List z przyszłości

Szanowni państwo, w XXI wieku skończył się terror politycznej poprawności.
Nagle się okazało, że pojęcie politycznej poprawności nie istnieje. Zniknęli żandarmi dający w pysk za murzynów i pedałów. Nikt już więcej nie usłyszał o adminach na forach, tnących hasła antysemickie i faszystowskie. Wszyscy szybko zapomnieli o chrześcijańskich serwisach informacyjnych umacniających antyfeminizm i homofobię, redwatch.info zaginęło bez wieści, zaś telewizja przestała emitować programy z udziałem Cejrowskiego, Wojewódzkiego i większości prawicowych polityków.

Niektórzy starsi narzekali wręcz na nudę i wspominali z rozrzewnieniem czasy, gdy przy porannej kawie przeczesywali internetsy, trochę ku uciesze, a trochę celem wyłowienia buca do zaorania. Prędzej czy później cel zostawał osiągnięty. Czasem wystarczyło spojrzeć, kogo zalinkowano na jedynce gazety. Nawet popularne wówczas blogerki nie ustrzegły się przed brakiem elementarnej wrażliwości, żonglując słowem transwestyta jako pojęciem dezawuującym. Czasem trzeba było sięgnąć głębiej i wygrzebać Peadara de Burcę, którego felietoniki w katowickiej prasie lokalnej zyskują duży zakwik czytelniczek i czytelników, wchłaniających tak złe na różnych poziomach frazy jak „MOJA PRAKTYCZNA ŚLĄSKA ŻONA obdarzyła mnie córeczką”. Niekiedy pomagało przejrzenie serwisu YouTube pod kątem najnowszych dokonań polskich komików i kabaretów; była to jednak wyjątkowo niewdzięczna praca z uwagi na mocne stężenie płaskich żartów i szkodliwych stereotypów, rozpisywano zatem czasem konkursy, by podejmowali się jej najodporniejsi psychicznie lub ci z najmniejszym poczuciem obciachu.

Nie natrafialiśmy zatem na większe trudności, by z mejnstrimowych mediów wydłubać fragment, w którym byłoby jakieś dyskryminujące przesłanie. Były to bowiem czasy, gdy wprawdzie obserwowało się pod pewnymi względami zmiany na lepsze: już nie można było o ludziach o ciemniejszym kolorze skóry per zwierzątka; pod innymi jednak względami dało się zauważyć uwstecznienie: z powagą dyskutowano o życiu poczętym w odniesieniu do kilkutygodniowych zarodków.

W tych czasach na porządku dziennym było pisanie o grupach wykluczonych tak, jakby same były winne wykluczenia; budowano narracje oparte na piętrzeniu podziałów; tworzono syndromy oblężonych twierdz i potęgowano poczucie zagrożenia ze strony rzeczonych grup. Zdarzali się wówczas ludzie, którzy na poważnie brali teorie o homolobby trzęsącym rynkiem wydawniczym. Widywano przekonanych o feminizmie kończącym się na wnoszeniu szafy na szóste piętro.

Być może was zaskoczę, ale nawet nadal spotykano ludzi upierających się przy micie prowokatorek w mini lub szafujących seksistowskimi żarcikami! Ileż dział musieliśmy wówczas wytaczać; jak bardzo przypominać, że język kształtuje postrzeganie świata! Wielokrotnie mieliśmy poczucie walenia głową w mur, gdy pomimo machania definicją seksizmu w języku: „ignoruje kobiety i ich osiągnięcia, opisuje kobiety tylko jako zależne od mężczyzn i im podporządkowane, gdy przedstawia kobiety jedynie w stereotypowych rolach, gdy poprzez stereotypowe postrzeganie interesów kobiet odmawia im pewnych dziedzin, kiedy je upokarza i ośmiesza.” (za pismami Senty Trömel Plötz, Ingrid Guentherodot , Marlis Hellinger i Luisy Pusch, całość zjawiska opisana tu) okazywało się, że rysunkowy dowcip z puszczalską blondyną nie jest postrzegany jako spełniający te kryteria (nie upokarza? nie ośmiesza?!). Utrwalanie tej narracji nawet w niewinnych z pozoru żartach było przez nas postponowane jako krecia robota. Zaznaczaliśmy: oddzielajmy nasze małe, prywatne pornografie od naszych wielkich, publicznych ideologii. To, co osobiste, nie jest tym, co ważne, a politycznym się staje dopiero wtedy, gdy o osobistych sprawach (jak rozmnażanie czy stan cywilny) decydują za nas zinstytucjonalizowane struktury; nigdy na odwrót.

Bardzo smucącym nas wówczas zjawiskiem było to, że nawet w grupach wykluczonych pojawiali się tacy ze zinternalizowanym selfhejtem: mizoginistyczne kobiety czy homofobiczni geje. Logika nam podpowiadała: ok, ci spoza grupy mają chociaż powód „mnie to nie dotyczy”, ale ci wewnątrz? Uważaliśmy ich za najbardziej szkodliwych, bo stanowiących omal piątą kolumnę. Byli wszak wodą na młyn tych, którzy mówili „znam gejów i oni sami nie lubią przegiętych ciot”. Bardziej wyrozumiali z nas podpowiadali, że wzrastamy w kulturze wiecznego poczucia winy. To nic dziwnego, mówili, że ktoś odrzuca w sobie to coś, co decyduje o jego przynależności do mniejszości, a i nawet artykulacja tego odrzucenia w gniew przeciw całej grupie jest całkiem zrozumiałym zjawiskiem. Rozumieć jednak, dodawali, nie znaczy usprawiedliwiać: to, że ty nie chcesz nigdy zawrzeć związku partnerskiego czy przygarnąć dziecka nie oznacza, że masz gardłować przeciw tym rozwiązaniom. Ciebie nikt nie zmusi, daj wybór innym.

Przespaliśmy rewolucję. Tak bardzo chcieliśmy obserwować, jak po kolei milkną, szarzeją i znikają. Nie odbyło się to na naszych oczach. Jeszcze wczoraj mieliśmy towarzyszące przez całe życie przeświadczenie, że ze światem jest coś nie tak, że jesteśmy samotni, spędzamy noce ślepiąc w monitory i wyświetlacze, cały czas z nadzieją, że to dzięki nam się dokona. Dokonało się samo, niezauważalnie; obudziliśmy się i nagle okazało się, że nikt nikomu nie chce zrobić krzywdy szydząc z jego cech wrodzonych.
I wcale nam tego nie brakuje.

54 uwagi do wpisu “List z przyszłości

  1. Ezechiel, ja się bałam daty, bo nie wiem: za kilkanaście lat? za kilkadziesiąt?
    Kajaanna: a to się da przedawkować?
    Quasi: cześć; no nie mogę ci obiecać odpowiedzi. Ale pytaj.
    Falka: hm, hipokryzji?
    AJ: a co jest nie tak z tym zdaniem?

    Polubienie

  2. Zdanie lepiej wyglądałoby tak: „Utrwalanie tej narracji nawet w niewinnych z pozoru żartach”.

    Obecnie budzi wątpliwość, bo pojawia się taka (niechciana chyba) gradacja: utrwalanie narracji w żartach, w żartach niewinnych, a nawet z pozoru niewinnych żartach, zakłócająca właściwą kolejność. Inna rzecz, że włos/4.

    Polubienie

  3. No więc chciałem się odnieść do tej, niby szlachetnej, walki z szowinizmami i o polityczną poprawność, jaką u ciebie – nie tylko w bieżącej notce – widuję.

    (1) Nie obawiasz się, że przynajmniej czasami możesz chybiać? Tj. atakować jakieś niby-seksistowskie, niby-homofobiczne itp. zachowanie jako przejawy seksizmu, homofobii, podczas gdy te zachowania w rzeczywistości nie są przejawami seksizmu, homofobii itp., lecz prozaicznej ludzkiej złośliwości (skądinąd, zdaje się, że postawy przez ciebie szanowanej, której wcale nie chcesz zwalczać, lecz pielęgnować)? Moim zdaniem masz powody do obaw.

    Prawdziwy seksizm/homofobia/itp. wymaga pewnej kategorii przekonań, tj. (i) autentycznej wiary w jakieś fałszywe/bezpodstawne & krzywdzące stereotypy [np. kobiety są emocjonalnie niezrównoważone i intelektualnie ustępują mężczyznom; homoseksualiści bawią się krwią; Żydzi są chciwi i organizują się w spiski; wąsacze oglądają Szymona Majewskiego] oraz (ii) awersji wobec egalitaryzmu, pragnienia przynajmniej obyczajowego uprzywilejowania pewnych grup względem innych. Sęk w tym, że autorzy niby-seksistowskich, niby-homofobicznych itp. obelg i żartów mogą wcale tych przekonań nie podzielać, a publicznie używają tych obelg/żartów, gdyż są one dość prostym, skutecznym i uniwersalnym środkiem do złośliwego upokorzenia innego człowieka, nawet jeśli zna się go słabo i nie ma na niego indywidualnie-specyficznych „haków”, a zna się jedynie jego „wstydliwą” przynależność grupową [w ciemno można zakładać, że publiczne wypominanie komuś rozepchanego odbytu, niedorżniecia, pochodzenia robotniczo-chłopskiego, rozpieszczenia itp. ma duże szanse na powodzenie w upokorzeniu]. Są tacy co twierdzą, że mężczyźni mogą zachowywać się wobec koleżanek w miejscu pracy seksistowsko właśnie dlatego, że nie są szowinistami, nie są seksistami – upokarzają koleżanki dlatego, że rutynowo upokarzają także kolegów i za sprawą egalitarnych przekonań żadnej płci nie dają taryfy ulgowej. W takich wypadkach walka ze zjawiskiem za pomocą debunkowania stereotypów, promowania egalitaryzmu i uświadamiania, że pewne zachowania/żarty mogą pewnym ludziom sprawiać przykrość nie ma żadnego sensu, gdyż złośliwi sprawcy są tego wszystkiego doskonale świadomi. A robienie tego z wykorzystaniem (waszej) strategii „tłuczenia buca” nie ma sensu podwójnie, gdyż ta strategia sama jest formą złośliwego upokarzania innego człowieka, czyli de facto promuje to, co niby miała zwalczać. W konsekwencji na blogu masz odwiedziny „buców” śmiejących się z twojej hipokryzji.

    (2) Nie obawiasz się przewrażliwienia skutkującego „fałszywymi alarmami”, w konsekwencji ośmieszającymi ideę politycznej poprawności? Moim zdaniem masz powody do obaw.

    Odniosłem wrażenie, że twoja wrażliwość na pewne szowinizmy przekroczyła próg „tła” i reaguje nawet tam, gdzie żadnego szowinizmu (czy to umyślnego, czy to jedynie nieświadomego/bezrefleksyjnego) nie ma, np. w przypadku pomysłu na obowiązkowe badania cytologiczne, w reklamówkach obrońców zwierząt, w komiksowej satyrze na homofobię, w parodiującej „Prodigy” reklamówce profilaktyki HIV [BTW: ta niemiecka reklamówka tego samego jest ideowo lepsza? (pytam tylko o ideowość, bo technicznie i koncepcyjnie lepszą być nietrudno)]. Czyli mamy podobny problem jak z dobrze ci znanym „#prześladowaniemchrześcijan”. Może i w jednym, i w drugim przypadku nie chodzi wcale o to, że rzekome przypadki szowinizmów/prześladowań faktycznie was bolą, lecz o to, że po prostu po pieniacku lubicie sobie kreatywnie wyszukiwać „krzywdy”, żeby mieć dowartościowująco-jednoczące złudzenie (pluszowego) męczeństwa lub pretekst do nawalania („tłuczenie buca”) w z innych powodów nielubianych ludzi i środowiska?
    Obawiam się, że konsekwencją tego typu nadwrażliwości może być z jednej strony kompromitowanie szlachetnej idei i stronienie od niej „ludzi dobrej woli”, a z drugiej – zachęcanie prawicowych wesołków do trollerskiego prowokowania politycznie niepoprawnym ekstremizmem [np. nie sądzę, żeby taki Nicpoń na poważnie myślał, że Obama ma „uzębienie genetycznie przystosowane do ogryzania bambusowych pędów”, i że seks międzyrasowy jest wskaźnikiem „skurwienia naszej cywilizacji”, a Kazimierę Szczukę faktycznie chciał leczyć z feminizmu naprzemiennym biciem i ostrym jebaniem – ale pisze takie rzeczy licząc na to, że rozdrażnią/obrażą one jakichś „lewaków”].

    Myślę, że polityczna poprawność to mieszanina troski o słabszego, savoir vivre i tabu, i jako taka może być zarówno użyteczna, jak i podatna na degenerowanie się. Paradoksalnie, moim zdaniem to (polska) prawica (gorliwi katolicy, tradycjonaliści, pruderyjni konserwatyści, patrioci) przoduje w korzystaniu z politycznej poprawności, zwłaszcza z jej formy zdegenerowanej, choć tak tego nie nazywa [podobnie jak stosowanej przez siebie techniki antykoncepcyjnej nie nazywa „antykoncepcją”, lecz „naturalnymi metodami planowania rodziny”; swojego upodobania do odwetów nie nazywa „mściwością”, lecz „poczuciem sprawiedliwości”; popieranego przez siebie uśmiercanie terminalnie chorych na ich życzenie nie nazywa „eutanazją”, lecz „przerwaniem uporczywej terapii”]. I tak, w arsenale prawicowej (aczkolwiek nie tylko) politycznej poprawności (imo zdegenerowanej) mamy zakaz obrażania „uczuć religijnych” i „symboli narodowych”, immunitet na jakąkolwiek krytykę dla (świeżych) umarlaków (casus JP2, ofiar smoleńskich), kalek/malformantów (casus „Madzi” Buczek) i rodziców („kto obraża Kościół, ten jakby obrażał twoją matkę”), zakaz bagatelizowania/relatywizowania modnych zbrodni (np. Katyń) i pedofilii. Może w związku z tym skuteczniejszą metodą obrony politycznej poprawności nie jest „tłuczenie buców”, ale uświadamianie im, że w rzeczywistości sami ochoczo ją stosują i jej stosowania się domagają – coś jak prowokacja, którą w psychiatryku24 zrobił lewak-pandada.

    PS:
    Dlaczego notka otagowana „emo”?

    Polubienie

  4. atakować jakieś niby-seksistowskie, niby-homofobiczne itp. zachowanie jako przejawy seksizmu, homofobii, podczas gdy te zachowania w rzeczywistości nie są przejawami seksizmu, homofobii itp., lecz prozaicznej ludzkiej złośliwości

    [ citation needed ]

    czy po prostu moge cie juz nazwac niezbyt bystrym skrzywdzonym chloptasiem?

    Polubienie

  5. @Quasi:
    „Tło” wrażliwości w bolandzie jest imho nader niskie, stąd wszelkie ponadprzeciętne (czyli: więcej, niż żadne) uwrażliwienie może być łatwo sklasyfikowane jako nadwrażliwość. Sądzę, że w dawniejszych czasach nie brakowało wymiotujących na widowni publicznych egzekucji, jakkolwiek nie przypuszczam, by było to powszechne. „Nadwrażliwi” jednak zapewne istnieli, i ostatecznie dziś uznalibyśmy ich raczej za bardziej empatycznych, nie za nadwrażliwych.

    Polubienie

  6. @ vauban

    Ale mnie nie chodziło o nadwrażliwość „oceniacza”, skutkującą „nadmiernym” ujmowaniem się za realnymi pokrzywdzonymi, ale o nadwrażliwość „wykrywacza”, skutkującego „fałszywym alarmem” – wskazania szowinizmu tam, gdzie go nie ma, ujmowaniem się za nieistniejącymi pokrzywdzonymi.

    Polubienie

  7. @Quasi:
    Rozumiem, ale to trudna kwestia. Nie wiem z całą pewnością, czy takie superwrażliwe wykrywanie nie detonuje świadomości pokrzywdzonych, ale to stary problem z tym, czy i na ile pomiar zniekształca mierzone zjawisko. Prościej: krzywdzony może nie mieć świadomości bycia krzywdzonym, dopóki ktoś z zewnątrz tego mu nie wykaże. Czyta tekst o tym, że jest krzywdzony i eureka, wszystko się zgadza. Ergo, ktoś musi być najpierw „nadwrażliwym”, by pokazać problem tym, którzy z różnych przyczyn go nie dostrzegają. Spełnia zatem rolę kanarka w burdelu, że pojadę Vonnegutem i jako taki, „nadwrażliwy” jest pożyteczny.

    Polubienie

  8. Quasi, spodziewałam się raczej krótkiego pytania, spodziewam się, że nie będziesz też zaskoczony prośbą o to, by w przyszłości zamieszczać krótsze komentarze.

    Co do twoich pytań:
    1. Czy obawiam się, że czasami mogę chybiać?
    Rzadko. Przede wszystkim: idealny byłby stan, w którym homofobia czy seksizm nie wchodził w skład niczyich przekonań. Mam jednakże świadomość, że tylko nieliczni są zupełnie wolni od uprzedzeń. Dlatego też kwestia, czy ktoś powiela dyskryminujące treści z wewnętrznego przekonania o ich prawdziwości, czy też celem upokorzenia przeciwnika jest dla mnie pomniejsza. Ważny jest sprzeciw względem obecności tych treści w publicznych mediach i taki widzę (między innymi) sens tego bloga. Kwestia skuteczności takich jasno artykułowanych sprzeciwów jest dla mnie oczywista.
    2. Czy obawiam się przewrażliwienia?
    Nie. Jestem zdania, że uważności w formułowaniu ogólnych komunikatów o grupach mniejszościowych nigdy dość.Osobiście nawet wolę koncentrować się na rzeczach drobnych i mało zauważalnych, bo dzięki przeoczaniu takich drobiazgów tworzą się całościowe, pełne uprzedzeń narracje.
    Ja nawet niezbyt lubię frazę „polityczna poprawność”, bo jest podawana z przekąsem „no tak, nie da się już nic powiedzieć, żeby ktoś się nie czuł obrażony”, no proszę mi wypłakać taką rzekę, że nie możesz otwarcie powiedzieć o swoich uprzedzeniach; może się wreszcie nauczy taki przeciwnik politycznej poprawności, że uprzedzenia, jakkolwiek powszechne, mają być czymś wstydliwym.

    A prowokacje z prawej strony nie spędzają mi snu z powiek. To nie mnie dziecko zajrzy przez ramię i zapłacze.

    Niemiecki filmik jest minimalnie lepszy jako że przynajmniej nie tłucze kobiety. Powiedziałabym, że także nieco kłamliwy: to jednak nie heterycki seks jest głównym powodem zakażeń. Biorąc jednak pod uwagę, że docelowo mają go oglądać właśnie heterycy bez debunku „mnie się to nie przydarzy”, jest bardziej akceptowalny.

    PS tag poprawiony; emo idzie z defaulta, bo mam emocje.

    Polubienie

  9. @Quasi
    „Prawdziwy seksizm/homofobia/itp. wymaga pewnej kategorii przekonań”

    Nie, skąd, „prawdziwy -izm/-fobia” bardzo często się ujawnia odruchowo, nieświadomie. Tak działają stereotypy – działają, nawet jeśli wiesz, że są bzdurne.

    Polubienie

  10. @ vauban

    Tu masz jeszcze taki problem, że możesz człowiekowi krzywdę po prostu wmówić – człowiek zaczyna autentycznie cierpieć, bo go odpowiednią perswazją przekonałeś, że cierpieć powinien, sam mu wykreowałeś traumę, której bez ciebie by nie doświadczył. A urojone krzywdy generujące realne cierpienie to przecież nic niezwykłego – masz ludzi przekonanych, że cierpią na „candidę”, że mają wężowate złogi toksyn w jelitach, że ich ciała skolonizowały „pasożyty”, które należy „zgolić”, że porwało i molestowało ich UFO itd. Pieniacze i paranoicy struci wyimaginowanymi prześladowaniami i awanturujący się o nie to przecież powszechnik.

    Kluczowe w wykrywaniu szowinizmów jest możliwie trafne rozpoznanie intencji i sposobu rozumowania autora wytworów podejrzanych o dyskryminujący charakter. Sęk w tym, że osoby przewrażliwione o to raczej się nie starają. Im także raczej nie zależy na ochronie ludzi przed krzywdą dyskryminowania/upokarzania, lecz na tworzeniu iluzji męczeństwa lub pretekstów do odwetowego nawalania „wrogów”.

    Dobrą ilustracją tego, o co mi chodzi jest ta reklama „Play”, którą pewni katolicy poczuli się urażeni, bo dopatrzyli się tu parodiowania gołą babą Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Kilka przypadków, którymi bulwersowała się szprota et consortes to też tego typu artefakty nadwrażliwości.

    Polubienie

  11. @Quasi:
    Touche. Przykład z candidią zagnał mnie do rogu. Play również. Nie czuję się w stanie podjąć polemiki. Zauważę tylko, iż można chyba odróżnić krytykę od krytykanctwa, ale nie mam argumentów z ewidencji, spać mi się chce.

    Polubienie

  12. Kluczowe w rozpoznawaniu szowinizmów jest odpowiedź na pytanie „co ten człowiek nam mówi, kogo to dotyka i na ile jest to uzasadnione”. Candidę czy UFO można łatwo obalić. Uczucia religijne podorać Dawkinsem. Treści homofobiczne czy seksistowskie rozpoznać zaś z klucza szerzenia nieuzasadnionych, niemających żadnego potwierdzenia naukowego treści o dyskryminowanych grupach.

    Polubienie

  13. @ szprota

    „Quasi, spodziewałam się raczej krótkiego pytania, spodziewam się, że nie będziesz też zaskoczony prośbą o to, by w przyszłości zamieszczać krótsze komentarze.”

    Pytania niby były krótkie (wyboldowane). Dłuższe były dowyjaśnienia, w sumie fakultatywne do czytania. Spodziewałem się żądań zwięzłości, stąd też powstrzymałem się od zadania jeszcze 2 pytań, które zadać chciałem. Przepraszam, że to i tak okazało się za mało.

    „1. Czy obawiam się, że czasami mogę chybiać?
    Rzadko. Przede wszystkim: idealny byłby stan, w którym homofobia czy seksizm nie wchodził w skład niczyich przekonań. Mam jednakże świadomość, że tylko nieliczni są zupełnie wolni od uprzedzeń.”

    (i) Globalnie, pewnie tak – zapewne większość ludzi na Ziemi nosi jakieś uprzedzenia. Natomiast w bardziej konkretnych środowiskach jak np. koledzy w pracy czy jacyś tam publicyści/bloggerzy to już nie jest takie pewne, a problemem jest to, że ty chyba zawsze z góry zakładasz autentyczne uprzedzenia, a ignorujesz alternatywne możliwości, tj. czystą złośliwość lub prowokację. Nie zadajesz sobie trudy by dociec prawdziwej natury zachowania i należycie na nią zareagować (lub nie – na czystą złośliwość chyba reagować nie ma sensu, chyba że komuś zależy na rozniecaniu kaskad wzajemnych złośliwości). Globalnie taka postawa może ma sens, ale w jakichś konkretnych sytuacjach (jak ten incydent z „niedoruchaną informatyczką”) – wręcz przeciwnie.

    (ii) No właśnie seksizm i homofobia nie wchodzą w skład przekonań czystych złośliwców i prowokatorów. I jak im z przejęciem odpowiadasz kampanią antyseksistowską/antyhomofobiczną, to tylko się cieszą z twojej naiwności (prowokatorzy-trolle) lub żenują twoimi pośladami zaciśniętymi w poczuciu oderwanej od rzeczywistości misji (złośliwcy).

    „Dlatego też kwestia, czy ktoś powiela dyskryminujące treści z wewnętrznego przekonania o ich prawdziwości, czy też celem upokorzenia przeciwnika jest dla mnie pomniejsza.”

    Ale to jest przecież kluczowe, bo w takich sytuacjach od motywów sprawcy zależy jaka kontra jest skuteczna. Np. złośliwcowi nie ma sensu oferować dydaktycznej pogadanki o nieprawdziwości stereotypów (bo jest tego świadomy) ani przekonywać, że jego wypowiedź mogła komuś sprawić przykrość (bo jest tego świadomy i właśnie na tym mu zależało). Z drugiej strony oferowanie faktycznie uprzedzonym (nieświadomym fałszywości stereotypów lub ich krzywdzącego charakteru) dydaktyki wzbogaconej w złośliwe „tłuczenie buca” też niespecjalnie ma sens.

    „Ważny jest sprzeciw względem obecności tych treści w publicznych mediach i taki widzę (między innymi) sens tego bloga.”

    Gdyby twój blog miał postać ogólnikowego debunkere pospolitych stereotypów, to by pasowało. Ale ty chyba wolisz interwencje na konkretne incydenty, przy których – jak poniekąd sama przyznajesz – niewiele cię obchodzą intencje sprawców.

    „PS tag poprawiony; emo idzie z defaulta, bo mam emocje.”

    Znaczy, tag „emo” dajesz do każdej notki? Ktoś mi kiedyś opowiadał o człowieku, który podkreślał/zakreślał praktycznie każde zdanie (jako „ważne”) w podręcznikach, z których się uczył…

    Polubienie

  14. @ szprota

    „2. Czy obawiam się przewrażliwienia?
    Nie. Jestem zdania, że uważności w formułowaniu ogólnych komunikatów o grupach mniejszościowych nigdy dość.”

    Ale nie w takich przypadkach (tj. ogólnych komunikatów o grupach mniejszościowych) wskazywałem twoją nadwrażliwość/fałszywe alarmy. Mówiłem o przypadku reklamówki anty-HIV (nie ma tam żadnych uogólnień o grupach mniejszościowych), o grubymi nićmi szytej satyrze na przekonania homofobów, o pomyśle obowiązkowych badań cytologicznych, o kampaniach obrońców zwierząt („kto tu jest suką”, „zwierzęta same na siebie nie zarobią”).

    A „dość” jak najbardziej może kiedyś być – gdy akcja zaczyna przynosić efekty odwrotne od oczekiwanych. Możemy chyba stwierdzić [„chyba”, bo nie znam za bardzo historii tej koncepcji, ani historii jej nazwy], że koncepcja politycznej poprawności została poważnie ośmieszona, a postawa dumnego podkreślania bycia „politycznie niepoprawnym” (w celu odcięcia się od tego, co powszechnie wyśmiewane i pogardzane?) nie jest rzadkością.

    „Osobiście nawet wolę koncentrować się na rzeczach drobnych i mało zauważalnych, bo dzięki przeoczaniu takich drobiazgów tworzą się całościowe, pełne uprzedzeń narracje.”

    W porządku, bylebyś tylko trafiała w autentyczne przypadki szowinizmu (obojętnie jak drobnych), a nie sama je kreowała, przypisując szowinizm przypadkom zupełnie niewinnym.

    „Ja nawet niezbyt lubię frazę „polityczna poprawność”, bo jest podawana z przekąsem „no tak, nie da się już nic powiedzieć, żeby ktoś się nie czuł obrażony””

    Patrz wyżej.

    „no proszę mi wypłakać taką rzekę, że nie możesz otwarcie powiedzieć o swoich uprzedzeniach; może się wreszcie nauczy taki przeciwnik politycznej poprawności, że uprzedzenia, jakkolwiek powszechne, mają być czymś wstydliwym.”

    Moim zdaniem histeryczna nadwrażliwość i walenie na oślep, bez wnikania w naturę konkretnych incydentów, w osiągnięciu tego celu raczej przeszkadza niż pomaga. Powszechne przekonanie, że jakieś prawo notorycznie każe za niewinność raczej nie przysporzy temu prawu społecznego szacunku.

    „Niemiecki filmik jest minimalnie lepszy jako że przynajmniej nie tłucze kobiety.”

    Polski też nie tłukł. Przekonanie, że tłukł mam właśnie za fałszywy alarm.

    „Powiedziałabym, że także nieco kłamliwy: to jednak nie heterycki seks jest głównym powodem zakażeń.”

    (i) Zależy kiedy i gdzie. Obecnie w Niemczech nie jest? Sprawdziłaś?

    (ii) Filmik nie mówił (chyba – nie znam niemieckiego), że heterycki seks jest głównym powodem zakażeń.

    „Biorąc jednak pod uwagę, że docelowo mają go oglądać właśnie heterycy bez debunku „mnie się to nie przydarzy”,”

    Otóż to.

    „(…) minimalnie lepszy (…) jest bardziej akceptowalny.”

    Ale co w nim jest (ideowo) nie tak, że tylko „minimalnie” i „bardziej akceptowalny”?

    Polubienie

  15. @ cześćjacek

    Prawdziwy seksizm/homofobia/itp. wymaga pewnej kategorii przekonań

    „Nie, skąd, „prawdziwy -izm/-fobia” bardzo często się ujawnia odruchowo, nieświadomie. Tak działają stereotypy – działają, nawet jeśli wiesz, że są bzdurne.”

    Nie. Nie da się być szowinistą bez pokładania wiary w jakieś stereotypy, co jest właśnie przekonaniem. „Odruchowo i nieświadomie” to można najwyżej nabywać/kształtować w sobie te przekonania.

    „Dyskryminację da się mierzyć; nie istnieje dyskryminacja ludzi z candidą (bo nie istnieje candida)”

    Ale ja nie twierdziłem, że jest candida i dyskryminacja jej ofiar. Przykład z candidą podałem jako ilustrację na coś zupełnie innego: na to, że można mieć autentyczne poczucie krzywdy (i związane z nim autentyczne cierpienie) nawet wobec krzywdy, która jest całkowicie wyimaginowana. To było w kontekście (szkodliwości) przewrażliwienia i fałszywych alarmów w doszukiwaniu się przejawów seksizmu i homofobii. Człowiek może się autentycznie poczuć ofiarą dyskryminacji nawet wtedy, gdy fakt dyskryminacji sobie zaledwie uroił.

    „nie istnieje dyskryminacja katolików (bo są grupą dominującą)”

    (i) Autentyczne istnienie dyskryminacji katolików nie jest konieczne do tego, by pewni katolicy czuli się dyskryminowani (i z tego powodu autentycznie cierpieli), tak jak autentyczne istnienie candidy nie jest konieczne do tego, żeby niektórzy hipochondrycy autentycznie czuli się chorzy na candidę (i z tego powodu autentycznie cierpieli).

    (ii) Globalnie w Polsce katolicy są dominujący, ale nie muszą być dominujący lokalnie (w rodzinie, w miejscu pracy, w klasie, w grupie znajomych itd.) i tam mogą się stać ofiarami autentycznej dyskryminacji.

    (iii) Katolicy sensu largo są w Polsce dominujący, ale katolicy ortodoksyjni, gorliwi, fundamentalistyczni – nie są. I oni mogą być dyskryminowani (nawet przez innych katolików, bardziej od nich nonszalanckich), a zwłaszcza mogą się czuć dyskryminowani, jako że ze względu na charakter ich przekonań o poczucie bycia dyskryminowanym jest bardzo łatwo – oni tak się czują, gdy mają wrażenie, że ich symbole i przekonania nie są traktowane ze specjalną czcią, na jaką w ich mniemaniu zasługują i gdy im utrudnia się dyskryminowanie innych. I to ich poczucie może być zupełnie autentyczne i niekoniecznie mniej dolegliwe niż poczucie bycia dyskryminowanym u różnych mniejszości/”słabszości”.

    @ szprota

    „Kluczowe w rozpoznawaniu szowinizmów jest odpowiedź na pytanie „co ten człowiek nam mówi, kogo to dotyka i na ile jest to uzasadnione”.”

    (i) Kluczowe jest też zidentyfikowanie intencji/przekonań sprawcy, bo zamiast z autentycznym szowinizmem możesz mieć do czynienia ze zwykłą złośliwością lub prowokacją.

    (ii) O jakie „uzasadnienie” ci chodzi? O uzasadnienie faktograficzne? Zapewniam cię, że można ludźmi pomiatać i ich dyskryminować używając stwierdzeń pod względem faktograficznym całkowicie uzasadnionych. [Patrz choćby prowokacja pandady z „pryszczatym pedałem”.]

    „Candidę czy UFO można łatwo obalić.”

    Candida i UFO nie były ilustracją do dyskryminacji, lecz do tego, że nawet fikcyjne krzywdy mogą boleć prawdziwie. Patrz wyżej – odpowiedź dla cześćjacka.

    „Uczucia religijne podorać Dawkinsem.”

    To znaczy co zrobić? Powiedzieć, że „moim zdaniem twoje przekonania religijne nie powinny cieszyć się większym szacunkiem i większym immunitetem na krytykę/wyśmianie/szyderstwo niż twoje przekonania polityczne czy przekonanie, że twoja żona jest najpiękniejsza a dzieci najmądrzejsze”? Autentycznego cierpienia człowieka, którego uczucia religijne podeptano to raczej nie zniweluje, a wręcz przeciwnie.

    „Treści homofobiczne czy seksistowskie rozpoznać zaś z klucza szerzenia nieuzasadnionych, niemających żadnego potwierdzenia naukowego treści o dyskryminowanych grupach.”

    (i) Nie wszystkie treści homofobiczne i seksistowskie są naukowo nieuzasadnione (takoż rasistowskie itd.).

    (ii) Jesteś ogólnie przeciwko bezwstydnemu powtarzaniu treści naukowo nieuzasadnionych, czy tylko w tych wypadkach, gdy te treści godzą w dyskryminowane grupy?

    (iii) Przeciwko poniżaniu dyskryminowanych grup treściami naukowo uzasadnionymi nic nie masz?

    Polubienie

  16. 1. Uprzedzenia są zarówno na poziomie globalnym, jak i w lokalnej blogosferze
    2. Powielanie stereotypów jest szkodliwe, niezależnie od tego, czy jest to czynione świadomie czy nieświadomie. Przykład z niedoruchaną informatyczką akurat jest całkiem niezły, bo bardzo ładnie pokazał, jak przyzwolenie w danym środowisku na seksistowskie żarty przekłada się na stosunek do kobiet w ogóle.
    3. Sprzeciw wobec treści nie jest artykułowany wyłącznie wobec ich nadawcy, ale także jego odbiorców. Mam podstawy przypuszczać, że przy odpowiednio konsekwentnie okazywanym sprzeciwie nadawca ujrzy się sam, bo odbiorcy stopniowo zaczną rozumieć, jak bardzo chybiony jest jego przekaz.
    4. @ Tag emo: tak; ale to nie są kwestie, które powinny cię interesować.
    5. Wszystkie przypadki, które wskazałeś, były uzasadnione. Narracja o histerycznej nadwrażliwości świadczy wyłącznie o braku wrażliwości odbiorcy i chęci zdeprecjonowania uczuć dyskutanta. A polityczna poprawność została ośmieszona, jak wspomniałam, przez tych, którzy nagle obudzili się w świecie, w którym uprzedzenia są czymś wstydliwym. I bardzo dobrze im tak.
    6. Polski filmik nawalał w kobiety, ale żeby to zrozumieć, trzeba mieć świadomość, jak w ogóle jest pisana kobieta w mediach publicznych. Niemiecki odniosłam do polskich warunków, bo o to właśnie pytałeś. Od strony ideolo jest w porządku, od strony faktograficznej (w polskich warunkach; tak, sprawdzałam) niekoniecznie, ale jest to wybaczalne ze względu na jego cel.
    7. Nie ma treści naukowo uzasadnionych, które mają prawo być wykorzystywane do poniżania grup mniejszościowych.

    Quasi, prosiłam o krótkie komentarze, jeśli tego nie uszanujesz, będę zmuszona cię wyprosić. Oraz miałeś, podobno, zadać kilka pytań, a nie sprzedawać gotowe, jadące salonem24 tezy.

    Polubienie

  17. @Człowiek może się autentycznie poczuć ofiarą dyskryminacji nawet wtedy, gdy fakt dyskryminacji sobie zaledwie uroił

    Fakty dyskryminacji nie czai się w uczuciach, wrażeniach ani rojeniach, tylko w dyskryminacji. Twoje porównywanie dyskryminacji grup dyskryminowanych z dyskryminacją katolików musi być zawsze idiotyczne, bo jest idiotyczne.

    Polubienie

  18. @ szprota

    „Quasi, prosiłam o krótkie komentarze, jeśli tego nie uszanujesz, będę zmuszona cię wyprosić.”

    Co znaczy „krótkie” (tego nie sprecyzowałaś)? Chciałem uszanować prośbę pisząc komentarze krótsze niż ten pierwszy – myślałem, że wystarczy. Przepraszam.

    „Oraz miałeś, podobno, zadać kilka pytań, a nie sprzedawać gotowe, jadące salonem24 tezy.”

    Nie. Wstępne pytanie o przyzwolenie, które ci zadałem, brzmiało: „A ja mogę tu coś napisać, o coś zapytać (bo mnie jedna rzecz tu u ciebie zaciekawiła) i mieć uzasadnione nadzieje na poważną odpowiedź?” Tyle tego, co „podobno miałem”.

    Odpowiedziałaś mi na to niezbyt klarownie, w każdym razie nie zrozumiałem tego tak, że jedynym co pozwalasz mi tu napisać to „kilka pytań”. Przepraszam.

    „(…) Niemiecki odniosłam do polskich warunków, bo o to właśnie pytałeś. Od strony ideolo jest w porządku, od strony faktograficznej (w polskich warunkach; tak, sprawdzałam) niekoniecznie”

    Po pierwsze: Nie pytałem o żadne „odniesienie (niemieckiego filmiku) do polskich warunków”. O stronę faktograficzną pytałem w warunkach niemieckich, nie polskich (tę zresztą z grubsza znam).
    Po drugie: Niemiecki filmik w ogóle nie wypowiada się na tematy faktograficzne (w sensie statystyk źródeł zakażenia, bo chyba o to ci chodzi).
    Jak widać, ze zrozumieniem tego na co patrzysz (przez pryzmat „emo”?) może być u ciebie problem, co w kontekście wspomnianych fałszywych alarmów nie jest zaskakujące.

    Na resztę nie odpowiem, bo zabrałoby to zbyt wiele miejsca.

    Nie musisz mnie wypraszać z pomocą jakichś pseudo-porządkowych pretekstów. Przecież sam pójdę, jeśli odczuję, że nie jestem mile widziany, lub nie dostaję wystarczająco poważnych odpowiedzi. Odczułem. Przepraszam za zamieszanie.

    @ cześćjacek

    Fakty dyskryminacji nie czai się w uczuciach, wrażeniach ani rojeniach, tylko w dyskryminacji.

    Takoż oddzielnie pisałem o fakcie dyskryminacji i o (dolegliwym) odczuciu bycia dyskryminowanym. Jeśli fakt dyskryminacji nie generuje w nikim nieprzyjemnych odczuć to nie jest – a przynajmniej nie musi być – żadnym problemem [np. dwulatkom niespecjalnie przeszkadza fakt dyskryminowania ich brakiem praw wyborczych]. Natomiast nieprzyjemne poczucie dyskryminacji jest już jakimś problemem (bo ktoś cierpi), bez względu na to, czy wiąże się z jakimś autentycznym faktem dyskryminacji.

    Twoje porównywanie dyskryminacji grup dyskryminowanych z dyskryminacją katolików musi być zawsze idiotyczne, bo jest idiotyczne.

    Well, pff, moje emo nie nawilża twojego porno, dude. Also #cojaczytam, meh. …Profit.

    Polubienie

  19. Kurwa, Quasi.

    Jeśli ktoś uznaje, że może komuś dojebać jakimś stereotypem, to ten ktoś jest z definicji rasistą/seksistą/homofobem, bo perpetruje zbukowe stereotypy, przyczynia się do zwiększania ilości zła i krzywdy we wszechświecie, jest w służbie tych -izmów, niech zdycha, ostatnio rzeczo na jaką daję faka jest dbanie by przypadkiem rasista nie popadł w traumę oskarżenia o rasizm.

    I wogle, co to za idea, że liczą się intencje, może jeszcze Martin Luther King nie został zastrzelony przez rasistę tylko przez wroga wąsaczy, i z tego wyciągnijmy zdupny wniosek że wąsofobia jest gorsza od rasizmu.

    A co do poczucia dyskryminacji gdy nie zachodzi faktyczna dyskryminacja, no to cry me a fucking river, chuj mnie to obchodzi jak katolik czuje się dyskryminowany tym że homoseksualistom zezwalają na małżeństwa, co mam go kurwa pogłaskać i powiedzieć „wszystko będzie dobrze, nie pozwolimy tym podłym ludziom prześladować cię zawieraniem przez nich małżeństw”, w tej ciasnej przestrzenii jedyne miejsce na empatię to współczujący wzmocniony kop w dupę, a nie na afirmację ich poczucia dyskryminacji tym że są ludzie ośmielający się nie tylko być innymi od nich, ale jeszcze istnieć.

    Polubienie

  20. @Quasi
    „(1) Nie obawiasz się, że przynajmniej czasami możesz chybiać? Tj. atakować jakieś niby-seksistowskie, niby-homofobiczne itp. zachowanie jako przejawy seksizmu, homofobii, podczas gdy te zachowania w rzeczywistości nie są przejawami seksizmu, homofobii itp., lecz prozaicznej ludzkiej złośliwości (skądinąd, zdaje się, że postawy przez ciebie szanowanej, której wcale nie chcesz zwalczać, lecz pielęgnować)? Moim zdaniem masz powody do obaw.”

    Ach, bo to wymaga głębokich eschatologiczno-ekumeniczno-scholastycznych odróżnień, zamiast wymierzenia identycznego kopa w dupę jednym i drugim. I obawiam się, że nie masz żadnego dobrego powodu obawiać się o Szproty powody do obaw, początkujący erysto.

    „(2) Nie obawiasz się przewrażliwienia skutkującego „fałszywymi alarmami”, w konsekwencji ośmieszającymi ideę politycznej poprawności? Moim zdaniem masz powody do obaw.”

    A moim nie, no i co pan mi k… zrobisz. I jw. w ogóle nie martw się o rzeczy na które nie masz wpływu, ziom, jak „powody do obaw” oponentów. Albo, co zdaje się znacznie bliższe prawdy, NIE UDAWAJ że martwisz się akurat o to, obłudniku.

    Polubienie

  21. Quasi, to tak jeszcze raz, bo postulat „trzeba rozpoznac intencje, by skuteczniej tluc” jest oczywiscie fajny, ale uprzedzen wyrugowac sie do konca nie da, wiec wnikanie w intencje jest nieskuteczne.
    Znaczy, co za roznica dla innych odbiorcow, czy napisze „ty durna niedoruchana feministko” dlatego, ze tak mysle o feministkach, czy dlatego, ze chce komus dosrac? Odbiorcom to sie koduje na poziomie feministka znaczy niedoruchana, nie beda wnikac w intencje, wiec sa one pomijalne.
    ..
    „Gdyby twój blog miał postać ogólnikowego debunkere pospolitych stereotypów, to by pasowało. Ale ty chyba wolisz interwencje na konkretne incydenty, przy których – jak poniekąd sama przyznajesz – niewiele cię obchodzą intencje sprawców.”
    To mi chyba wcześniej umknęło to zaznaczę: ja tym blogiem chcę docierać do obiorców, nie do nadawców prześladujących komunikatów. A pokazuję konkretne sytuacje, uważam je za lepsze do ilustracji niz ogólnikowe debunki.

    Polubienie

  22. Nie byłbym w stanie potraktować poważnie Quasiego już po pierwszym komentarzu (@”moim zdaniem masz powody do obaw”). I o ile dopuściłbym go do głosu, to odpowiedziałbym w stylu WO.
    A sama notka to dobry materiał na życzenia noworoczne. Te i następne, i następne, i …
    @Szprota: nie wiem czy patrzenie na dyskryminację wyłącznie grup mniejszościowych ma sens, kiedy dyskryminacji podlegają przede wszystkim osoby kategoryzowane pod względem jednej cechy, a nie przynależności do zbiorowości bardziej zorganizowanej. Ja rozumiem, że to troche czepialstwo, bo kategorie czasami pokrywają się z grupami, ale szkodliwa stereotypizacja ma zasięg zazwyczaj większy niż lokalny.

    Polubienie

  23. @Sylwek: Hmmm, wlasnie chciałem odpowiedzieć coś podobnego, ale w innym stylu. To zaskakujące jak bardzo istotne są dla niektórych ciekawostki (biorąc pod uwagę kształtowanie się political correctness).

    Polubienie

  24. „odpowiedziałbym w stylu WO”

    Pozwolę sobie w stylu WO zauważyć, że podobną konstrukcję, jaką zaprezentował tu Quasi, można wykonać dla dowolnego A. Na hasło „zwalczajmy A” zawsze da się zbudować odpowiedź typu „ale jakże straszne mogą być uboczne skutki zwalczania A” – za A możemy podstawić, in no particular order i bez pretensji do wyczerpania pełnej listy: raka piersi, miny przeciwpiechotne, dyskryminację, neonazizm lub narkomanię.

    Przygnębiająco łatwo jest wyprodukować tekst mający pozory merytoryczności, do którego powrzucamy wszystkie śmiecie, jakie nam wyskoczą z gugla od odpowiednich haseł typu „mammography carbon footprint” albo „mammography false positives”, dzięki czemu łatwo „udowodnimy”, że mammografia powoduje niepożądane emisje CO2, może czasem chybiać, rozbija rodziny, niszczy lasy tropikalne i dyskryminuje. Oczywiście, będą to właśnie pozory – tak samo, jak Czescjacek pozoruje znajomość Żiżka przez generowanie losowych cytatów z Żiżka na dowolny temat, przez wpisanie „[dowolny temat] Żiżek” do gugla.

    Mądrość polega na zdolności do intuicyjnego zauważenia, że A jest zjawiskiem na tyle nieprzyjemnym, że zwalczanie go z całą pewnością jest warte wszystkich ewentualnych skutków ubocznych, jakie mogą się z tym wiązać. Mądry człowiek komuś, kto zadaje głupie pytanie typu „Nie obawiasz się, że przynajmniej czasami możesz chybiać?” odpowiada z poczuciem pewności w głosie „nie”, bo zdaje sobie z tego sprawę, że skutki uboczne zwalczania A są z pewnością mniej groźne, niż A.

    W tym przypadku: wszystkie koszta społeczne, jakie mogą wynikać z niesłusznego czy niesprawiedliwego zwalczania postaw dyskryminacyjnych raczej w rozsądnym horyzoncie czasowym – tak powiedzmy, przed śmiercią cieplną Wszechświata – nie będą w Polsce większe od ewentualnych skutków ubocznych zwalczania postaw dyskryminacyjnych. W Polsce mamy bardzo poważne problemy związane z seksizmem dnia codziennego – tym takim dużym, z gwałtami i molestowaniem, i z tym takim mniejszym, w którym przeciwko nielubianej kobiecie budujemy inwektywy odwołujące się do samej jej kobiecości. Ewentualne problemy z terrorem feminazistek – jeśli w ogóle mają istnieć poza kartami sadomasochistycznej prozy prawicowej – mają jednak przy tym zaniedbywalne znaczenie.

    Polubienie

  25. Hehe. Tylko że kosztem społecznym odpłynięcia lewicy w rejony PC, ‚identity policies’, ‚other ways of knowing’ itp pierdół będzie będzie trzecia, a może i czwarta kadencja platformy (z Gowinem), a nie prześladowanie prawicowych publicystów. To jest to, co wszystkim umyka, i może i dobrze.

    Polubienie

    • @przytyk: nie od razy wisłę zbudowano, a żeby kraków kijem zawracać to doprawdy godne Boskiego Kima.

      Póki co Gowin powolutku acz stopniowo (i mówimy tu raczej o symbolicznym czy Idealnym Gowinie, nie jego konkretnym, materialnym cieniu) osłabia swój wpływ na PO.

      Więc: może i będą jeszcze z dwie kadencje PO, ale w czwartej z rzędu będzie bardziej na lewo niż klerofilne SLD dzisiaj.

      Polubienie

  26. @WO
    Moim zdaniem da się nieco mniej naukowo, ale za to językiem który przeciętny prześladowany chrześcijanin zrozumie. Otóż, wiem, można śmiać się z tekstu „walczymy o pokój do ostatniego żołnierza”, ale mam to głęboko, wolę walczyć o pokój niż o lebensraum.
    Tymczasem jakoś tak wychodzi, że „my” walczymy o pokój (znaczy się – chcemy by każdy mógł mieć taki kolor skóry, płeć, upodobania seksualne, zainteresowania i w ogóle, jakie ma *pod warunkiem że nie zakładają one robienia krzywdy innym* i nie był nazywany p*łem, lewakiem, feminazistką, freakiem, niedo*ną k*ą, czar*chem, ż*tkiem, a zwłaszcza by karalne było atakowanie go / jej za to że jest, a nie fakt że jest), zaś „oni” właśnie o lebensraum – cała Polsza tylko biała, tylko pod tym znakiem, chłopak i dziewczyna jarosław Polszę zbaw…

    @Quasi (jeśli jeszcze czyta)
    Wiesz, jak mam ochotę komuś przysrać, to nie muszę jechać po szkodliwych memach i stereotypach. Z resztą, zwykle jak mam ochotę, to z jakiś powodów i to one dają dobrą podstawę do ataku. Jeszcze za to nigdy nie zdarzyło mi się, by homo mnie wkurzył faktem że jest homo, czarny tym, że ma niestandardowy na polskie warunki kolor skóry, czy kobieta faktem że jest tej a nie innej pci… Taki więc pozwól, że ludzi, którzy w takich okolicznościach wyciągną pe*ała, czar*cha czy niedo*ną feminazistkę (albo durną blondynkę) nazwę nie dyskryminującym i uniwersalnym mianem debili.

    Polubienie

  27. @Sylwek ja się bardzo cieszę z przesunięcia PO na lewo. I liczę, że to na długo utopi pojebów, którzy kaznodziejsko-partyjniackim tonem chcą komuś dyktować, z czego się wolno śmiać.

    Polubienie

  28. Właśnie, skoro już ktoś przywołał – to jest bardzo charakterystyczne, jak ci wszyscy ‚obrońcy wolności słowa’ wierzgają w obronie swoich pozycji. Foucault ładnie pokazał, że ta ich ‚wolność’ służy tylko obronie interesów białej amerykańskiej/europejskiej klasy średniej, żeby czuła się bezpiecznie w swoim domku na przedmieściach, z dala od Innych. To jest taka wolność, jaką Bush eksportował do Iraku – kończy się w istocie zniewoleniem.

    Polubienie

skomciaj mię