Kolejka ze stoperem

Projekt został wstępnie obśmiany u MRW. Tamże w komentarzach wyraziłam swoje obawy co do pomysłu Witolda Szabłowskiego (i roli Wojtka Orlińskiego, który ma się zjawić jako bogaty wujaszek z zachodu):

Och, tutaj mamy jeszcze double feature pod postacią kolonizatora, który udaje, że żyje życiem dzikich, ale ZAWSZE MOŻE WRÓCIĆ i drugiego, który przyjdzie z misją uratowania pierwszego, zagubionego w akcji, ojej, it’s so men’s world, że mnie tylko przyjdzie poszukać jakiegoś wzoru z burdy i pracowicie szyjąc, popatrzeć.

Nieno, srsly, ja rozumiem nostalgia trip, landrynkowa oranżada nie smakuje jak kiedyś, a gronkowiec w wodzie z saturatora nie był tak gronkowaty jak teraz, ale srsly, PRL nie polegał na wyłączeniu komórki i zredukowaniu telewizji do dwóch kanałów. A coś mi mówi, że do tego się sprowadzi.

PS ciekawe, czy żona dziennikarza S. będzie używała waty, grubych pieluch belli czy pójdzie w hipster much i podpaski będzie szyć ręcznie.

Przyszło nam czekać niecałe trzy miesiące na odpowiedź z postscriptum: otóż żona S. używa waty i potwierdza niewygodę tego środka higienicznego. No shit Sherlock. Moje pierwsze menstruacje przypadły na czasy PRLu i tak, w użyciu była również wata. I pozostawiam waszej wyobraźni fakt, że do tej pory pamiętam – sprzed ponad dwudziestu lat – sytuację, w której ta wata jednak przesiąkła i ktoś się zapatrzył na plamy na moich spodenkach.

Pocieszające wydaje się być to, że pani Izabela nie przeniesie się w PRL z tym, że nawet jak jej przesiąknie, prawdopodobnie będzie się czuć mniej upokorzona: w latach 80. o miesiączkowaniu się raczej nie mówiło w przestrzeni publicznej, a z trudem nabyte podpaski nie leżały na widoku, bo wstyd przed tatą. Teraz sobie wiszą w przezroczystej kosmetyczce na widoku i są do tego takie radośnie kolorowe.

Generalnie tego typu publikacje skutkują odjazdem w mentalną wymianą historyjek z gum Donald, a przecież od kilku lat i tak widać w ciuchach (srsly, ludzie noszący z pełną powagą i bez żadnego poczucia obciachu rzeczy, w które ubierała mnie moja mama), w ogólnej modzie na gadżety ze sklepów typu Pan Tu Nie Stał tęsknotę za estetyką PRLu. Ja ją z wielkim trudem, ale pojmuję, najbardziej w zdjęciach, no kto tu nadużywa lomoefektu wrzucając fociaki na fejsbunia, no kto.

Szczękościsk powoduje jednak to, że dla Witolda kolejka to abstrakcyjny pomysł, który sobie odegrał przesuwając się ze stoperem po chodniku. Że dla Izabeli to zmiana kuchni na bardziej węglowodanowo-tłuszczową i ciuchy po znajomej. Że w reportażu już teraz, a ma to być wszak cały cykl, zebrany w formę książkową, widać wzgardę dla ludzi, którym podoba się współczesna cywilizacja: konto na fb, internet w komórce, powszechność artykułów spożywczych z całego świata i możliwość robienia zakupów w sieciówkach.

Nade wszystko zaś, jak napisałam w dyskusji na googleplus:

Ja w ogóle mam hejt na te biedahipsterskie cosplaye; SPAŁEM PRZEZ MIESIĄC NA CENTRALNYM SPĘDZIŁEM JAKIŚ CZAS NA CENTRALNYM WIĘC WIEM, CO TO BEZDOMNOŚĆ DZIWKO (i napisałem zajebiste opko, tylko nie); bawimy się w jest nam gorzej i dajemy takie zajebiste świadectwo, nijak nie pomagajac tym, którzy gorzej mają cały czas.

(ups, pomyliłam dworce, to był katowicki dworzec i nie opko, a cała powieść)

O tym, jak się w tym wszystkim czuje dwuletnia córeczka państwa dziennikarzy napisała Królowa Nocy; nie mam nic do dodania w tej kwestii.

Ludzie, serio, robienie sobie gorzej dla zabawy napisania reportażu zgromadzenia doświadczeń to nieprzeciętna arogancja wobec tych, którzy nie mają takiego wyboru.

73 uwagi do wpisu “Kolejka ze stoperem

  1. Krótkim emem, kończąc karmić własną córkę – jak sobie pomyślę, że miałbym skazać własne dziecko na coś takiego, to wszystko mi się wywraca i mam ochotę mordować. To samo dotyczy żony (już pomijam uberbucerskie maczystowskie podejście „nie znam żadnego faceta, który w ’80s by tak robił) – najchętniej złapałbym stary kask ORMO, który dynda jeszcze u mojej babci na strychu, zorganizował jakąś lolę i zrobił panu redaktorowi obywatelski PRL.
    I tak, wiem, podpadam pod groźby karalne, trudno.

    Polubienie

  2. A może nie dla zabawy, nie dla reportażu, nie dla tego czy tamtego, tylko dla zarobienia kurna pieniędzy na hipotekę. Nie wiem, nie znam ich, ale wszystko drożeje, a żyć trzeba.

    Socreal zabijał człowieczeństwo że tak powiem górnolotnie (jak można udawać stanie w kolejce bez tego hejtu współkolejkowiczów; jak można zasymulować tę beznadzieję), ja wiem. Ale.

    Polubienie

  3. 1. Jakub Ćwiek nie twierdzi, że SPAŁ na dworcu (raczej bardzo wyraźnie mówi, że nie spał).
    2. Nie udał się na dworzec celem napisania ksiązki, tylko przymus przebywania na dworcu dał mu pomysł na książkę.

    Polubienie

  4. Poza wymienionymi przez Szprotę buc-fragmentami naprawdę drażnią (bardzo) te wszystkie uwagi o porzuceni sushi i jadania w restauracjach na mieście, braku opiekunki itp. rzeczy typowych dla wielkomiejskiej klasy średniej. OK, wszystko jest dla ludzi, problem w tym, że stosunkowo niewielu ludzi na to stać. Ja, ilekroć spotkam się z kimś wyraźnie biedniejszym – mam wyrzuty sumienia, jakiś dyskomfort płynący ze świadomości, ile kosztuje godzina mojej pracy a ile prostego robotnika na budowie czy ekspedientki w sklepie. To oni mieszkają – wciąż – w peerelu.
    Ten reportaż został napisany językiem propagandy Nowej Wspaniałej Polskiej Rzeczywistości. Dość często widzę taki w GW i Polityce.

    Polubienie

  5. Uważam, że błąd nie jest popełniony w założeniu, tylko koleś po prostu robi to źle on many levels (nie mówię, że akurat ten pomysł jest jakoś lepiej realizowalny).

    Ale jak Hugo Bader robił za bezdomnego (i potem po dwudziestu latach znów) to nie miało się tego uczucia zażenowania, co tu.

    Polubienie

  6. „A może nie dla zabawy, nie dla reportażu, nie dla tego czy tamtego, tylko dla zarobienia kurna pieniędzy na hipotekę.”

    Jedno nie wyklucza drugiego. A nawet wręcz zawsze idzie w parze — dla kasy, bo to w końcu zawód i dla jakiegoś pomysłu (żeby już nie mówić, że idei). I tu deklaratywnym pomysłem jest „eksperyment”.

    Polubienie

  7. Nowa Polska Rzeczywistość JEST wspaniała w porównaniu z PRLem (przynajmniej dla mnie i dla wszystkich, których znam osobiście).
    Niemniej jednak ten reportaż jest od samego początku skopany w założeniach i w szczegółach (z nieszczęsnym Rubinem na czele). Więcej na G+.

    Polubienie

  8. Z całej tej historii może wyjść jedna pozytywna rzecz. Teraz obowiązują dwie narracje o PRL. Jedna nostalgiczna z saturatorem, obrazkami z gum do żucia i kiedyśtrawabyłązieleńszą. Druga – teh horror, mordują na ulicach, torturują w więzieniach. Obie wykrzywiające rzeczywistość i irytujące. Projekt redaktora S., o ile nie popadnie w tę pierwszą, ma szanse pokazać PRL taki, jak ja zapamiętałem. Kraj beznadziejnej biedy, w którym nic nie można było kupić, a co najwyżej „załatwić” i na pewno nie mam ochoty do niego wracać. Ale też kraj, w którym większość ludzi próbowała po prostu normalnie żyć, miała swoje małe radości i na co dzień nie stykała się z opresyjnością reżimu.

    Polubienie

  9. „Ludzie, serio, robienie sobie gorzej dla zabawy napisania reportażu zgromadzenia doświadczeń to nieprzeciętna arogancja wobec tych, którzy nie mają takiego wyboru.”

    A Günter Wallraff?
    BTW czytając „Szlagier” w głębokim PRLu miałem wrażenie, że książka jest histeryczna, ale być może zawinił tu przekład („zanieś artykuł do Layouta”)

    Polubienie

  10. Aha – czytając własne komentarza w zacytowanej notce MRW stwierdzam, że nie mam nic do dodania. Pomysł wydawał mi się nierealny i pierwsze doniesienia (jak rozumiem efektem projektu będzie książka) wskazują, że się nie myliłem.
    Z prawie każdego zdania tekstu z DF wyziera niedbałość w rekonstruowaniu realiów. Każde szczegół może jest i mało ważny, ale razem widać, że redaktor symuluje życie nie w PRLu, a w tworze pochodzącym z ziemkiewiczowskiego riserczu.

    Polubienie

  11. Na 3/4 tego, co on tam pierdolił byłem like dude, 3/4 ludzi tak ma. Straszny kutas to musi być ten człowiek, bo nie wierzę, że ktoś tak odcięty od świata by nie był

    Polubienie

  12. Radkowiecki, bo dla mnie to bucera z tej samej mańki: pobawię się w biednego i zużyję to na materiał do powieści. Plus fandom wzdychający „och, jaki on dzielny, nie bał się tkwić na dworcu”. Nie, nie i jeszcze raz nie.

    Polubienie

  13. Dla mnie założenie odtworzenia sobie we własnym domu PRL-owskich warunków jest w ogóle nierealne, bo nawet jeśli wywalił z mieszkania współczesne meble i zastąpił je NRDowską meblościanką, kupił sobie na potrzeby eksperymentu telewizor Rubin i telefon z tarczą, schował głęboko do piwnicy wszystkie wydane po 1981 książki i płyty, to i tak współczesność wdziera mu się do domu drzwiami i oknami. Może ograniczać się do oglądania dwóch programów telewizji w wybranych godzinach, ale już treść tego, co ogląda, będzie całkiem inna. Skąd weźmie radzieckie filmy, dobranockę z wilkiem i zającem, monotonne informacje w Dzienniku Telewizyjnym o kolejnych zjazdach partii i wizytach Pierwszego Sekretarza w fabryce, czy na budowie?
    Tak samo z zakupami. Ok, mogą założyć, że kupują to, co jadło się za PRLu (i, jak rozumiem – w takich ilościach, jakie były przydzielone na kartki?), że stoją w każdej dostępnej kolejce – ale skąd weźmie to poczucie niepewności, czy aby na pewno dla mnie starczy? Jego żona będzie używać waty zamiast podpasek – ok, ale kiedy jej tej waty zabraknie, to pójdzie do pierwszej z brzegu apteki i kupi, a nie będzie w nerwach oblatywać całe osiedle, bo może gdzieś akurat rzucili (u mnie na osiedlu w aptece na stałe przyklejona była kartka „waty, ligniny, podpasek brak” – bo nawet jak się pojawiały, to na tak krótko, że nie opłacało się jej zdejmować). Ponadto w tyle głowy cały czas będzie ta świadomość – „żyjemy tak, bo sami to wybraliśmy” – a nie „bo takie jest życie i warunki, i nie ma od tego żadnej ucieczki”.

    Polubienie

  14. @Kura z Biura
    „Ok, mogą założyć, że kupują to, co jadło się za PRLu (i, jak rozumiem – w takich ilościach, jakie były przydzielone na kartki?)”
    Tak, w pełnej wersji tekstu (tylko na papierze) jest otwartym tekstem, że kupują tyle, ile było na kartki („cukru mamy za dużo, tylko wódki za mało”). Narzekają, że przytyli na PRLowskiej diecie, tylko mała Marianna nie tyle i tęskni za bananami.

    Polubienie

  15. „kupują tyle, ile było na kartki”
    Tylko to było zmienne w czasie… Stąd sprzeczne zeznania dotyczące masło, które było na kartki, potem bez kartek, potem znów na kartki.

    O wtopie z Rubinem już pisałem na blipie, mnie wkurzył żarcik: „w latach 80. mężczyźni nie zmywali naczyń”. RZECO?

    Polubienie

  16. No więc właśnie. Gość pisze niby żartobliwie, ale z wielką pewnością siebie:

    „Aby zamienić mieszkanie na PRL-owskie potrzebujesz telewizora czarno-białego, najlepiej marki Rubin”

    No i to jest głupie, bo oczywiście w PRLu normą były telewizory czarno-białe, ale akurat nie były to Rubiny, gdyż cz-b radzieckich Rubinów nie importowano. Praktycznie jedyne Rubiny w latach 80. były jak na złość kolorowe.
    Samo w sobie drobiazg, ale prawie wszystkie realia w tym tekście są równie dokładne.

    „mój tato nie zmywa”

    To przykre. Ja zmywałem już wówczas, a do emerytury miałem ho-ho.

    Polubienie

  17. @szpro
    „Ludzie, serio, robienie sobie gorzej dla zabawy napisania reportażu zgromadzenia doświadczeń to nieprzeciętna arogancja wobec tych, którzy nie mają takiego wyboru.”

    No przecież w ten sposób można zdissować znakomitą większość reportażu jako gatunku. Hugo-Bader tylko przejeżdża przez Syberię, a niektórzy pechowo tam mieszkają i nie mogą sobie wybrać wygodnego życia warszawskiego reportera. Adam Leszczyński tylko przejeżdża przez Afrykę, a niektórzy pechowo tam mieszkają i nie mogą sobie wybrać wygodnego życia podwarszawskiego publicysty.

    Zostawiłabyś tylko takie reportaże, które akurat najbardziej lubię pisać ja – bo ze względu na swoją osobistą osobowość, najchętniej jeżdżę tam, gdzie ludziom żyje się całkiem znośnie (Sztokholm, Krzemowa Dolina, Sierra Morena). Ale ja akurat uznaję, że ich książki z tych koszmarnych zakątków są ciekawsze od moich.

    Polubienie

  18. @wo:
    „Zostawiłabyś tylko takie reportaże, które akurat najbardziej lubię pisać ja – bo ze względu na swoją osobistą osobowość, najchętniej jeżdżę tam, gdzie ludziom żyje się całkiem znośnie (Sztokholm, Krzemowa Dolina, Sierra Morena).”
    A wiesz, że chyba tak. Z zastrzeżeniem jak poniżej.

    „Ale ja akurat uznaję, że ich książki z tych koszmarnych zakątków są ciekawsze od moich.”
    Konflikt porno versus ideolo. Są ciekawsze, wydają mi się mniej etyczne. Jeśli mamy w sobie na to zgodę, proszę bardzo. We mnie to jednak budzi sprzeciw.

    Polubienie

  19. @szprota
    To trochę droga do nikąd jednak – a Kapuściński, Milewicz, Tochman? Oczywiście, nie ten ciężar gatunkowy, bo nie pisali „dla zabawy”; ale przecież mimo że „robili sobie gorzej”, to i tak mieli niewspółmiernie lepiej od tych, którzy nie mieli wyboru.

    Polubienie

  20. @winner.schnitzel
    „nie ten ciężar gatunkowy, bo nie pisali „dla zabawy”;”

    Jakie są prawdziwie prawdziwe intencje autora, tego nigdy tak do końca nie wiesz. Postawa zatroskanego sumienia całego świata może być autokreacyjną pozą (podobnie zresztą jak postawa wesołka).

    Polubienie

  21. @wo
    No nie, korespondent wojenny i pan zapuszczający wąsa, żeby przyoszczędzić na polsilverach, to dwa różne systemy walutowe. Szabłowski przez trzy miesiące na diecie smalcowej ma jednak większe szanse na przeżycie, niż gdyby kluczył po polu minowym. Ale to co pisze Szprota, to pokątne echo opinii „reporterzy to hieny”, z którym się nie do końca zgadzam.

    Polubienie

  22. @winner.schnitzel
    „No nie, korespondent wojenny i pan zapuszczający wąsa, żeby przyoszczędzić na polsilverach, to dwa różne systemy walutowe. ”

    Jesteś pewien? Tu masz jego bio: http://www.culturecongress.eu/people/szablowski_witold

    Choć specjalizuje się w tematyce tureckiej, pisał również o Serbach i Albańczykach w Kosowie, albo Polakach i Romach w Brzegu. Jako reporter stawia sobie trudne zadania: rozmawia z rodziną Alego Agcy, robi program o polskiej lustracji z dziennikarzami brytyjskiej al Dżaziry, jeździ autostopem po Kosowie, przemierza tureckie stragany tropem buta, którym iracki dziennikarz, Muntadar al-Zaidi rzucił w George’a Busha Juniora.
    (…)
    W 2008 roku uhonorowano go Nagrodą im. Melchiora Wańkowicza w kategorii Inspiracja Roku 2007, za „nawiązanie do najlepszej szkoły reportażu – ukazanie nieznanego oblicza Turcji, rzetelną dokumentację, oszczędny, ale obrazowy język”. W tym samym roku jego reportaż poświęcony tureckim zabójstwom honorowym, „To z miłości, siostro”, dostał wyróżnienie w konkursie Amnesty International „Pióro nadziei”, w którym wybiera się najlepsze teksty dotyczące praw człowieka. W 2010 roku Szabłowski został laureatem Nagrody Dziennikarskiej Parlamentu Europejskiego za reportaż „Dziś przypłyną tu dwa trupy”, poruszający problem nielegalnych imigrantów przybywających do Unii Europejskiej.

    Polubienie

  23. @wo
    Ok, czytałem „Zabójcę z miasta moreli”, o Kosowie nie wiedziałem – ale życiorys Szabłowskiego nie powoduje, że „hipster PRL” przestaje nagle być zabawą w porównaniu.

    Polubienie

  24. @wo
    „Hugo-Bader tylko przejeżdża przez Syberię, a niektórzy pechowo tam mieszkają i nie mogą sobie wybrać wygodnego życia warszawskiego reportera. Adam Leszczyński tylko przejeżdża przez Afrykę, a niektórzy pechowo tam mieszkają i nie mogą sobie wybrać wygodnego życia podwarszawskiego publicysty.”
    Hugo -Bader – bardzo orientalizuje, Leszczyński i Afryka, tu podobnie jak z Kapuścińskim jednie co to przytoczyć Wainananę, Tochman był w Rwandzie chwilę i pisze z pozą och jaki byłem dzielny i znam Afrykę od podszewki. Reportaż jest dość niewdzięcznym i lekko niemoralnym zajęciem, podobnie jak badania terenowe, to dośc oczywiste dzisiaj przecież. Można jednak starać się robić te rzeczy na jkimś poziomie.
    „rozmawia z rodziną Alego Agcy, robi program o polskiej lustracji z dziennikarzami brytyjskiej al Dżaziry, jeździ autostopem po Kosowie, przemierza tureckie stragany tropem buta, którym iracki dziennikarz, Muntadar al-Zaidi rzucił w George’a Busha Juniora.”
    Po dziadowskim tekście PRLu strach badać co on wysmażył o tamtych krajach, i mały hint dla klasy średniej, autostop w Kosowie to nie musi być coś bardzo uber, dzielnego, wiesz tam ludzie mieszkają na co dzień.

    Polubienie

  25. @winner
    „ale życiorys Szabłowskiego nie powoduje, że „hipster PRL” przestaje nagle być zabawą w porównaniu.”

    Nie jest, ale na jego miejscu mając dwuletnie dziecko też bym szukał zleceń, które pozwolą siedzieć w domu z rodziną.

    Polubienie

  26. @szprota i Ek
    Ehrenreich to faktycznie dobra robota wcieleniowa, tylko odrobinę nie pasuje. To była wycieczka w zmianę klasy a nie pseudorekonstrukcja historyczna. Chociaż fakt, iż Ehrenreich była bardzo dbała o szczegóły, na przykłąd podkreślała jakie ma przewagi, na przykłąd wszytkie zdrowe zęby, zdrowe podleczone ciało itd. To było dobre dziennikarstwo śledczo-wcieleniowe.

    Polubienie

  27. „Ehrenreich to faktycznie dobra robota wcieleniowa, tylko odrobinę nie pasuje. To była wycieczka w zmianę klasy a nie pseudorekonstrukcja historyczna.”

    To faktycznie co innego, ale jest jednak (podobnie jak wspomniany już Wallraff) stosunkowo najbliższe temu dziwacznemu i nierealnemu pomysłowi.
    Była też dziennikarka, która dała się zamknąć w domu wariatów i pisała reportaże o strasznym losie pacjentów.

    A „podróży w czasie” nie próbował chyba do tej pory żaden dziennikarz. Bo rekonstrukcji bitew nie liczymy?

    BTW nieźle zarabiający dziennikarz w PRL anno domini 1980 mieszkający na Ursynowie nie miałby żadnego telefonu. Popróbowałby żyć z najbliższym automatem na zatłoczonej poczcie.

    Polubienie

  28. No ale zaraz; okropne jest to, na co zwraca uwagę Fanterlika: facet de facto robi sobie wycieczkę w „jak żyją 3/4 Polaków”, ale estetyzuje to sobie hipsterskimi dekoracjami modnych ejtisów oraz dorabia ideologię o „eksperymencie” peerelowskim. Dzięki temu może wygodnie uciec od faktu, że opisuje prawie-że codzienność ludzi, mieszkających troszku dalej, których sobie nie zauważa.

    Polubienie

  29. Ehrenreich „zmieniała klasę”, żeby opisać jakąś rzeczywistość; Szabłowski żadnej rzeczywistości nie opisuje, tylko właśnie fałszuje: niedostatek przenosi się w „25 lat temu”, ludzie, żyjący w 2011 mniej-więcej tak, jak on to opisuje, zostają tym skuteczniej zniknięci.

    Polubienie

  30. @czescjacek
    Ale Ehrenreich była świadoma, robiła wycieczkę „międzyklasową” żeby coś pokazać. Szabłowski robi to, co robi bo jak napisałeś ma wspaniale rozwinięte mechanizmy wypierania i zaprzeczania. On niechcący robi wycieczkę klasową, ale albo tego nie wie albo jest cynikiem. nie wiem co gorsze.

    Polubienie

  31. @Szabłowski robi to, co robi bo jak napisałeś ma wspaniale rozwinięte mechanizmy wypierania i zaprzeczania

    Znaczy, ja nie wiem jakie on ma mechanizmy i czemu to robi, ale to nie ma wielkiego znaczenia; można zjebać sam tekst, nie wchodząc w takie rozważania, które są słabe, niezależnie czy jako pochwała: „fajnie się urządził, z dwuletnim bachorem może pracować w domu”, czy przygana: „jest głupi, nieświadomy klasowo i się nie myje”.

    @On niechcący robi wycieczkę klasową

    Aha; wycieczkę klasową z atrakcjami.

    Polubienie

  32. @wo: „Hugo-Bader tylko przejeżdża przez Syberię… Adam Leszczyński tylko przejeżdża przez Afrykę….”

    … a Szabłowski przez nic nie przejeżdża, tylko bawi się w Indian jak mały chłopczyk: wigwam z koca zarzuconego na stół w jadalni i pemikan z płatków kukurydzianych, a ognisko z lampki nocnej. Serio, to właśnie robi Szabłowski. Bo Szabłowski nie pojechał do PRL-u (bo, hint, PRL-u nie ma i nie będzie), tylko tak się bawi.

    I OK, niech on sobie tak robi, skoro mu dobrze. Chłopcy lubią się bawić w Indian, wojnę, różne surwiwale i pejntbole, no i w PRL pewnie też. Albo w biednych ludzi. Jaka super zabawa. Ale robienie z tej zabawy serio-reportażu i zmuszanie dziecka do udziału to już nie jest fajne. To jest mocno niefajne. PRL nie polegał na czarno-białej telewizji, a klimatu beznadziei, represji i samotności nie odtworzy się za pomocą waty i meblościanki. Zabawa w takie socreality show? Proszę bardzo, ale z odpowiednim komentarzem: bawimy się w przebierańców, robimy to dla hecy. Jak dzieci przebierające się za Cyganki na bal noworoczny.

    Polubienie

  33. @czescjacek
    „No ale zaraz; okropne jest to, na co zwraca uwagę Fanterlika: facet de facto robi sobie wycieczkę w „jak żyją 3/4 Polaków”,”

    No jednak to też nie, bo 3/4 Polaków nie ma takich luksusów jak przychodzenie do pracy gdy się na to ma ochotę i wychodzenie o szesnastej.

    „Dzięki temu może wygodnie uciec od faktu, że opisuje prawie-że codzienność ludzi, ”

    Jeśli naprawdę tak wygląda prawie-że codzienność 3/4 Polaków, to jesteśmy w jakimś pieprzonym raju i należę do tej pechowej mniejszości, która nie wie, że nie ma sensu odstawiać takiego karoshi. Co mam zrobić, żeby awansować do tych od herbatki i wychodzenia o szesnastej?

    @nessie
    „a Szabłowski przez nic nie przejeżdża, tylko bawi się w Indian jak mały chłopczyk: wigwam z koca zarzuconego na stół w jadalni i pemikan z płatków kukurydzianych, a ognisko z lampki nocnej. Serio, to właśnie robi Szabłowski. ”

    Zgoda, ale to tak naprawdę dotyczy właśnie reportażu jako gatunku. Jeśli macie wrażenie, że Kapuściński stapia się w jedno z partyzantami z Ruchu Wyzwolenia Ubunga-Mabunga, to jest to tylko wrażenie. Dajecie się nabrać na autokreację. Wszelki reportaż to tak naprawdę zabawa w Indian. Nawet jeśli czytacie słowa typu „Dzień dobry, to ja, wasze ukochane sumienie świata, dziś wam opiszę z górnego diapazonu, jak bardzo rozdziera mi serce los tych kolesiowców, których opisuję akurat w tym tygodniu”, to też jest tego typu zabawa, tylko inaczej opakowana.

    Przecież jeśli ktoś się NAPRAWDĘ stanie członkiem plemienia Ubunga-Mabunga, to przede wszystkim nie będzie umiał pisać reportaży. Ten gatunek nieprzypadkowo wymyślili zepsuci dobrobytem angielscy arystokraci z początku lat XIX wieku, którzy zabijali swe ennui podróżując przez krainy rozmaite i spisując swe Fascynujące Przygody Z Podróży Przez Europę (albo i Amerykę).

    „Ale robienie z tej zabawy serio-reportażu ”

    Co to jest serio-reportaż i czym się różnie od nieserio-reportażu? Czy reportaż typu „koleś przyjeżdża do naukowców i pyta, jak wynaleźli MP3” jest serio czy nie?

    „zmuszanie dziecka do udziału to już nie jest fajne.”

    Dla dwulatka jeszcze wszystko jest zabawą, nawet „bawimy się, że banany nie istnieją”. Takie dictum, że „ale dzięki temu tata jest częściej w domu, bo dzieci, które jedzą banany, rzadziej mają tatę w domu, no weź ich zapytaj, czy ich tata wczoraj poszedł do pracy” (tak ja bym to sprzedawał dwulatkowi), rozwiązuje sytuację.

    ” ale z odpowiednim komentarzem: bawimy się w przebierańców, robimy to dla hecy. ”

    Przecież to jak z piosenki o Celinie: zrozumcie że ja was bawiłem śpiewem swym tylko dla zwykłej draki, w ogóle prawdy nie ma w tym. Każdy reportaż powstaje dla hecy (ściślej rzecz biorąc, dla honorarium). Praca taka, hydraulik przepycha rury, reporter się bawi w przebierańca.

    Polubienie

  34. @czescjacek
    „Czyli jeśli reporter dostanie kasę za reportaż, to nie można powiedzieć, że reportaż był głupi i bez sensu, bo przecież zrealizował swój cel.”

    To można zawsze powiedzieć, NAWET jeśli go napisał dla idei, autentycznie wzruszony i wstrząśnięty słusznie słuszną sprawą Ruchu Wyzwolenia Ubunga-Mabunga. Ja się tylko odnoszę do postulatów w stylu „zaznaczać, że to nie jest na serio” albo „nie udawać, że się ma gorzej, bo się ma lepiej, a niektórzy nie mają wyboru”.

    Bear Grylls teraz u mnie na ekranie telewizora zdradza maoryskie sposoby na przetrwanie w dżungli. Ani nie jest Maorysem, ani też nic mu tak naprawdę nie grozi, bo w razie problemu ewakuują go helikopterem. Ale fajnie się ogląda, jak szuka padliny, żeby zrobić przynętę.

    Polubienie

  35. @fronesis
    „Tu dla Ciebie poradnik jak pisać o Afryce,”

    Dzięki, już go sobie downloaduje mój serdeczny przyjaciel, Łajdefak Szudajgiwedamn. Wygląda na żywotnie zainteresowanego.

    Polubienie

  36. @fronesis
    „Pogadajcie sobie jak rasistowski buc z rasistowskim bucem.”

    Przekazałem mu, że jakiś koleś z interwebsów ma do niego jakieś wąty. Zrobił wrażenie wstrząśniętego.

    Polubienie

  37. @RatOfWar –> Stereotyp w ogóle nie jest. Ale małym dzieciom można wybaczyć, bo małe dzieci rozumują stereotypami, tak się rozwijają ich kompetencje językowe. Krzesło: cztery nogi i oparcie. Stół: cztery nogi i kwadrat na wierzchu. Cyganka: czerwona spódniczka z koła i zabójczy uśmiech. Pirat: chustka na głowie i przepaska na oku. Kosmonauta: skafander z poliestru i kask motocyklowy. PRL: meblościanka i niemabananów.

    Powstaje jednak pytanie, czy pan Szabłowski ma 3 latka i czy pisze (dyktuje?) te swoje sprawozdania z balu przebierańców dla trzylatków. A jeśli tak, to dlaczego nie drukuje ich w „Misiu”.

    Ogólnie rzecz biorąc, szkoda dziennikarza, bo robi z siebie głupka i przy każdym kolejnym reportażu (a także czytając wcześniejsze) pierwszym odruchem na widok nazwiska będzie „A, to ten, co nie wie, o czym pisze, więc zmyśla i cuduje”.

    Polubienie

  38. @nessie
    „A jeśli tak, to dlaczego nie drukuje ich w „Misiu”.”

    Generalnie wszyscy drukujemy tam, gdzie zamówiono, zapłacono itd. Gdybym dostał atrakcyjne zamówienie z „Misia”, oczywiście też bym napisał (właśnie zresztą trzasnąłem coś dla wydawnictwa „Nasza księgarnia”, podobne klimaty).

    „Ogólnie rzecz biorąc, szkoda dziennikarza, bo robi z siebie głupka i przy każdym kolejnym reportażu (a także czytając wcześniejsze) pierwszym odruchem na widok nazwiska będzie „A, to ten, co nie wie, o czym pisze, więc zmyśla i cuduje”.”

    Tekst, który się wybija ponad przeciętność, przeważnie też budzi czyjeś tam zastrzeżenia. Nie ma czegoś takiego, jak dobry dziennikarski materiał, który spodobał się wszystkim – ale – to – naprawdę – wszystkim. Przeważnie im bardziej spodobał się Jednym, tym bardziej zdenerwował Drugich. Więc oczywiście haters gonna hate, hipsters gonna hipst, i niech się udławią.

    Polubienie

  39. @wo
    „Wszelki reportaż to tak naprawdę zabawa w Indian”.

    Zastanawiam się, czy twoje cyniczną ocenę tego gatunku podziela np. Hugo-Bader. Jeśli tak, to przecież czyni go to takim Cejrowskim tylko adresowanym do odrobinę innego czytelnika. Notabene wśród ludzi, którzy mają coś więcej do czynienia z postsowieckim wschodem (głównie jako akademicy) odwołanie się do Hugo-Badera funkcjonuje jako inside-joke.

    Polubienie

  40. @erm
    „Zastanawiam się, czy twoje cyniczną ocenę tego gatunku podziela np. Hugo-Bader. Jeśli tak, to przecież czyni go to takim Cejrowskim tylko adresowanym do odrobinę innego czytelnika. ”

    A iPhone to taka Nokia E52 dla odrobinę innego użytkownika.

    Polubienie

  41. @czescjacek
    No ale zaraz; okropne jest to, na co zwraca uwagę Fanterlika: facet de facto robi sobie wycieczkę w „jak żyją 3/4 Polaków”, ale estetyzuje to sobie hipsterskimi dekoracjami modnych ejtisów oraz dorabia ideologię o „eksperymencie” peerelowskim. Dzięki temu może wygodnie uciec od faktu, że opisuje prawie-że codzienność ludzi, mieszkających troszku dalej, których sobie nie zauważa.
    &
    Ehrenreich „zmieniała klasę”, żeby opisać jakąś rzeczywistość; Szabłowski żadnej rzeczywistości nie opisuje, tylko właśnie fałszuje: niedostatek przenosi się w „25 lat temu”, ludzie, żyjący w 2011 mniej-więcej tak, jak on to opisuje, zostają tym skuteczniej zniknięci.

    Ditto

    Polubienie

  42. @wo
    „A iPhone to taka Nokia E52 dla odrobinę innego użytkownika”.

    Patrząc na to w ten sposób to iPhonem reportażu jest raczej Grann z New Yorkera (autor m.in. świetnego reportażu z Polski – o skazanym za zabójstwo pisarzu z Wrocławia). Bader i Cejrowski to dobry i zły model Nokii. Dwie strony jednej monety – jeden pisze o szlachetnych dzikich, drugi o kanibalach, ale obaj są sprzedawcami pocztówek z egzotycznymi widokami, które potwierdzają już wcześniej istniejący stereotyp (Indianie są szczęśliwi i blisko natury, a w Rosji wszystko jest jak w postapokaliptycznym filmie).

    Co do Szabłowskiego to uważam, że taki eksperyment to z pewnością świetna zabawa. Ale o życiu w PRL-u można się z niego dowiedzieć dokładnie tyle, co o Powstaniu Warszawskim z ulicznych rekonstrukcji. To znaczy nic. Za to sporo można się dowiedzieć o rekonstruktorach.

    Polubienie

  43. O kurwa, rly?
    Nie wnikam, skąd Ci się wzięło „upcham Ćwieka do notki, która jest o czymś innym, bo hejt jest fajny”, bo to słabe bez względu na motywację.

    Skupię się na samych zarzutach pod jego adresem, bo to so wrong on so many levels.

    1. Hejtujesz wszelaki risercz, bo przecież pisarz nigdy nie stanie się tym, o czym doczytał / co zrobił. Chyba że gdyby Ćwiek czytał o bezdomnych, to już byłoby cacy – tyle ze wtedy zamiast własnych doświadczeń musiałby skorzystać z czyichś, zdobytych w ten sam „niemoralny” sposób, ergo wychodzi na jedno. A może uważasz, że lepsza byłaby książka o bezdomnych napisana metodą: „Raz widziałem, jak ktoś komuś dał bułkę na dworcu, więc wiem, co to bezdomność, dziwko!” – ja uważam, że tu byłaby bucera, no ale dobra, każdemu jego porno. Tylko nie zarzucaj więcej pisarzom braku riserczu, ok? W końcu spełniają tym Twój postulat.

    2. Negujesz zdobywanie wiedzy. OMG, Ćwiek nie jest bezdomnym, a napisał o bezdomnych, na pewno nie poczuł tego samego co oni! Ale śmiem sądzić, że przez czas spędzony na dworcu i z bezdomnymi Ćwiek nauczył się o nich o wiele więcej niż Ty, pisząc notkę na bloga z ciepłego mieszkanka.

    3. Przy okazji negujesz każdą literaturę niebędącą autobiografią, bo czy spędził miesiąc na dworcu, żeby zobaczyć, jak być biednym, czy miesiąc w Hotelu Hilton, żeby zobaczyć, jak być bogatym, nie zmienia tego, że ani bardziej biednym, ani bardziej bogatym się nie stał i tak samo będzie pisał z obserwacji.

    4. Mieszasz przyczynę ze skutkiem: „pobawię się w biednego i zużyję to na materiał do powieści”. Gościu spędzał czas na dworcu, bo miał takie połączenie. Zainspirował go dworzec i mieszkańcy dworca. I, najmniejsze zdziwienie świata, jako pisarz przelał to na powieść. Reakcja: trzeba go hejtować? O rly? Bo powinien pisać o tym samym co wszyscy, a bezdomni to wstrętny temat i nie wolno go tykać? Jak chcą być bezdomni w literaturze, to niech sami sobie piszą? Chyba że hejtujesz pisarzy ogólnie, bo mają czelność przelewać doświadczenia życiowe na powieść, ale wtedy hejtuj grupę i odwal się od jednostek. I przestań pisać bloga, bo też przelewasz doświadczenie na notki, a ci biedni ludzie pod krzyżem mogą mieć w życiu gorzej niż Ty, więc nie masz moralnego przyzwolenia na pisanie o nich.

    5. Wypowiadasz się w imieniu grupy, której częścią nie jesteś. A wzięłaś pod uwagę, że bezdomni mogli być szczęśliwi z powodu napisania tej książki? Bo ktoś spojrzał na nich jak na ludzi, kiedy coraz częstsze są dyskusje, że państwo COŚ z TYM powinno robić, bo przeszkadzają przechodniom? I może ktoś z czytelników, sympatyzując z bohaterami, też zauważy w bezdomnych ludzi? Sama sobie odpowiedz, kto w tym wypadku zachował się po bucersku, Ty czy Ćwiek.

    Polubienie

  44. @erm.land
    „Co do Szabłowskiego to uważam, że taki eksperyment to z pewnością świetna zabawa. Ale o życiu w PRL-u można się z niego dowiedzieć dokładnie tyle, co o Powstaniu Warszawskim z ulicznych rekonstrukcji. To znaczy nic. Za to sporo można się dowiedzieć o rekonstruktorach.”

    Egzaktly! Ja nie chcę się od Szabłowskiego niczego o życiu w PRL „dowiadywać” z tej prostej przyczyny, że nie wierzę, żeby miał mi coś na ten temat nowego powiedzieć. Ja po prostu mam swoje lata, więc pamiętam PRL. Bawi mnie natomiat pomysł zderzenia ultralajcikowej wersji PRL z nowoczesnym hipsterstwem – gdy rodzicem „eko” się nie jest z rozkapryszenia dobrobytem, tylko z braku alternatywy, a rower ma „ostre koło” nie dlatego, że jakiś palant chce się podlansować w knajpie tylko dlatego, że zatarła się piasta.

    To trochę tak jak z tym, że nie przeczytałbym reportażu Eli Wurmana o tym, jak się używa Macbooka, bo nic nowego bym się nie spodziewał. Za to „tydzień z Macbookiem” napisane przez jakiegoś hardkorowego linuksiarza byłby zabawny i z pewnością bym sięgnął. Ciekawi mnie nie tyle to, jak się żyło w PRL albo jak się pracuje na Macbooku – bo tutaj, srsly, nie sądzę, żeby ktoś mi miał coś ciekawego do napisania – ale właśnie to myślowe mieszanie różnych systemów walutowych.

    Polubienie

  45. @wo
    ” a rower ma „ostre koło” nie dlatego, że jakiś palant chce się podlansować w knajpie”

    To jest totalnie przykre, jak się wypowiadasz o rzeczach, o których nie masz pojęcia. Jasne, że jak raz siadłeś na rower z ostrym kołem (siadłeś chociaż raz?), to jeździło ci się trudno; jazda na ostrym kole to umiejętność, której trzeba nabyć. Jak się już nauczy, to komfort i precyzja jazdy są nie do porównania ze zwykłym rowerem (pewną konkurencją może być tylko rower poziomy, ale on ma inne wady).

    Polubienie

  46. @czescjacek
    „jazda na ostrym kole to umiejętność, której trzeba nabyć”

    Patrzpan, to zupełnie jak cyrkowy rowerek jednokołowy. Hipsterzy są już zbyt mainstreamowi, teraz do lansu trzeba już należeć do subkultury cyrksterów.

    Polubienie

  47. @wo
    „zupełnie jak cyrkowy rowerek jednokołowy”

    Monocykle są o tyle słabe, że niezbyt się nadają do dłuższych podróży, ale na krótkie dystanse to doskonałe rozwiązanie; szczególnie w razie poruszania się po centrum, wnoszenie i znoszenie zwykłego roweru po tych wszystkich schodach w przejściach podziemnych jest męczące; a monocykl jest lekki i na tyle zwrotny, że spokojnie można na nim w tłumie w przejściach jeździć.

    Polubienie

  48. @Tess

    Widzę, że do dyskusji wdarło się trochę negatywnych emocji, więc postaram się wytłumaczyć jak ja zrozumiałem notkę Szproty. Otóż „grzechem” Jakuba nie jest fakt spędzenia czasu na dworcu, rozmów z bezdomnymi i użycia tych doświadczeń do napisania horroru, ale budowanie wokół tego faktu pijarowej legendy, co widać np. w podlinkowanym wywiadzie; użycia bezdomnych do uwiarygodnienia swojej książki, która powinna bronić się sama, bez tej dodatkowej metanarracji.

    Polubienie

  49. Wracając do tematu zasadniczego ;) jedno w eksperymencie mnie zastanowiło. Oni nadal pracują, nieprawdaż? Ok, rozumiem, że autor pisze teksty na maszynie i sprawdza wszelkie informacje w bibliotekach. Ale mamy też wzmiankę, że żona prowadziła prezentację. Według zasad eksperymentu, powinna robić to, pisząc kredą po tablicy! Czy tak było? Czy może na czas pracy jednak wracała do XXI wieku?

    Polubienie

  50. @kura
    „Ok, rozumiem, że autor pisze teksty na maszynie”

    Nie pisze. Powiedział nam „przecież byście chyba nie chcieli, żebym wam tu stukał”. Nie chcieliśmy.

    „Czy może na czas pracy jednak wracała do XXI wieku?”

    Przecież cały czas wracają. To jak kamerzysta Beara Gryllsa, tamten je robaki i popija własnym moczem („żeby przetrwać”), a kamerzysta wyciąga normalną kanapkę i butelkę coli.

    Polubienie

  51. A… aha. No to jestem jeszcze bardziej rozczarowana. W ogóle tekst mi się nie podoba, jest jakiś taki – powierzchowny. Wydawało mi się, że po dwóch miesiącach zmagań z PRLem (no, pół-PRLem), będą mieli znacznie więcej do opowiedzenia, a tu w sumie takie truizmy.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do szprota Anuluj pisanie odpowiedzi