Słoiki z codziennym złem

Wyborcza i Polityka ostatnio odważnie mierzą się z tematem tak zwanych słoików, czyli napływowych mieszkańców Warszawy. Jak dowiadujemy się z napuszonych, antagonizujących artykułów, słoiki pogrążone we wstydzie za rodzimą miejscowość zajmują się wytwarzaniem PKB zajmując tym samym prawdziwym Warszawiakom miejsca pracy, mimo wstydu odprowadzają podatki w miejscu zameldowania, czyli w tych swoich Myciskach, zatem nie dokładają się do potęgi stolicy, a korzystają pełną garścią. Dodatkowo zajmują miejsca parkingowe, wystawiają worki ze śmieciami na klatkę, słoikami zaś są dlatego, że co jakiś czas nawiedzają domy rodzinne, skąd uwożą wyprane rzeczy i słoiki z bigosem.

(ja przeważnie wożę pasztet i pieczoną indyczkę, która mojej mamie wychodzi wprost doskonale)

Słoiki oczywiście wyjeżdżają na święta i wtedy rdzenni warszawiacy oddychają z ulgą, bo luz w tramwajach i na ulicach faktycznie rzuca się w oczy (możliwe, że ma to związek z tym, że jednak ludzie w te dni generalnie mniej jeżdżą, ale kto by zważał na drobiazgi). Słoiki podczas świąt oglądają telewizję i jak twierdzi mój przyjaciel Michio, są koszmarnie nieznośni w narzekaniu na ofertę telewizyjną polskich stacji. Taki bowiem słoik jak ja (nie spełniam wprawdzie warunku podatków i wystawiania śmieci, że o miejscach parkingowych nie wspomnę) nie dawkuje sobie polskiej telewizji w ciągu roku i nagle dostaje między oczy czystym złem.

(oczywiście nie tylko, na przykład jako sroga singstarowa zawodniczka ze sporą przyjemnością obejrzałam odcinek XFactora i ze smutkiem przyjęłam odpadnięcie prześlicznej i utalentowanej Kai Czulewicz)

Czyste, banalne, codzienne zło. Czy to nie o nim mówił Stewart Lee w swoim skeczu?

Remember when Jeremy Clarkson made those jokes about shooting strikers
and everyone complained? There was a guy from the Daily Telegraph went on the Channel 4 News to defend him and he said, „Come on,” he said, it was just a joke,” he said. „It’s not as if a Jeremy Clarkson fan has ever gone out and shot anyone.”

I thought, „Well, there was that one guy, „the mass murderer.”

Stewart jest profesjonalistą: oparł się na prawdziwej historii.

Takie zło mamy w polskich serialach: stereotypowe dialogi, podszyte mizoginią i konserwatywnym spojrzeniem na rodzinę. Doprawdy coraz bardziej zaczynam doceniać Pudelka, który dążącego do unieważnienia kościelnego małżeństwa aktora podsumowuje tymi słowami:

Nie wiadomo jeszcze, na który wariant zdecyduje się aktor, jednak najwyraźniej uznał, że skoro zagrał „człowieka, który został papieżem”, nie wypada mu poprzestać na rozwodzie cywilnym.

Przynajmniej dość otwarcie szydzi z hipokryzji.

Serial, który okrasił moje rodzinne święta, to Ojciec Mateusz. No wiem: sama to sobie zrobiłam, czego mogę spodziewać się po serialu, w którym głównym, pozytywnym bohaterem jest ksiądz. Katolicki ksiądz. Oczywiście zalatuje to emitowanym w 90s Detektywem w sutannie, jednak jestem przekonana, że inaczej oglądali w większości niekatoliccy Amerykanie wdzięcznego, egzotycznego staruszka, a inaczej Polacy urodziwego mężczyznę znanego z ról w Leśnej Górze. Zatem kwestię pochwały religijnego stylu życia, niezaprzeczalności potrzeby wiary i wszędobylskości księdza od razu odłożyłam na półkę, skupiając się na tym, co poza wątkiem księżowskim (edit: jak naprostowali mnie moi czytelnicy, serial jest kalką z włoskiego serialu “Don Matteo”, uświetnionego ponoć wielce przystojnym księdzem).

Odcinek miał tytuł „Z miłości” i traktował o wybitnym lekarzu, który z tejże miłości bił żonę. Pobił także adwokata, do którego żona się udała celem złożenia pozwu o rozwód i przedłożenia wyników obdukcji. Odcinek kończy się tym, że adwokat namawia swojego wspólnika, by bronił lekarza (bo wyprowadził się od żony i zgodził się pójść na terapię, jak również jest dobrym lekarzem, którego społeczność potrzebuje), rzeczona żona zaś rozważa danie mu jeszcze jednej szansy z uwagi na stresującą pracę i bo nigdy tak nie przepraszał.

No dobrze, że ta terapia, ale i tak: oprawcy nie spotyka właściwie żadna kara, lata pastwienia się nad żoną uchodzą mu na sucho, bo dobrze pracuje; w tle oczywiście przewija się MYŚLCIE O DZIECIACH, dla których jak wiadomo oglądanie bijących się rodziców jest daleko lepsze niż ich rozwód i niezgoda na przemoc. Pomoc bitej kobiecie ogranicza się do szczegółowego przesłuchania (na szczęście ma wsparcie w rodzinie).

Jak ktoś mnie jeszcze raz zapyta, dlaczego doznające przemocy kobiety nic z tym nie robią, odpowiem po raz kolejny: a skąd mają wiedzieć, co robić, skoro coś, co jest najłatwiej dostępne – serial na jedynce w prime time – nie potrafi poprowadzić tego wątku tak, by miał funkcję edukacyjną, lecz jedynie zachęcającą do krycia sprawcy i dawania mu kolejnej szansy.

Najwyżej sąsiedzi znów będą podgłaśniali radio, by nie słyszeć.

46 uwag do wpisu “Słoiki z codziennym złem

  1. No, cóż – nie przywalę statystyką przez duże S, ale warto popatrzeć na rejestracje samochodów opuszczających W-wę w piątkowe popołudnia – nie są to Wxxxxx jadący na podwarszawską daczę, ale rozmaite WRA i LLU. Więc można założyć, że to tych samych samochodów brakuje w okresach świątecznych.
    ATSD płacenie podatków poza miejscem zamieszkania to chamstwo i tyle.

    Polubienie

    • @ dink. Ciekawe gdzie sloiki robia zakupy? Pewnie wydaja pieniadze w wawie. A to chamstwo. Tam tez chodza do knaj itp.
      To tez chamstwo. Najciekawsze gdzie mieszkaja. Wynajmuja mieszkanie, tym samym splacaja komus kredyt ktory zaciagnal na to mieszkanie, moze nawet jakiemus warszawiakowi. To chamstwo i tyle….

      Polubienie

  2. Ja w związku z „W przypadku zmiany miejsca zamieszkania w trakcie roku deklarację podatkową składa się do urzędu właściwego podatnikowi na ostatni dzień roku podatkowego.” złożę w tem roku u siebie na wsi.

    Co więcej – nie dziwię się ludziom, że wyjeżdżają na święta; ja sam wyjechałem, całkiem z Polski, nie interesuje mnie polska metoda obchodzenia świąt, spotkania rodzinne, obżeranie i moczenie ryja w gorzale.

    Polubienie

  3. Nie kojarzę arta z Polityki, ale te z Wyborczej ledwo otworzyłam (cała seria była). To samo robią ze sprawą kierowcy vs. rowerzyści lub reszta świata.

    Ja od nich czytam już tylko o komunikacji i wydarzeniach kulturalnych w Stołku + Wysokie Obcasy. Jestem uczulona na te słoiki z każdej strony, a dziś znów cały dzień będę o tym w robocie słuchała:/

    Polubienie

  4. No ja muszę do tego z Polityki wrócić, bo pozostawił na mnie wrażenie nieironicznego w ogóle. Tomasz, pamiętaj, że masz tę kwestię ogarniętą i raczej się bawisz tym pojęciem, a gazety i portale traktują go raczej dość serio.

    Polubienie

  5. Nie dotykając sedna jako kierowca zauważę, że różnica w ruchu aut w święta jest po prostu gigantyczna.

    Zwłaszcza na tle tego co widzi się od kilku lat w weekendy (podejrzewam, że to wynik oszczędnościowego majstrowania przy komunikacji miejskiej) – mianowicie w sobotę i niedzielę w godzinach szczytu też jest ciasno.

    Polubienie

  6. O, dink, jak mnie wcale nie dziwi, że na słoiki rantuje i złorzeczy.
    Czytałam arta w Polityce, nie jestem pewna, co o nim myślę, nie odebrałam go jako antagonizującego, bardziej, hm, protekcjalnego w stosunku do napływowych. Nie tyle nasz reporter w Warszawie mówi o strukturze pracowników, bardziej coś w rodzaju antropolog opisuje kulturę słoików i ich obyczaje zanikające po transferze do cywilizacji.

    Polubienie

  7. Artykuł z Polityki niestety odebrałem jako typowy społeczny art. Polityki, czyli serious buisness, ale koniecznie, ale to koniecznie musimy wrzucić sporo jakiejś pseudonowomowy, żeby wyglądało na to, że zrobiliśmy głęboki risercz.

    Ale uśmiechnąłem się do notki, bo ten odcinek ojca Mateusza to był mój pierwszy kontakt z polską tv od dłuższego czasu (wcześniej w święta oglądaliśmy tylko z żoną część filmu o psie co 10 lat czekał na dworcu na zmarłego właściciela i jako zagorzali psiarze strasznie staraliśmy się nie poryczeć, strasznie tani film, brr). Oprócz tego korowodu polskich głupich memów dot. przemocy w rodzinie (on tak naprawdę kocha, pomyślcie o dziecku, to jest w głębi dobry człowiek, itp. itd.) to chyba jeszcze bardzie uderzyła mnie ta kościelna propaganda. Wszystkie dzieci chodzą oczywiście na religię, wszyscy księża są wyrozumiali, mądrzy i życzliwi, a running jokiem odcinka jest jak dziecko bijącego wymyśliło definicję miłości wszechogarniającej Pan Buka. Scary shit ta polska telewizja.

    Polubienie

  8. 1) don Matteo nie jest przystojny, ale przyjemniejszy wizualnie od Żmijewskiego;
    2) nie wystawiam śmieci na klatkę i raczej gotuję rodzicom niż wywożę od nich słoiki – czy mieszczę się nadal w kategorii? I ile pokoleń wstecz to już nie słoik? Znajomi ‚rdzenni’ Warszawiacy są w Warszawie od czasów pradziadków.
    3) tak mi się skojarzyło z opisywaną fabułą – wczoraj prowadziłam w podobnym temacie gorącą dyskusję, w której, poza ciekawymi i mocno dyskusyjnymi tezami na temat antykoncepcji, usłyszałam – od inteligentnego młodego człowieka – że przemoc domowa nie powinna być powodem rozstania, bo dla dobra rodziny, dla dobra dzieci, trzeba małżeństwo utrzymać za wszelką cenę, więc scenariusz dość wiernie oddaje życie.

    Polubienie

  9. Ale liczy się, jak zginęli, czy się nie liczy? (Dziadkowie w powstaniu/Wehrmachcie)

    Smutne, że w DonieMateuszu nie potrafią poważnie i nieserowo podejść do poważnego problemu, ale serio, w Klanie też nie radzili sobie najlepiej. Zdawać by się mogło, jedyny powracający upierdliwie temat (poza kartonami i kradzieżami w szpitalach) to alkoholizm – chyba w każdym kolejnym serialu coś się znajdzie.

    No ale, smutno, że w Donie Mateuszu przejdzie product placement Banku Pocztowego, a prawidłowe postępowanie w sprawie przemocy już nie.

    Polubienie

  10. @Kasia: true słoiki nie chadzają do knajp, tylko przywożą spirytus z Ukrainy i zagrychę w słoikach. Zresztą jakie to ma znaczenie czy bywają w knajpach czy nie – skoro nie płacą podatków tam gdzie mieszkają i zużywają infrastrukturę.

    Polubienie

  11. @Szpro: owszem, ja się tym pojęciem bawię z dużą życzliwością, bom jest dziecko słoików (z tym że oni rzadziej jeździli do rodziców, w seventiesach jednak mobilność była „trochę” gorsza). Artykuł w „Polityce” też odebrałem jako życzliwy, pokazujący że jedni i drudzy jadą na tym samym wózku (wyzysku przez korpy), a ich antagonizmy są co najwyżej głupiutkie. Zresztą Słoika od Rodowitego dzieli jedno pokolenie, więc co to w ogóle za podział.

    W każdym razie przeczytaj jeszcze raz tekst w Polityce (jako i ja to zrobię dziś wieczorem), wydaje mi się zupełnie inny od agorowych z którymi wrzuciłaś go do jednego wora.

    Polubienie

  12. @ Rober Pyzel
    @ dink
    to że nie płacą bezpośrednich podatków w miejscu zamieszkania to jedno. Ale wydają wszystkie pieniądze, które zarobią w miejscu zamieszkania czyli pośrednio płacą podatki właśnie tam gdzie mieszkają. Dzięki ich wydatkom inni mają na podatki czy życie i tak to się kręci. A za zużycie infrastruktury też płacą. A i jeszcze jedno ,to nie warszawa wydała pieniądze na ich edukację czy leczenie jak byli dziećmi a ich własne gminy. A teraz warszawa „spija śmietankę” w postaci wydawanych przez słoiki pieniędzy.
    @dink
    a z tym spirytusem i zagrychą to ironizujesz sobie, prawda?
    Pozdrawiam

    Polubienie

  13. Ostatnio jak sprawdzałem, to solidarność na poziomie państwa działała na poziomie państwa; jest 300 tysięcy argumentów, żeby nie przypierdalać się do miejsca płacenia podatków i traktować to jako kwestię wyłącznie między obywatelem a US-em, ale ich wyliczanie jest poniżej godności każdego człowieka oprócz powyższego Dinka, więc nie będę wyliczał.

    Polubienie

  14. @Kasia
    ” A i jeszcze jedno ,to nie warszawa wydała pieniądze na ich edukację czy leczenie jak byli dziećmi a ich własne gminy. ”

    Sprawdź pod Janosikowe – „Łącznie w przyszłym roku jednostki wspomogą biedniejsze gminy, powiaty i województwa kwotą 2,4 mld zł.”
    Więc trochę się dorzuciła, ale jak zauważył CześćJacek to bzdurne wyliczanki. OK
    Tylko pomyśl np. o mieszkańcach osiedla Derby xxx, że to http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13668943,Bialoleka_wynajmie_prywatne_budynki_i_zrobi_w_nich.html może mieć coś wspólnego z tym „Subwencja oświatowa w Warszawie pokrywa 40 proc. kosztów pobytu ucznia w szkole, a 60 proc. dopłaca gmina i miasto.”

    Polubienie

  15. Preferencje dla płacących miejscowo wystarczałyby mi na przykład w kwestii zapisów do żłobków. Ale #ohwait, jestem na 300 miejscu oczekującym, za samotnymi matkami i rodzeństwem dzieci niepełnosprawnych. Więc.

    Polubienie

  16. @arturjot
    według Twojej definicji to taki słoik w sumie jest dziwnym tworem. Nie wydaje pieniędzy, nie bywa i pewnie nie oddycha. Może więc nie istnieje? :)
    @Robert Pyzel
    ale więcej dzieci w tym miejscu to jednak więcej pieniędzy wydawanych przez ich rodziców w miejscu ich zamieszkania. Dzieci kosztują. Podobno według niektórych wyliczeń dziecko = nowy mercedes.
    Ludzie tak naprawdę wydają pieniądze tam gdzie mieszkają, to do której gminy idą podatki jest mniej znaczące finansowo dla państwa. Jakby nie było do współnego garnuszka idą, mniej lub bardziej bezpośrednio.

    Polubienie

  17. @KASIA
    „Ludzie tak naprawdę wydają pieniądze tam gdzie mieszkają, to do której gminy idą podatki jest mniej znaczące finansowo dla państwa. ”

    Wskazałem Ci, że przypadku subwencji oświatowej, przedszkoli, żłobków i biletów komunikacji jest ważne dla gminy. To chyba wystarczające powody?

    A zwiększona konsumpcja niekoniecznie przekłada się na dochody gminy, bo supermarket w którym kupuję zgrzewki soków, mąki i cukru jest w innej gminie (a nawet czasem innym mieście bo MacroCash w Markach to już nie Warszawa) .
    Ludzie nie kupują pieluch w sklepiku osiedlowym, poza awaryjną sytuacją.

    Polubienie

skomciaj mię