W potępionym w ostatniej notce statusie facebookowym nie tknęłam jednego, najbardziej oczywistego poziomu, trochę z nadziei, że komuś innemu będzie się chciało go podniszczyć bardziej i uda się wystrzelić z dwururki do jednego z tysięcy idiotyzmów widocznych na portalach społecznościowych.
Chodzi mianowicie o diss na globalizację. O niczym poza stereotypowymi i powierzchownymi danymi nie podpartym przekonaniem, że Wielkie Korporacje niszczą pracowników w przeciwieństwie do małych przyjaznych rodzinnych lokalnych firemek. Nie zrozumcie mnie źle, nie twierdzę, że warunki pracy np. w Chinach są doskonałe, ale nie idealizujmy też rodzimego wąsatego byznesu. W polskich warunkach to pracownice korporacji mają większą pewność powrotu do pracy po ciąży, ochronę antymobbingową i antymolestacyjną i brak kolejek do lekarzy specjalistów. Gdyż pani Wandzia z Pcimia zwolniona z zakładu szwalniczego przez swojego wujaszka nie pójdzie skarżyć się w PIP czy sądzie pracy. Eks pracownik korpo owszem, a i PIP sama z siebie patrzy korporacjom mocno na ręce.
No i sorasy, ale nie każde sześcioletnie dziecko marzące o lego zrozumie, że mamusia nie kupi mu klocków, bo zamiast dać prezent, jaki się dziecku podoba woli zachwycić się swoim antyglobalizmem.
(Oczywiście mam na myśli tych rodziców, którzy odmawiają kupna takiego prezentu pomimo że mieści się w ich budżecie; wspominałam juz o tym, ze nienawidzę robienia sobie dobrze za pomocą wyboru zrobienia sobie źle, bo nie wszyscy mają wybor).
Aha. I nie wiem, jak wy, ale ja uwielbiam dzisiejsze czasy: poniższą notkę piszę na smartfonie, za chwilę ją opublikuję, a potem jednym kliknięciem sprowadzę sobie z UK płytę Metric na imieniny.
I wszystkim chcącym wrócić do czasów, w których tego nie było serdecznie życzę wyfistowania na prawie pracy przez pana Zenka z Rokicin.
PS pisanie na notki na htc desire zet wygląda tak: