Mamuśki i prezeski

O problemie dzietności w pracy nieco wspominałam w zeszłym roku, chociaż wówczas koncentrowałam się raczej na tak przyziemnych kwestiach jak letnie terminy urlopowe i dyskryminacja singli. Od tego czasu zmieniłam miasto, relationship status, zespół, w którym pracuję i prawdopodobnie również w tym czasie coś myślałam, bo hejt na dzieciatych w pracy, z jakim wówczas (uważam, że mężnie) walczyłam zszedł ze mnie prawie całkiem. Nie bez znaczenia jest fakt, że dzielę korpozagródkę z dziewczynami prawie bez wyjątku wychowującymi co najmniej jedno dziecko, a jedna z nich od niedawna spodziewa się następnego.

Wspominam o tym dlatego, że Wysokie Obcasy nie odeszły od swojej polityki antagonizowania pracowników i postanowiły tym razem przypuścić szturm na kobiety w ciąży, które biorą zwolnienia. Ciąża to nie choroba, grzmi jedna z czytelniczek, pani Ewa, matka dzieciom i babcia wnukom, więc przypuszczalnie doświadczona w kwestii ciąż. Niestety, jest także doświadczona w prowadzeniu firmy, wskutek czego możemy na jej przykładzie zaobserwować mocne neoliberalne ukąszenie.

„I nie wstydzą się tej choroby” – dodaje ze zgrozą (wait waht, dlaczego jakakolwiek choroba miałaby być powodem do wstydu) – „młode kobiety, które powinny się rozwijać (bo taki jest ich wielki, zbiorowy obowiązek) i umacniać na rynku pracy (bo nie będziesz mieć bogów nad rynkiem pracy, jak ocenia Jeremi Mordasewicz) siedzą bezmyślnie w domu (bo jak wiadomo, zajmowanie się domem to sama bezmyślna przyjemność i właśnie dlatego zmywam raz na tydzień), w ogóle ich nie obchodzi co z firmą (a to nie jest przypadkiem zmartwienie prezeski?), kto przejmie ich obowiązki (jak wyżej). Nie znają chyba słowa lojalność, rozwój itp „(znają, znają, tylko są lojalne wobec bliskich, a nie pracodawcy, który nie potrafi zadbać o to, by pracowały tylko 4h, jeśli ich praca wymaga stałego użycia monitora ekranowego).

„Co robią w trakcie tej ciężkiej choroby kobiety?” – fantazjuje dalej czytelniczka, a ja się zastanawiam, czy gdy ona idzie na zwolnienie, a pewnie przecież czasem idzie, ktoś zadaje jej to pytanie. „Pewnie nie chodzą na spacery, ale leżą na kanapach wpatrując się w ekran telewizora albo spacerują po galeriach handlowych…”, bo, jak wiadomo, obowiązkiem kobiety w ciąży jest fitness, zdrowa dieta i produktywne wchłanianie poradników traktujących o chowie osesków. Wyprawka kupi się sama, a od braku telewizji jeszcze nikt nie umarł. Rozrywki zresztą już miała dość, teraz powinna być stateczną matką.

Ciąża to nie choroba, ale ja na przykład wiem, jak się czuję w dzień po ciężkiej migrenie, ataku bezsenności lub zatruciu. Nie wyobrażam sobie jechać przez pół miasta (nawet wieziona przez kochającą żonę lub męża) w stanie porannych mdłości. Nie wyobrażam sobie ważyć kilka(naście) kilo więcej niż zwykle i wychodzić z domu w sakramencki upał lub śnieżycę. Dlaczego w takim razie rzeczona czytelniczka zarzuca kobietom wyłudzanie zwolnień i żąda kontroli zusowskich?

„A potem jest urlop macierzyński, wychowawczy…. i jak wrócić do pracy kiedy się zwyczajnie nie nadąża?”, martwi się fałszywie i nieinterpunkcyjnie nasza czytelniczka, zapominając, że to także problem pracodawcy, by przeszkolił po urlopach.

„I ta postawa roszczeniowa! Niezwykła wprost! Jestem w ciąży i jestem świętą krową!”
I ta postawa roszczeniowa, niezwykła wprost. Prowadzę firmę i żądam, by kobiety, skoro już muszą w te ciąże zachodzić, czuły się w nich śpiewająco, pracowały do dnia rozwiązania, a powróciwszy z wychowawczego, przez osmozę wchłonęły wszelkie nowinki w branży.
Nie nazwę publicznie innej kobiety krową, nawet w tym związku frazeologicznym, ale radziłabym pani Ewie przemyśleć kwestię swoich kompetencji jako osoby prowadzącej firmę, skoro zupełnie oczywiste w stanie ciąży przywileje budzą aż taki jej sprzeciw (stawia w liście za wzór swoje córki, które pracowały w czasie ciąż i były ogólnie pożyteczne; oczywiście gratuluję udanych, ambitnych córek, szczerze, ale sama swojej koeżance z zagródki radziłam iść na zwolnienie: spędzała w środkach komunikacji miejskiej tyleż czasu, co w pracy, a nie czuła się dobrze, i z uwagi na aurę, i z uwagi na własne problemy zdrowotne).

„nie chce mi się (już mi się nie chce) wkładać swój czas, energię i… pieniądze w młode prawniczki, które za moment będą ciężko chore… na ciążę. Przepraszam feministki teoretyczki.”

Nie wiem, co do tego mają feministki teoretyczki, ale gdy widzę taki feminizm praktyczny, jaki stosuje pani Ewa, to wysiadam.

Dam maleńki disklajmer przez wzgląd na znajomych młodych przedsiębiorców, o których wiem, że nie są biznesmenami z lat 90. ani tym bardziej takimi praktycznymi feministkami jak pani Ewa: wiem, że w małej firmie, w zespole ze ściśle podzielonymi zadaniami długie zwolnienie destabilizuje pracę. Ale na powiadomienie pracodawcy o ciąży i zamiarze wzięcia L4 jest czas. Jeśli szef nie jest wąsatym ciulikiem w mokasynkach, troska o zastępstwo, zaryzykuję to stwierdzenie, przyjdzie nawet całkiem naturalnie. Jeśli „Z tych 11 kobiet aż 9 na wiadomość, że są w ciąży natychmiast zachorowało!”, z dnia na dzień, bez poczucia obowiązku scedowania swoich zadań, to nie one robią coś nie tak.

55 uwag do wpisu “Mamuśki i prezeski

  1. „Nie wyobrażam sobie ważyć kilka(naście) kilo więcej niż zwykle i wychodzić z domu w sakramencki upał lub śnieżycę.”

    eeee, ale to co, że niby bardzie otyłe gorzej znoszą upały/mrozy niż te chudsze? nie rozumiem tego zdania

    Polubienie

  2. Moja anegdata wskazuje, że istnieją przypadki, że pracodawca składa pracownicy, która zaszła w ciążę, propozycję nie do odrzucenia: ona pójdzie na fikcyjne zwolnienie i będzie nadal pracować, a całą ciążę będzie za nią ZUS płacić, a w zamian po urodzeniu pracodawca jej nie wywali z pracy.

    Przypadków zwalniania się z powodu ciąży z inicjatywy pracownicy nie znam, znam za to taki, że kobieta 3 dni po rozwiązaniu, jeszcze będąc w szpitalu, dostaje zleconka od stałego szefa/klienta (trudno to w prekariacie tak jednoznacznie rozgraniczyć), ale to dla jej dobra „bo przecież się nudzi”.

    Polubienie

  3. A mój ojciec, burżuj kapitalista, dowiedział się metodą biurowych plotek, że jedna z pracownic chciałaby mieć dziecko, ale się boi utraty pracy. Toteż zaprosił ją do gabinetu i jak to on ma w zwyczaju powiedział wprost:niech pani ma póki pani może, firma spokojnie rok na panią poczeka.
    Bo jako burzuj kapitalista od lat 90tych, którego firma przetrwała różne zawirowania na naszym rynku, zdaje sobie sprawę z tego, że morale zespołu to więcej niż krótkotrwałe zyski.

    Polubienie

  4. a Wysokie Obciachy kontynuują linię http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,12274820,Od_Redakcji__Bierzesz_zwolnienie_na_poczatku_ciazy_.html

    Redakcja ujmuje się za biednymi firmami i ich managementem, te pracownice takie nielojalne, to zdroworozsądkowe, że firmy wolą zatrudnić w takich warunkach panów zamiast pań itd itp.

    „Moim zdaniem branie zwolnienia, będąc w prawidłowo przebiegającej ciąży, jest nielojalne wobec firmy i kolegów z pracy. Może robimy to tak często, bo nie lubimy swojej pracy i czujemy się wykorzystywane przez pracodawców? Na zwolnieniu w ciąży możemy wreszcie odpocząć od wyzysku? Ten kij ma dwa końce i, niestety, konsekwencje decyzji niektórych ciężarnych ponoszą wszystkie młode kobiety.”

    brawo kurwa. jeszcze wszystkim kobietom na rynku, które nie są na szczytach wbij ten nóż w plecy i pokręć a zdrowo.

    Polubienie

  5. Kobiety kobietom zgotowały ten los… a inaczej mówiąc, nikt tak kobiecie nie zaszkodzi, jak inna, prawdopodobnie z tak niskiej zawiści, że aż ciężko to ogarnąć. Czyżby pani prezeska sama chciała iść na zwolnionko, ale nie może? Takiego jadu nie zmotywuje pieniądz sam w sobie, coś bardziej śmierdzi…

    Polubienie

  6. @Michał Ostrowski
    Wyjaśnienie tego fenomenu jest proste. Wciąż, głównie dzięki dobrze się trzymającej krakosko-mieszczańskiej moralności, granice podzbiorów znajomych na ogół przebiegają po pci biologicznej. Kobiety trzymają się w towarzystwie kobiecym, mężczyźni męskim, inaczej zaraz będą śmichy – chichy. W takim towarzystwie wiadomo, że największym wrogiem kobiety będzie inna kobieta, a największym wrogiem faceta inny facet. W środowiskach funkcjonujących na bardziej koedukacyjnych zasadach z reguły twoja reguła niewiele jest warta.

    Polubienie

  7. Droga Szpro, ładnie to wszystko wypunktowałaś, tylko czy potrzebnie? Bo przecież podlinkowany list od czytelniczki Ewy to po prostu czysty hejcik (jak i pojawiający się pod nim kolejny o „Mamuśkach cwaniaczkach”). Hejt ma swoje prawa – ma generalizować, być nie do końca sprawiedliwy, ulewać to wszystko co się po dziurki uszu zebrało; z hejtem się nie polemizuje (choć można, nie przeczę, odbić emociem).
    Może lepiej spojrzeć skąd się ten hejt bierze? Przeszedłem osobiście przez ciąże partnerki w dwóch różnych krajach Europy i za każdym razem szokiem było zderzenie z polską reakcją na ciążę: „no to jak długo już siedzisz na zwolnieniu?” Naprawdę, dla dużej części społeczeństwa to nie jest nawet kwestia do przemyślenia, tylko oczywistość. Moja żona za każdym razem pracowała do ostatniego miesiąca, bo chciała i mogła (choć czasami wkładała w to więcej wysiłku niż od niej ktokolwiek oczekiwał). Za każdym razem było to traktowane normalnie przez ludzi dokoła (w pracy, wśród znajomych) i tylko podczas wakacji w Polsce dostawała krzywe spojrzenia oscylujące pomiędzy bezgranicznym zdziwieniem, a dezaprobatą, politowaniem, a przerażeniem.
    Może w takiej atmosferze dookoła, lepiej by przymknąć oko na nietrafne wtręty hejterzących czytelniczek, mocniej przytulić „się sprzed roku” i potraktować fakt, że o „ciąży i pracy” się rozmawia (w odróżnieniu od „ciąży lub pracy”) za znak, że idzie trochę w kierunku normalności?

    Polubienie

  8. „Bo jako burzuj kapitalista od lat 90tych, którego firma przetrwała różne zawirowania na naszym rynku, zdaje sobie sprawę z tego, że morale zespołu to więcej niż krótkotrwałe zyski.”

    dbanie o morale? to chyba wtedy jak się zamierza zatrudniać danego pracownika dłużej niż rok. większość wąsatych firm ma taki „przerób” stanowisk że zapomnij.

    Polubienie

  9. Moim zdaniem to kolejny punkt medialnej nagonki mającej na celu dzielenie społeczeństwa. „Popatrz, twoja ciężarna koleżanka z pracy siedzi na zwolnieniu, a ty musisz na nią płacić i zachrzaniać więcej”. „Popatrz, ci wredni nauczyciele pracują połowę tego co ty”. „Popatrz, ci paskudni związkowcy robią tylko rozpierduchę i nie pozwalają gospodarce się rozwijać”. W interesie zwykłego obywatela jest istnienie związków zawodowych, nieprzemęczonych nauczycieli w doinwestowanych szkołach i także partnerskich relacji w pracy (bo w końcu spędza się tam sporo czasu i naprawdę przyjemniej jest spędzać go w zespole, który charakteryzuje się sympatią i wyrozumiałością jego członków dla siebie nawzajem). Tak podzielone społeczeństwo nigdy nie zjednoczy się przeciwko władzy w obronie swoich praw i interesów – wszczepiony partykularyzm weźmie górę. Tak było w 1989 roku – toutes proportions gardee – gdy wielkomiejska inteligencja opozycyjna pod rękę z kościółkiem zrobiła zbiorowe meech na robotników, rolników, kobiety, szeroko rozumianą prowincję, zarazem przekształcając dla celów odpowiedniego wyrobienia opinii zbiorowej protesty udręczonych ciężkim życiem ludzi w styropianową walkę o jedyną słuszną „polskość” pod znakiem księżej stuły, względnie wolność czytania wszystkich drukowanych na świecie książek.

    jesteśmy różni, mamy różne cele i to jest fajne, ale nie ma potrzeby zabierania komuś ostatnich przywilejów i fochowania ludzi, mających inne potrzeby i cele, tylko dlatego, że tak każą nam gazety i „ałtorytety”.

    a i jeszcze ad meritum:)
    skoro kobieta rezygnuje na kilka miesięcy z pracy, to znaczy, że nie jest to dla niej dziedzina życia, w której się spełnia czy miejsce, w którym jest je dobrze. wyobrażam sobie, że jeśli ciąża przebiega bez większych problemów to można dalej pracować, ale mniej, na przykład częściej z domu, z możliwością wzięcia wolnego, gdy ciężąrną dopada jakaś nieprzyjemna ciążowa dolegliwość. w większości firm przejście na zadaniowy tryb pracy nie powinno stanowić problemu, ale jest jakaś blokada w mentalności kadry zarządzającej, która nie pozwala spuścić pracownika z oka i pozwolić mu na pracowanie w mniejszym wymiarze godzinowym mimo że ten wypełnia swoje zadania sprawniej. kobiety ciężarne idą na zwolnienie, by uniknąć tłumaczenia się ze spóźnienia, bo miały mdłości, żebrania o wyjście z pracy na umówioną wizytę u lekarza itp. dopóki środowisko ogólnie nie stanie się bardziej przyjazne ciężarnym (a takie artykuły raczej do tego nie doprowadzą), będą one szły na zwolnienie, wykorzystując ostatnie przywileje. i mają do tego prawo, imho.

    Polubienie

  10. @Tomash, jak już masz dobrego człowieka, to trzymasz go ile się da i dbasz, wcale nie jest tak łatwo zatrudnić kogoś ogarniętego (lub zatrudnić i nauczyć). Np. wśród fizycznych absolutną plagą jest alkohol, dobieranie załogi niepijących jest procesem, który trwa. Z pracownikami biurowymi jest niby prościej, ale znów, każde nowe zatrudnienie to ryzyko. Ojciec znał firmy, które postępują tak jak mówisz i je w końcu zjadł (tzn. ich klientelę). One działają na scotcha, nikt nic nie wie, nie wytrzymują pierwszego zastoju rynku. Takie rzeczy jak marka, renoma, szybkość wykonania, ogólnie opinia klienta liczą się bardzo.

    Polubienie

  11. Natomiast artykuł oczywiście dało się zrobić lepiej – regularny reportaż, rozmowy z pracodawcami i pracownicami, opinia lekarza kiedy iść a kiedy zostać, jakiś savoir vivre na wypadek, kiedy chcemy tego L4. Ale łatwiej pomarudzić i się nawzajem pogryźć. Krajowa specjalność.

    Polubienie

  12. Dorzucę przypadek z życia małżonki, w telegraficznym skrócie: gdy okazało się, że jest w ciąży wąsaty chuj zwany szefem wyjechał z układem – idź na zwolnienie, niech ZUS ci płaci a ty przychodź do pracy.
    W efekcie zwolnienie od drugiego miesiąca do końca ciąży (mam nadzieję). No i zmiana pracy po macierzyńskim.

    Polubienie

  13. A, zapomniałem dodać: na grzeczną sugestię, żeby spierdalał z taką propozycją zaczęły się zawoalowane (średnio) szykany. Stąd zwolnienie.

    Polubienie

  14. JCW
    ‚potraktować fakt, że o “ciąży i pracy” się rozmawia (w odróżnieniu od “ciąży lub pracy”) za znak, że idzie trochę w kierunku normalności?’
    Zawsze się rozmawiało, tylko po co? Jakich konkretnych rozwiązań chciałbyś się tutaj dopracować?
    W tym przypadku, obawiam się, można tylko postawić na ludzką uczciwość, a nie z pozycji pracodawcy budować u targetu pisemka poczucie winy.

    Polubienie

  15. Chwila, moment. Jak jest wskazanie medyczne – to idzie się na zwolnienie lekarskie. Jak nie ma to się nie idzie, bo to zwykły przekręt.
    Artykuł słabiutki – ale prawda jest taka, że im więcej ludzi przegina, tym pracodawcy są mniej ufni i vice versa.

    Aktualnie moja przyjaciółka jest w ciąży – ładnie ją przechodzi, na zwolnienie się nie wybiera, bo nie musi. Gdyby była taka konieczność – jasne, ale na zapas? Po wyprawkę? Bo utyła? Sorry, bzdura. Kiedyś ze stresu utyłam prawie 20 kilo i nie szłam na zwolnienie „bo mi ciężko”:)
    Uczciwość – w obie strony i będzie ok.

    Polubienie

  16. Masz oczywiście rację we wszystkim co piszesz, niemniej problem wyłudzeń zwolnień w ciąży istnieje. I to nawet nie chodzi o to, że żaden lekarz nie odmówi zwolnienia kobiecie która o to poprosi (możemy dla uproszczenia założyć, że skoro prosi, to się należy), tylko że standardową procedurą każdego lekarza jest pytanie „czy chce pani zwolnienie”, niezależnie od jakichkolwiek wskazań medycznych.

    Polubienie

  17. ” Dlaczego w takim razie rzeczona czytelniczka zarzuca kobietom wyłudzanie zwolnień i żąda kontroli zusowskich?”

    powiem Ci dlaczego, bo od 12 lat jestem czynną userką for rodzicielskich i zaliczyłam ich w ciągu tego okresu sporo. 8 na 10 ciężarnych forumowiczek w ciążach niezagrożonych zadaje na przełomie12-16 tc pytanie, czy już należy im się zwolnienie lekarskie i gdzie je mogą z sukcesem uzyskać. Pozostałe dwie są otaczane powszechnym zdziwieniem/podziwem, że takiego zwolnienia nie wyrwały, przez co- głupie- wciąż chodzą do pracy, zamiast opierdalać się na kanapie w domu.
    Gdzie są wskazania lekarskie tam są, problem polega jednak na tym, iż „wskazania lekarskie” w wielu przypadkach sprowadzają się do „panie doktorze, chcę zwolnienie”. Lekarz je daje. W obu ciążach na każdej wizycie ginekologicznej byłam pytana o to, czy już chcę zwolnienie, a dla naświetlenia tła podam, iż przewinęłam się przez kozetki, niech no policzę, trzech lekarzy w pierwszej ciąży i czterech w drugiej. To pytanie padało zawsze niezależnie od tygodnia i miesiąca ciąży. Mniej więcej tak wygląda tajemnica „wskazań lekarskich”. Gdybym powiedziała, że owszem, chcę, miałabym zwolnienie od ręki. Żadna z moich ciąż nie była zagrożona. Rozumiem, że jest to anecdata, ale jako że obserwowałam tysiące ciąż podobnych do mojej i rozwijających się na zwolnieniu, wydaje mi się, iż nie ściemniam potwierdzając, że ten mechanizm istnieje i jest na tyle powszechny, że nazwałabym go zjawiskiem, jeśli nie polską plagą. Jak również nie ściemnia autorka listu, który komentujesz.
    Ogólnie wszystko można, za poronienie również należy się zwolnienie i całkiem słusznie, ale kiedy uświadomimy sobie, iż przy coraz wcześniejszej diagnostyce ciąże wykrywa się na poziomie betyHCG 30, co włącza nam do rozważań ciąże biochemiczne, oznacza to ni mniej ni więcej a to, iż egzekwowanie zwolnień po poronieniach może sięgnąć wartości 70% współżyjących kobiet (zwłaszcza, że się je do tego zachęca), i nieuchronnie musimy zderzyć się z pytaniem, do którego momentu mówimy o poszanowaniu straty kobiety tak odczuwającej utratę ciąży na etapie przedimplantacyjnym, a od którego zaczynamy mówić o piłowaniu gałęzi, na której siedzą wszystkie kobiety w wieku produkcyjnym i prokreacyjnym?

    Polubienie

  18. nie, które są opisem tego, jak pewna grupa kobiet działa przeciwko interesom innych kobiet. Przy okazji: próba wyjaśniania zdrowym kobietom w niepowikłanych ciążach, że załatwianie lewych zwolnień (lewych w znaczeniu ZUSowskim, a nie w znaczeniu pokątności ich zdobycia) jest robieniem świństwa nam wszystkim, a innym kobietom zwłaszcza, wywoływała długie flejmy w wątkach dla ciężarnych. Myśl przewodnia koncentrowała się na argumencie, że skoro dają to czemu nie brać. A tu Środa z komentarzem do innego zjawiska, ale powiedzmy:

    „Nikt nigdzie nie tylko nie uczy ich standardów moralności życia publicznego, ale mało kto w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że istnieją inne moralne regulatory naszych zachowań niż Dekalog, pielgrzymka i modlitwa (…).Pewne postawy można ”wyssać z mlekiem matki”, inne – z pasem tatusia, jeszcze inne można zapewne przyswoić w kościele, natomiast o standardy życia obywatelskiego, politycznego i gospodarczego powinna dbać nowoczesna szkoła

    Więcej… http://wyborcza.pl/1,75968,12313267,Problemy_rodzinne_.html#ixzz23knjEL6k

    no więc po mojemu jednym z obywatelskich regulatorów naszego zachowania powinna być zasada, że nie rżniemy Państwa na fizjologicznej ciąży, która nie wymaga L4 od momentu zobaczenia dwóch kresek na teście. I w ogóle nie rżniemy współobywateli, w tym ciężarnych, które zwolnień potrzebują naprawdę.

    Polubienie

    • Ech, no moim założeniem jest, że one tych zwolnień potrzebują, bo mdłości, bo zmienne samopoczucie, bo się puchnie, bo milion innych rzeczy, które są na tyle dokuczliwe, by utrudniać porządną pracę. Więc nie są lewe. A na solidarność kobiet dużo lepiej wplynie postawa wspólczująca niż podejście, że skoro ja czułam się w ciąży dobrze, to inne też powinny.

      Polubienie

  19. Szpro, ja mam wrażenie, że a. pisze o tych dziewczynach/kobietach, które biorą L4 bo MOGĄ, a nie dlatego, że odczuwają poważne niedogodności. I ma tu sporo racji, zdrowa ciąża oznacza pewien dyskomfort (btdt) ale nie stanowi niepełnosprawności. Owszem, pozwólmy jako pracodawcy, współpracownicy i współpracownice ciężarnym na maksimum wygody w pracy, ułatwmy im ciążę, a okaże się, że odsetek L4 może się zmniejszyć. Ciężarne uciekają w L4 jako w ostatni prawdziwy urlop, a nie zawsze muszą. Jest duży odsetek kobiet źle znoszących ciążę, zgoda, i nikt nie będzie polemizował z zasadnością ich zwolnień. Ale w mojej fabryce wiem o jednym takim przypadku, gdzie zwolnienie było uzasadnione złym stanem ciężarnej, pozostałe uciekały na L4 głośno mówiąc, że idą sobie odpocząć, bo MOGĄ. Mogą, to prawda. Nikt im nie zabroni, nikt im nie wypomni. Ale osobiście wolałabym system, w którym pracuje się na miarę sił i możliwości, a w chwilach gorszego samopoczucia po prostu – wychodzi się wcześniej albo bierze awaryjne wolne, zamiast znikać na pół roku z miejsca pracy (a potem na macierzyński/wychowawczy).

    Polubienie

  20. ‚owszem, pozwólmy, ułatwmy’
    To może tak: najpierw niech pracodawcy zaczną naprawdę ‚pozwalać i ułatwiać’ – a potem będziemy w tej delikatnej działce wdrażać system ‚pracy według sił i możliwości’.
    ‚nikt im nie wypomni’
    nieprawda.

    Polubienie

  21. @hellk totalnie tak, ale nie „najpierw” ale „jednocześnie”. Pracodawca powinien ułatwiać ile wlezie, pomagać z elastycznym czasem pracy (to jego zysk, że pracownica jest w pracy zamiast na L4, więc jemu też powinno zależeć, by nie uciekała), ale życzliwość i gotowość wsparcia od współpracowników też coś znaczy. I rodzaj atmosfery w biurze/fabryce może współdecydować o tym, jaką decyzję o L4 podejmuje ciężarna.

    Polubienie

  22. @”A na solidarność kobiet dużo lepiej wplynie postawa wspólczująca niż podejście, że skoro ja czułam się w ciąży dobrze, to inne też powinny.”
    Ale przecież zarówno a. jak i naima argumentują nie przez indukcję ze swojego „czułam się w ciąży dobrze” tylko przez „one same mówią, że czują się dobrze”. Podobnie zresztą sugeruje linkowana Ewa, która tylko (głupio) generalizuje i dodaje, ze ją to wkurza, i że to draństwo.
    Solidaryzując się ze wszystkimi kobietami współczuję bardzo tym, które są oceniane przez pryzmat „przeddzietna – to na pewno zaraz ucieknie na L4”.
    Swoją drogą, to jako anegdotyczny wkład do dyskusji dodam tylko jeszcze, że w Holandii na pytanie o zwolnienie lekarskie patrzono na mnie z kompletnym niezrozumieniem. „No, taki oficjalny papierek dla pracodawcy, na którym jest napisane, że jestem chory”. „Ale my nie mamy czegoś takiego. Po co zresztą, skoro zadzwoniłeś do pracy, że nie przyjdziesz, to już wiedzą, że jesteś chory, no nie?” Kraj funkcjonuje bez pojęcia L4, a pracodawca może jedynie przy przedłużającej się nieobecności wysłać lekarza do domu pracownika, w dobrze pojętej trosce o jego samopoczucie i aby sprawdzić czy przypadkiem choroba nie wynika z warunków pracy, które można by poprawić.
    Rozmowa na temat „przechodzenia na zwolnienie z powodu ciąży” byłaby dla przeciętnego Holendra równie abstrakcyjna jak pomysł by chleb posmarować przesmażonym tłuszczem ze słoniny i zajadać z ogórkiem przetworzonym przez bakterie kwasu mlekowego.

    Polubienie

  23. @JCW
    Ale Holandia to Holandia, a tu jest Polsza, nie zagranica.

    Problem ciąży i L4 jest klasycznym przykładem błędnego koła, wynikającego z kilku przesłanek, z których żadna nie dotyczy jako taka bezpośrednio pci żeńskiej, ani prokreacji:
    – „Kiedy dają to brać, każdy głupi to wie”, śpiewała kiedyś Budka Suflera, kiedy jeszcze dało się jej słuchać. To poważna skaza na naszej mentalności. Rozdają żarcie potrzebującym, ale nie sprawdzają czy na pewno potrzebujesz? Ustawię się, a co, dają to biorę. Lekarz z automatu wypisuje L4, najprawdopodobniej po kilku awanturach z pacjentkami, którym owego L4 dać nie chciał? Biorę, a co, potem będzie dziecko, to już nie odpocznę. Stypendium socjalne dają każdemu kto może dostarczyć odpowiedni papierek? Wezmę, nie ważne że mieszkam w wynajętym mieszkaniu, chodzę w markowych ciuchach i jeżdżę własnym samochodem. Należy się, to biorę.
    – między „pracodawcą” a pracownikiem panuje układ w najlepszym przypadku seksualny (ja go rucham, on mnie rucha), w najgorszym wojenny. Owszem, są firmy w których jest inaczej, ale raczej one nie zmagają się z problemem kobiet na L4 z powodu „zaliczenia” testu ciążowego. Generalna mentalność jest jednak taka, co więcej, z własnych anecdata słyszałom pochwały nawet „samozatrudnienia”, bo przynajmniej jest się „na swoim” (cha, cha, cha) i można robić coś oprócz „etatowych” działań (cha, cha, cha), a nie zapie*la się na kogoś.
    – ostatnim aspektem jest powszechna nienawiść do instytucji ZUS. Ludzie kombinujący ze zwolnieniami robią w ich mniemaniu koło pióra właśnie tej szanownej firmie, a nie swojemu zakładowi. Bo przecież to ZUS płaci (nie od razu, ale whatever), więc „wąsatemu kapitaliście” krzywda się nie stanie, a okradać ZUS to nie grzech, tylko patriotyczny obowiązek.

    W wypadku kwestii ciążowych, sprawa ta rzeczywiście zaczęła osiągać patologiczne rozmiary. Zabawne jednak jest to, że jakoś w różnych miejscach, gdzie pracowałom, nie było słychać o tych wrednych brzuchatych na L4, a dziewczyny jak najbardziej się rozmnażały, ba, potem nawet przynosiły potomstwo do biura. Nie licząc dwóch pierwszych miejsc, ale tam samo bym nie wróciło, nawet jakby mi zaoferowali dwa razy więcej niż dostaję obecnie (prędzej świnie zaczną latać, w jednej jako koder zarabiałom 800 zeta, w drugiej niespełna 2x więcej po ciężkich targach, a było to niespełna pięć lat temu), atmosfera była tam prawdziwie polska, a szefowie prawidłowo wąsaci, choć co ciekawe, akurat żaden z nich owej wątpliwej ozdoby oblicza nie posiadał.

    Polubienie

  24. Zakładam, że znakomita większość z nas nie otarła się o zjawisko lewych zwolnień ciążowych czy to przez autopsję, czy przez obserwację ciężarnych koleżanek. Ten budujący wniosek opieram na niereprezentatywności tutejszych komcionautów i ich miejsc pracy. Wystarczy jednak zajrzeć za kulisy dowolnego forum tzw. kobiecego (jedną z próbek wklejałam na swoim fejsie, dotyczyła seksu przedmałżeńskiego), a obraz się zmienia zasadniczo. Z jednej strony mamy oczywiście pracownice fizyczne i tu zawieszam ocenę, co znaczy „fizjologiczna ciąża” w kontekście pracy w hurtowni czy fabryce. Z drugiej strony mamy pracownice dymane regularnie na płacach i awansach, dla których ciążowe L4 jest wyzwoleniem z obozu pracy. No ale z trzeciej strony kontrole ZUSu nie powinny być w takim układzie traktowane jako dopust boży i zamach, bo nie ma nic podejrzanego w tym, że ciężarna w 6 miesiącu ciąży nie zapieprza przy taśmie z telewizorami.
    I jedna uwaga na boku- nie jest przypadkiem, że etosu ciąży na piedestale i zwolnień, co to się należą jak psu miska i decyduje o nich ocena kobiety, broni Chazan na dalszych stronach tego numeru WO. Logika jest prosta: przekonać kobiety, że te przywileje (chcę zwolnienie to mam) są bezkosztowe i nieobciążone odsetkami społecznymi. Następnie, skoro już na zwolnieniu są i czują swoje poświęcenie wynikające z faktu bycia w ciąży, zachęca się je, aby nie wciskały pierdów o jakichś urlopach tacierzyńskich, bo w interesie ich i dzieci leży wydłużenie macierzyńskiego. Potem mamy wychowawczy. Potem ideolo, że żłobek odbiera dziecku szansę prawidłowego rozwoju emocjonalnego, więc lepiej ilość żłobków zmniejszyć, za to zwiększyć liczbę kobiet na wychowawczych i podnosić płace ich mężów, ponieważ rozwody, jak wiemy, nie zdarzają się w Polsce, a konkubinaty i samotne rodzicielstwo to już w ogóle. Potem przedszkole, które powinno być fakultatywne, gdyż dziecko najlepiej rozwija się pod czułymi skrzydłami matki, która się nadal poświęca i wszyscy to doceniamy. Na końcu mamy przywilej wcześniejszej emerytury wynoszącej głodową stawkę, a „powołanie opiekuńcze” ujawnia swoje kolejne oblicze, jakim jest tym razem zajmowanie się wnukami i starymi rodzicami (żłobków, przedszkoli i domów opieki jest wszak wciąż za mało, skoro parę ładujemy w przekonywanie kobiet, jak to tradycja je docenia, cmok w rękę, podziwiam twoje macierzyńskie poświęcenie dla narodu, a nie w pyskowanie, że to manipulacja w białych rękawiczkach polegająca na mówieniu „spierdalaj” w taki sposób, aby kobieta czuła jeszcze podniecenie przed zbliżającą się podróżą i cieszyła się, że tak jej dobrze). No więc ten obowiązek również tradycyjnie spoczywa na kobietach. Uczonych w Polsce tego, iż ich szczególny status matek i żon zawiera się w samych przywilejach gwarantowanych im przez życzliwe Państwo, a z których powinny korzystać. Wciskając jednocześnie opcję autodelete z życia społecznego, co jednak dodaje się już małym druczkiem na końcu Karty Praw i Swobód.

    Polubienie

  25. @hellk
    „Zamiast ‘mogę wziąć L4 i nie przyjść’ mają ‘mogę zadzwonić i nie przyjść’. A jak wygląda sprawa przy ciąży?”

    Zasadniczo rzecz biorąc identycznie. To znaczy ciąża jest to jest to sprawa prywatna pracownicy. Jak ma mdłości, to dzwoni do pracy i mówi „rzygam dziś cały dzień, więc w pracy nie będę”. Jak jej nie ma przez tydzień, to pracodawca może się zainteresować i zapytać: „nadal tak źle, może lekarz się przyda? może są na to jakieś leki?” Są oczywiście kruczki… na przykład, jak się jest chorym, to ma się obowiązek być w domu, albo szpitalu. Jakby przysłany lekarz w domu nie zastał, to teoretycznie można mieć kłopoty (czyli nici z wyjazdu na Majorkę). To w teorii, mnie się nigdy nie zdarzyło (znaczy się przysłany lekarz). Typowym jest, że po dłuższej nieobecności, pracodawca wysyła na rozmowę z lekarzem. Lekarz wypytuje co było, jakie się prochy brało i czy już aby na pewno wszystko w porządku.
    Jeśli chodzi o ciążę, to dodatkowo przysługuje urlop, którego jest chyba 16 tygodni, z czego minimum 2 a maksimum 4 należy obowiązkowo podjąć przed planowanym terminem rozwiązania (położna prowadząca ciążę podaje na oficjalnym papierku). W przypadku gdy bycie chorą pokryje się z tym ostatnim terminem, to urlop liczy się od ostatniego dnia w pracy (najdalej 4 tygodnie przed terminem rozwiązania).
    Informacje pochodzą sprzed 10 lat, więc +/- pamięć i zmiany w prawie. Bardziej chodzi o zasadę: do pracy się chodzi, bo to jest normalne (i może nawet fajne), a nie chodzi jak coś w życiu rzeczywiście dowali. [Skłamałbym twierdząc, że nie słyszałem o nadużyciach systemu, ale to już raczej offtop]

    @Jiima
    „Ale Holandia to Holandia, a tu jest Polsza, nie zagranica.”

    Tak się właśnie zastanawiam, czytając sobie różne wypowiedzi o tym jak to „pracodawcy pracownikom ten los zgotowali”, często potem z dopiskiem „nie u mnie w pracy, ale gdzie indziej, to…” Czy rzeczywiście jest tak źle, czy też wcale nie, jest dobrze/normalnie/w miarę OK, a tylko mem o powszechnej wąsatości układów jest nośny? Piszę to pytanie jako człowiek nadal zagraniczny (jeszcze bardziej nawet, można by powiedzieć), w poczuciu nieświadomości. Ale to też już pewnie offtop, więc się nie domagam odpowiedzi.

    Polubienie

  26. „Zakładam, że znakomita większość z nas nie otarła się o zjawisko lewych zwolnień ciążowych”

    Żle zakładasz. Pracuję w korpo, na mamuśkowych forach byłam nie raz. I wiesz co: napisałaś ważne zdanie „Z drugiej strony mamy pracownice dymane regularnie na płacach i awansach”

    Więc może przyjmij do wiadomości, że większość pracownic jest dymana na płacach, awansach, taż sama koleżanka czekała kilkanaście dni na zgodę (zgodę!) na pracę przez 4h pomimo przedstawienia zaświadczenia o ciąży. I przestań mi tu jeździć bez poręczy o prostej logice trzymania bab w domu, bo zaczynam tracić cierpliwość.

    Polubienie

  27. „Więc może przyjmij do wiadomości, że większość pracownic jest dymana na płacach”
    Skąd ten wniosek i czemu należy go bezkrytycznie przyjmować, bo tak?

    Z firmy, w której pracuję znam zjawisko zwolnienia na dwie kreski. I doprowadza mnie do szału, bo później na mnie też patrzy się jak na kretyna, który do cna wykorzysta wszystko, co tylko może i jeszcze troszeczkę. Na kierownicze stanowisko musiałam czekać, by ktoś uwierzył, ze ja nie z tych. Dziękuję za to uprzejmie paniom, które cierpią „bo zmienne samopoczucie, bo się puchnie”. Na podobne i weselsze rzecz cierpię przy okresie i nie znikam na tydzień, raz w miesiącu, z pracy.
    Powtórzę się, bo zlałaś, a to, wbrew pozorom ;) ważne: Jak jest wskazanie medyczne – to idzie się na zwolnienie lekarskie. Jak nie ma to się nie idzie, bo to zwykły przekręt.
    Przy czym wskazanie lekarskie oznacza coś innego niż ogólne bycie w zdrowej ciąży.

    Polubienie

  28. @powszechna wasatośc układów
    W ostatniej firmie na +/- 30-40 niewiast, ktore sie przewineły za mojej 5 letniej kadencji – zaszla jedna, jednak nie dotrwała tam do końca ciaży. Fakt, umowe o prace mialo moze kilka z nich. Kancelaria z pierwszej pięcdziesiatki, stosunkowo luzna firma, stolica. Srednia wieku raczej przedciazowa, branza raczej bezciazowa.

    Polubienie

  29. ” Na kierownicze stanowisko musiałam czekać, by ktoś uwierzył, ze ja nie z tych. Dziękuję za to uprzejmie paniom, które cierpią “bo zmienne samopoczucie, bo się puchnie”. Na podobne i weselsze rzecz cierpię przy okresie i nie znikam na tydzień, raz w miesiącu, z pracy.”
    I to jest powód, dla ktorych inne mają się męczyć. Aha.
    Powtórzę, bo chyba zlałaś, a to wbrew pozorom istotne: to na pracodawcy spoczywa obowiązek takiego traktowania pracownic i zapewnienie takiej atmosfery, by odchodząca na zwolnienie pracownica zatroszczyła się o przekazanie obowiązków. Jeśli tego nie robi, to znaczy tylko tyle, że jej samopoczucie i zdrowie jest ważniejsze niż lojalność wobec koleżanek z pracy. I tak, ma prawo być samolubna, bo zdrowie ma się tylko jedno.

    A co do płac, to nie wiem, poczytaj statystyki GUSu o różnicach w płacach, o strukturze zatrudnienia w najgorzej opłacanych zawodach i dopiero potem zarzucaj mi, że każę ci coś przyjmować na wiarę.

    Polubienie

  30. @Szprota, w moim poczuciu różnimy się niuansami w tym temacie, a nie pryncypiami, ponadto wolałabym, aby miejsce jednej właściwej prawdy pozostało na blogu Warzechy, gdzie ma się dobrze. Nie mam ochoty na flejmy z odwołaniami do poręczy.Tyle.

    Polubienie

  31. Nie to jest powód, żeby nie fetyszyzować drobnych codziennych dolegliwości, które nie rzutują na całość. To takie proste.
    Jeśli ma prawo być samolubna, to takie samo prawo ma pracodawca. Prezentujesz moralność Kalego.
    Pracodawca nie jest po to, by się wczuwać w psychikę pracowników, a pracownik ma prawo do swojej prywatności i niewdzierania mu się z butami w sprawy prywatne. Trzeba zachować zdrowe proporcje. I nie wmówisz mi, że winą pracodawcy są lewe zwolnienia. Poczytaj fora internetowe.

    Problem płac jest bardziej skomplikowany. Statystyka jest ciekawą nauką, w której można udowodnić to, co się chce, podając niepełne, albo odpowiednio naświetlone dane. Poczytałam, wyobraź sobie i w 2010 r. PRZECIĘTNE WYNAGRODZENIE KOBIET było niższe od pw mężczyzn o trochę ponad 660 zł. ALE „Pracujące kobiety
    w większości legitymują się wykształceniem średnim (40,5% ogółu
    pracujących). Rzadziej jednak kobiety zajmują stanowiska kierownicze,
    szczególnie wyższego szczebla. W 2009 roku wśród pracujących na
    stanowiskach kierowniczych tylko 35,9% to kobiety. Udział kobiet pracodawców
    był jeszcze niższy (30,1%).” za GUS. Zatem przeciętność nie bierze pod uwagę stanowisk. Jeśli kobiety zajmują niższe stanowiska – to muszą mniej zarabiać.
    Przy tym, warto zauważyć, ze „Napływ kobiet do bezrobocia rejestrowanego jest mniejszy niż
    mężczyzn, natomiast ich odpływ z grupy bezrobotnych jest większy
    (z wyjątkiem lat 2007 i 2008).” znów za GUS.
    Ale ten problem jest bardziej skomplikowany i chyba go tu nie przerobimy.

    Natomiast jeśli dalej będziemy takie „samolubne”, co dziarsko afirmujesz, to wciąż będziemy mniej zarabiać, piastować pośledniejsze stanowiska, bo nie będzie się opłacało w nas inwestować – czasu, pieniędzy, ani nadziei, ze damy sobie radę. A zatrudniać w wieku rozrodczym?? Przy podejściu o jakim piszesz? Trzeba być wariatem.
    Na szczęście to się zmienia, bo i ludzie stają się bardziej odpowiedzialni, mniej zapatrzeni w siebie i nie korzystają z każdego dostępnego przywileju, na zaś. Dlatego wciąż zatrudniam kobiety, choć mam nadzieję, ze z innym niż Twoje podejście.

    Polubienie

  32. @gfedorynski
    „standardową procedurą każdego lekarza jest pytanie “czy chce pani zwolnienie”, niezależnie od jakichkolwiek wskazań medycznych”

    Poważnie? To chyba mam jakiegoś pecha, bo 5 miesiąc się kończy, a lekarz niczego takiego nie proponuje, chlip. :-(

    Polubienie

  33. w ramach anecdat: mi lekarka proponuje zwolnienie przy każdej wizycie (po usłyszeniu informacji, że czuję się świetnie i absolutnie nic mi nie dolega). po czym wyjaśnia, że jestem jedną z nielicznych pacjentek, która zwolnienia nie chce. a ona – lekarka – nie będzie walczyć z systemem i wnikać, czy te zwolnienia potrzebne ze względu na pomijanie przy awansach, np.

    nb, znajoma, której siostra udała się na całociążowe zwolnienie (też nic jej nie dolega), do swojego zespołu chce zatrudnić mężczyznę zamiast kobiety, żeby nie siedział na zwolnieniach w ciąży (nie jest złym prezesem, jeno szefową działu)

    btw, witam się ze wszystkimi

    Polubienie

  34. U mnie różnie bywa, natomiast z półtora miesiąca temu miałam usuwany ząb. Wdał się stan zapalny, nie przespałam nocy z bólu, na pogotowie stomatologiczne bałam się iść, więc poszłam za dnia – ale po zwolnienie musiałam iść do internisty.

    Polubienie

skomciaj mię