Dzień, w którym dowiedziałam się, że jestem z tego samego pokolenia, co Wojtek Orliński: oboje pamiętamy Sekretny Dziennik Adriana Mole’a (lat 13 i 3/4) i rodziców Pandory z UMC głosujących na Labour (chociaż mnie, jednakowoż, bardziej intrygowały pomiary Adriana) i widzę pewną wspólnotę w tym, że ludzie nawet na krok niezbliżeni do realnych problemów z LC próbują się jednak nad nimi pochylać: to niestety bywa porażkowe.
Jednocześnie zaś widzę, jak Wojtek wysiada ze swojego subaru i oto dostrzega na ulicach wielkich miast samotne kobiety, bezdzietne i matki, jak próbują tu przeżyć za 2k na śmieciowych umowach na niskich biurowych stanowiskach w korporacjach, wyszarpując zniżki w lokalnym coffeeheaven na korposmyczki i korzystając z refundacji na SSRI; więc czyż nie jest to tak samo daremne?
Znika w swoim artykule całą świetlicową działalność lokalnych oddziałów krytyk politycznych, znika badania Izy Desperak nad feminizacją biedy (w tym prekariackiej) , znika działalność publicystyczną Ostolskiego; konstruuje (nie pierwszy raz zresztą) swojego lewicowego kawiorowego hipstera w czapeczce i na ostrym kole, który sącząc leniwie latte za 20 pln planuje rewolucję na kanapie.
Pomija mnóstwo działań wolontariackich, oddolnych, obywatelskich, które są mało widoczne w mejnstrimowych mediach i o których raczej mogliby opowiedzieć moi komentatorzy niż ja.
To, co podzielam, to lęk o to, że zapatrzeni w problemy ludzi żyjących w ubóstwie pominiemy tych, którzy na jej granicy balansują, przechodzą przez zero na koncie kosztem opóźnionych wpłat za gaz i prąd, utrzymując pozory lepszej kondycji finansowej wyrażanej dobrym ciuchem czy markowym gadżetem. A ten lęk mógłby być szczególnie dla nas zrozumiały dlatego, że do opisywanej przez WO BKŚ-prekariat jest nam przeważnie bliżej niż do LC; ja osobiście czuję się trochę bohaterką jego narracji o wiązaniu końca z końcem i codziennych decyzjach, na co wydać ten śmieszny, różowy banknot. To jesteśmy my albo ludzie tuż obok.
[Z drugiej strony, doskonale wiem, jak młoda warszawska lewica potrafi się wzajemnie wesprzeć, także finansowo, gdy młoda prekariuszka zaczyna odbijać się od ściany wielkiego miasta]
Więc choć w tym akapicie WO w sposób oczywisty jest małym kłamczuszkiem:
Bieda prekariatu, bieda warstwy społecznej ironicznie nazwanej w pewnej reklamie „biurową klasą średnią”, nie została dotąd w Polsce należycie opisana. W obronie tych ludzi nikt nie zrobi Manify, „Krytyka Polityczna” nie poświęci im kolejnego „Przewodnika”, nikt nie będzie zbierał 1 proc. podatku na najniższy szczebel korporacyjny.
[o czym była poprzednia manifa, hę?]
…to jednak widzę pozytyw w tym, że wprowadził do mejnstrimu prekariuszkę, bo do tej pory w powszechnie dostępnych mediach papierowych o feminizacji śmieciówkowej młodzieży nie pisano.