drugą lubiłam bardziej, była moją absolutnie ukochaną lalką. A nie, wróć, jeszcze była trzecia, najnowsza, ona dla odmiany trenowała pływanie. Miała strój kąpielowy jak sportsmenki i przystawkę, dzięki której skakała na główkę. Chciałam też dostać Barbie-lekarza, ale zdaje się, że akurat nie było w sklepie. (Reszta po prostu sobie była, sama sobie dośpiewywałam, kim; w tym jednej na pewno lekarza dośpiewałam, nawet fartuszek miałam kupiony, z braku lalki.)

    Bawiłam się nimi różnie. Raz w dom (w którym były i śluby, i rozwody, i kobiety robiące karierę), raz we wspinaczkę wysokogórską (kurz na szafie był takim idealnym śniegiem!), raz w piratów, raz w jazdę konną (w ramach akcesoriów dostałam osiodłanego konia, dorwałam też, nie od Mattel, krowę podobnych rozmiarów, więc któraś z lalek jeździła na oswojonej krowie). Bawiłam się razem z sąsiadem, który miał Action Mana (męża jednej z moich lalek).

    Cały czas byłam typową chłopczycą – nosiłam męskie ciuchy tak długo, aż nabrałam zbyt szerokich bioder na nieprofilowane dżinsy, zresztą do dziś mi się zdarza wskoczyć w niekobiece ciuchy i czuć się po prostu wygodnie. Barbie nie przeszkadzały mi w wyścigach na rowerze, kopaniu piłki i łażeniu po drzewach. Ani przez chwilę nie marzyłam o karierze modelki czy aktorki, o karierze piosenkarki czy nauczycielki – bardzo krótko. Najbardziej chciałam być weterynarzem…

    Wiele słodkich Barbie, różowy domek i full gadżetów (a nawet różowe meble!) nie sprawiły, że stałam się słodką dziewczynką, że chciałam wyglądać jak lalka. Ba, nawet miałam świadomość, że Barbie nie wyglądają jak kobiety (kiedyś dokleiłam im sutki z plasteliny, a jeszcze jakiś czas potem – włosy łonowe…). Miałam świadomość, że to tylko zabawka, choć nikt mi tego nigdy nie powiedział. Sądzę, że zwyczajne widziałam, że moja rodzicielka i babcia nie są Barbie, więc i nie traktowałam lalek jako wzorzec kobiecości, a po prostu jako zabawkę.

    Za to także rażą mnie heteronormatywne, patriarchalne do urzygu seriale i reklamy – bo one bombardują umysły wzorcami. Barbie będzie taka, jak będzie się nią bawiło dziecko (a może się bawić zarówno policjantką, jak modelką). Za to serial nie będzie taki, jak oglądający. On wdrukowuje obrzydliwe schematy i już.

    Polubienie

  14. @Nameste

    Hm. Mnie się zdaje, że nie ma jednego typu sexy-wyglądu, że może być ich wiele, działajacych (tzn. będących dla kogosia-tama sexy).

    True, poszliśmy skrótem myślowym typu sexy jest szczupłe, długonogie i ma duże cyce. O swoim postrzeganiu atrakcyjności pisałam nie raz.

    Problem z Barbie (to przecież masakrycznie rozpowszechniony wzór, i – tak – jest on w pewnym sensie kwintesencją wzoru patriarchalnego, bo taki się właśnie najlepiej sprzedaje) polegałby w takim razie na tym, że ogranicza różnorodność. Dopasowywanie się na siłę może boleć (zob. np. modelki a anoreksja).

    Och, duże uproszczenie tematu anoreksji. Anoreksja nie jest chorobą z dążenia do wyglądu, a kontroli.

    Lilli się łączy na tyle, na ile różnorodność ról nadal jest w jakimś stopniu pozorna )”możesz być tylko asystentką”). Ta dziewczyna z cytatu o komiksie wyżej jest niezależna, wyszczekana, mało zarabia, ale świetnie się bawi; ludność [męska] bardzo ją lubi: ozdabia i uosabia (obietnicę seksu). Ale czy ma jakiś wybór? Hm.

    Lily nie miała. Dzisiejsze dzieci bawiące się Barbie mają.

    Polubienie

  15. Ja pierwszą Barbie dostałam od cioci z Argentyny bodajże, też albo w Polsce nie było, albo mojej matki nie było stać. Później jeszcze dostałam drugą, już chyba taką polską podróbkę Barbie (Cindy? czy jakoś tak). Trochę się nimi bawiłam, głównie w jakieś bale lalek, w efekcie zbyt intensywnego „tańczenia” lalkami jednej urwałam głowę, drugiej nogę. Nie chciałam zostać modelką, nie miałam poczucia, że to wzór kobiety i tak dalej. Tak, wiem, anecdata. Still, nie sądzę, żeby małe dziewczynki miały świadomość „że trzeba wyglądać jak ten nienaturalny kawałek plastiku.” Nienaturalny? Oh, proszę, czy figurka Iron Mana jest naturalna? Czy Transformersy są odwzorowaniem czegoś? Tak samo ten mem, że zabawa lalkami przygotowuje dziewczynki do roli matki. Dla niektórych na pewno zabawa w mamę lalki taka jest – podejrzewam, że dla tych, w których rodzinach matka jest bardzo skupiona na roli matki, nie pracuje zawodowo (albo pracuje, ale traktuje to jako zło konieczne, coś nieważnego przy tym BYCIU MATKĄ). Bo wzorem przede wszystkim są rodzice, nie zabawki. Barbie może i powstała z kontekstem, ale to nasze, dorosłych konteksty i uprzedzenia, nie dzieci. Wtłoczymy je dzieciom (świadomie bądź nie) – dzieci je przejmą. Damy im się po prostu bawić – będą się bawić.

    Polubienie

  16. Zabawki to zabawki. W moich czasach Barbie nie było, bardziej załapało się na nie moje młodsze rodzeństwo, ale o ile pamiętam, była to zabawka i tyle – plus jak w jednym z powyższych wspomnień, wiele radości dla mamusi szyjącej ciuchy bez jakichkolwiek nacisków ze strony wspomnianego rodzeństwa. Rodzeństwo wkrótce po lalce Barbie wskoczyło w rozciągnięte do kolan swetry i inne atrybuty tego a nie innego stylu (matka nie dała się namówić na glany więc rodzeństwo było nieszczęśliwe i niespełnione).
    Obecna obserwacja – wprawdzie starsze dziecko rzeczywiście przejmuje wzorce od swoich lalek (dokładniej, uparcie twierdzi, że jak dorośnie, chce być Bakuganem – to w temacie trolla o szkodliwości Transformers itp.), ale młodsze traktuje pseudo – Barbie made in China jako nieskończone źródło przerażających akcesoriów – np. leżące w zabawkowym garnku oderwane rączki i nóżki rzeczonych lalek (na pytanie o sens tej zabawy, oznajmia że „gotuje pajówki”). Tak więc chyba jednak lalki nie szkodzą… Prędzej dorośli, którzy tłumaczą dzieciom jak należy się „poprawnie” nimi bawić. No i oczywiście reklamy – zabić Disney Channel, wcześniej był to jedyny kanał dla dzieci bez reklam jaki miałom, ale się skończyło…

    Polubienie

  17. @Królowa Nocy
    Pełna zgoda pani redachtor. Laleczki dla chłopców zwykle promują obraz tępego mięśniaka (tzn. laleczka to mięśniak jak z konkursu bodybuildingu, zaś w reklamie popisuje się tekstami zdradzającymi deficyt IQ kompensowany testosteronem)

    Polubienie

  18. Ja Barbiuchy mieć nie chciałam – coś jak Szprotowy mhrok i bunth – ale pamiętam moją mamę, która strasznie chciała i jęczała mi pod Pewexem „Córeńko, kupię ci, dobrze?”
    Ale już moja siostra (rocznik ’89) załapała się na barbiowy szał. Po domu walały się stosy gołych i nie gołych lalek, oberwane głowy (ciuszki inaczej nie wchodziły), ręce (nie wnikam). I co? I nic. Barbie służyły do zabawy w dom, były uczennicami w szkole, odgrywały sceny z Króla Lwa, uczestniczyły w mistrzostwach pływackich w wannie, były alpinistkami regałowymi oraz doznawały dobrodziejstw makijażu permanentnego flamastrami.
    To nie Barbie szkodzi na umysł, serio. Owszem, sylwetkę ma kretyńską, ale kto bierze na serio sylwetkę lalki? To od lśniącej jednorodności lasek w mediach dostaje się chorych kompleksów (jeśli się dostaje).

    Polubienie

  19. @laleczki dla chłopców promują obraz tępego mięśniaka

    ja pisałam Iron Manie, on nie jest ani szczególnym mięśniakiem, ani nie jest tępy, wręcz przeciwnie, jest cholernie inteligentnym inżynierem, można tez powiedzieć, że fizykiem
    Transformersi to również inteligentna obca rasa
    oraz: „dla chłopców”? PHHH.

    Polubienie

  20. @królowa nocy
    Ok, nie orientuję się tak dobrze w rynku „action figures”. Fakt, że pan Stark w komiksowym wydaniu był rzeczywiście dość daleko od typu mięśniaka. Moje dzieci jak jużem mówiło mają inne obiekty pożądania.
    A co do „dla chłopca” – sry, ale tak jest to pozycjonowane. To, że my jesteśmy nieco nietypowe, nie zmienia wiele.

    Polubienie

  21. Już nie przesadzajmy z tą nietypowością, typowość to coś co istnieje tylko w sklepach z lalkami barbie. Tych słabiej zaopatrzonych.
    I niestety w głowach większości siedmiolatków. Serio – taka faza rozwojowa, to są mali faszyści, albo jesteś jak my albo się z nami nie bawisz. Więc dramatem było (bo nie wiem, jak jest teraz) nie mieć tej niechcianej lalki – bo nie o lalkę chodzi, a o klub dziewczynek, które mają swoją barbie. Nawet mam o tym rozpaczliwą emo notkę. Więc owszem nie barbie jest zła – to tylko perfekcyjne narzędzie do różnicowania słusznych i niesłusznych znajomych dla kilkuletnich grzdyli. Chyba.

    Polubienie

  22. @anozognozja
    „typowość” istnieje też w głowach handlowców i marketingowców. Zgadzam się natomiast, że trudno ją znaleźć w realnym świecie. Chodziło mi tylko o to, że taki człowiek -żelazko został zaprojektowany z myślą o małych chłopcach (którzy raczej mniej docenią geniusz Starka z komiksu, a bardziej podjarają się silnikami odrzutowymi w nogach i laserami w łapkach), a to, że jakiś tam odsetek kobiet po 20-tce też go kupi, who cares.
    A co do „faszyzmu” małych dzieci, masz całkowitą rację. Jedyne co mogę dodać, na pocieszenie, to to, że z tej fazy na ogół się wyrasta. Niektórym, jak Terlikowski, zostaje, ale na szczęście to mniejszość.

    Polubienie

  23. Oj nie wyrasta, nie wyrasta. Starczy spojrzeć na kluby srajfonowców i insze. „Kluby” są nadal, tylko zabawki się zmieniają. To chyba podchodzi pod społeczną rywalizację, która bywa motorem rozwoju i postępu. Kto wie, czy nie tej skłonności do małpowania siebie nawzajem zawdzięczamy nasz szybki rozwój technologiczny?

    Polubienie

  24. @anozognozja

    Więc owszem nie barbie jest zła – to tylko perfekcyjne narzędzie do różnicowania słusznych i niesłusznych znajomych dla kilkuletnich grzdyli. Chyba.

    Znaczy tak: ja tego nie doświadczyłam, ale biorę pod uwagę, że ze względu na ówczesną dostępność Barbie. Jak miałam tych wczesnych naście lat, bardziej nam chyba szło w jakieś kolorowe zeszyciki czy piórniki niż lalki, Inna sprawa, że generalnie byłam samotnicą już wtedy, ta Twoja notka jest też bardzo o mnie pod wieloma względami.
    Jednak wracając do narzędzia: OK, nikt nie mówi, że dzieciaki w grupie nie są okrutne i się nie różnicują. Mają lego, Barbie, marki ciuchów, zegarki, rowery, modę na jakieś hobby (sprawdzić czy nie ręcznie wyplatane bransoletki z kordonka); mechanizm będzie taki sam niezależnie od narzędzia. Barbie może być jednym z wielu narzędzi, na tym samym poziomie można nienawidzić gadżety z Harrym Potterem czy dinozaury.

    @lavinka
    Nie wiem, co to są kluby srajfonowców, ale jeśli masz na myśli połączenie gadżeciarstwa z posmakiem prestiżu (iPhone i prestiż, srsly), to ja bym to jednak nieco oddzieliła od rywalizacji. Tzn oczywiście, ten motyw jest, ale jest też motyw zabawy, tak po prostu: yay, mam telefon, który po wejściu w daną lokalizację wyśle mi smsa do żony, żeby wstawiła kawę.
    Wniosek o postępie technicznym z rywalizacji i naśladownictwa na poziomie no shit, Sherlock.

    Polubienie

  25. @lavinka
    Wyrasta, nie wyrasta, kluski, nie kluski. Grupy się będą zawsze tworzyć, nawet wokół dupereli większych niż przepłacony telefon. Tyle że u dorosłych wygląda to mimo wszystko nieco inaczej niż u siedmiolatków – może się skończyć conajwyżej flejmem „chyba u twoje starej na pececie”, a nie wykluczeniem społecznym dzieciaka, który nie ma Barbie, za to ma głuchoniemą matkę. Tak więc nie ta skala chyba. Ja w pracy zdołałom się dogadać z dwoma korwinoidami i jednym fanem Prezesa (TEGO prezesa), a poglądy polityczne to chyba parametr silniej różnicujący niż to, jakiej firmy zabawki dla dużych dzieci kupujesz. Po prostu z tymi ludźmi nie dyskutuję o polityce, bo wiem, że wyjdzie z tego flejm na żywo, a nie rozmowa. Dzieci nie mają niestety takich mechanizmów, jak któreś jest „dziwne” to bez zewnętrznej interwencji (do której na ogół nie dochodzi, bo nikomu się nie chce) będzie miało przesrane po wsie czasy.

    A po(d)stęp techniczny wynika raczej z nieszablonowego myślenia (zróbmy komputer w garażu). Z małpowania najwyżej wynika to, że ten postęp techniczny zarobi na siebie, ale to sprawa drugorzędna, jak coś jest „fajne” albo zwyczajnie przydatne, to w końcu się sprzeda, nie ma wała.

    Polubienie

  26. Hmmm. Wszystko ok, znaczy z tą naturalną potrzebą dzielenia się na grupy, gdzie kryterium jest barbie/mąż/ajfon/umiejętność bawienia się, a nie bycia smutasem/cokolwiek. Ja po prostu myślę, że marka „barbie” to idealne narzędzie do wycinania z grupy tych osób, które nie są ładnymi dziewczynkami. I fakt, że barbie może być gwiazdą rocka niczego nie zmienia, bo cały czas musi być barbie, czyli lalką, która wywala się na cyce (bo są za duże).
    I ja bym jednak nie łączyła tego z dorosłym gadżeciarstwem – to już tylko zabawa i chyba potrafimy się dogadać mając inne niż rozmówca gadżety. Przynajmniej większość z nas potrafi.

    Polubienie

  27. @lavinka
    „To chyba podchodzi pod społeczną rywalizację, która bywa motorem rozwoju i postępu.”

    iPhone jako element rywalizacji? Kogo z kim, srsly!

    „Kto wie, czy nie tej skłonności do małpowania siebie nawzajem zawdzięczamy nasz szybki rozwój technologiczny?”

    Nie. Weź se poczytaj i wróć jak ogarniesz nieco historię rozwoju IT, choćby.

    Polubienie

  28. iphone jako element rywalizacj w grupach fanboys. To samo dzieje sie miedzy xboxem i playstation, pecetem i konsolami, iosem i androidem, windowsem i linuxem, vi i emacsem, star wars i star trek. Moze faktycznie nie tak wykluczajaco jak miedzy pieciolatkami z action manem a tymi bez, ale nadal krwawo.

    Polubienie

  29. @anozognozja

    Ja po prostu myślę, że marka „barbie” to idealne narzędzie do wycinania z grupy tych osób, które nie są ładnymi dziewczynkami. I fakt, że barbie może być gwiazdą rocka niczego nie zmienia, bo cały czas musi być barbie, czyli lalką, która wywala się na cyce (bo są za duże).

    Jedno z wielu, ale tak, może być narzędziem.
    Co do wielkości biustu: not, ma nienaturalnie szczupłą talię, ale obwód w biuście niewiele powyżej przeciętnej: http://antyproana.blox.pl/2009/03/Idealne-wymiary.html. Stówa w biuście przy takim wzroście to nie jest jakaś monstrualna wielkość, sama mam niewiele mniej, a za monstrum się nie uważam.

    I ja bym jednak nie łączyła tego z dorosłym gadżeciarstwem – to już tylko zabawa i chyba potrafimy się dogadać mając inne niż rozmówca gadżety. Przynajmniej większość z nas potrafi.

    No nie, trochę jednak są gry w „mam droższego, bo mnie stać”; kilka lat temu ktoś jednak kupował nokię sirocco, która od strony parametrów była całkowicie przeciętna (jezujezu, nokia), ale miała lanserską obudowę i zamiast półtora kosztowała like osiem tysi.

    Polubienie

  30. @Szprota
    Wiesz, do mnie dotarło, że lubiesz barbie, na zdrowie, lub. Chodzi mi o coś zupełnie innego, mianowicie o to, że z wszystkich cudów na świecie najcudniejszym dla większości dziewczynek w wieku kilku lat, przynajmniej kiedy ja tyle miałam, było monstrum, które po powiększeniu do rozmiaru ludzkiego miałoby 183 cm wzrostu, ważyłoby przy tym 46 kilo, z czego większość w cyckach. Tak przynajmniej wynika z przytoczonej przez Ciebie tabelki. I właściwie nie mamy o czym dyskutować, bo mnie boli nie sama barbie, a to, że już w tym wieku dziewczynki doskonale wiedzą, że mają ją wybrać. A nie monstertrucka. Też drogie i prestiżowe.
    A że niektórzy kontynuują te gry później – na zdrowie, zazwyczaj mimo tego można się z nimi dogadać. No chyba, że nie można, ale to już nie mój problem.

    Polubienie

  31. @mnie boli nie sama barbie, a to, że już w tym wieku dziewczynki doskonale wiedzą, że mają ją wybrać. A nie monstertrucka. Też drogie i prestiżowe.

    OK, trochę to przeoczyłam w twoich wcześniejszych wypowiedziach, przepraszam.

    Polubienie

  32. Albo to ja się zafiksowałam na „ja tak nie miałam”; kwestia atrakcyjności fizycznej pojawiła się u mnie raczej w czasach licealnych, więc już nie Barbie, a ciuchy i sylwetka (wczesne najntinsy, które, TAK, CHOLERA, WIEM, ŻE NIE BYŁY DZIESIĘĆ LAT TEMU). Na razie widzę takie wątki:
    – ładne dziewczynki mają fajne Barbie = #ładnizm i wykluczenie brzydkich – nie doświadczyłam, nie widuję, nie mam stanowiska
    – dziewczynki kopiują sylwetkę Barbie – moim zdaniem nie, bezmyślnemu odchudzaniu czy ruchowi pro-ana towarzyszy w pierwszej kolejności brak akceptacji od strony bliskich i brak poczucia kontroli
    – ogólnie zabawki a rywalizacja przeniesione w dorosłość – bez demonizowania, jak ktoś ma parcie na wyścig, to użyje do tego różnych narzędzi, niekoniecznie lalek czy elektroniki

    (aha, nie przywitałam, ale też miło mi cię tu widzieć)

    Polubienie

  33. Ad 1 i 3 ok.
    Ad 2 nerwice są warunkowane kulturowo. Kiedyś panny nieakceptowane z brakiem poczucia kontroli mdlały lub ostawały histerii, teraz się odchudzają – zmiana nie wzięła się z plam na słońcu tylko z kontekstu kulturowego, reszta wieczorem, jak zweryfikuję sobie to co mi się wydaje, że wiem o socjalizacji u małych grzdyli, żeby nie bredzić za bardzo.
    No i też się nie przywitałam, bo jakoś tak z biegu i naturalnie mi się weszło, ale oczywiście ktoś wlazł i sformalizował, więc witam się, żeby nie było, że nie.

    Polubienie

skomciaj mię