Mogą oddać

Ustaliłam już kiedyś, że Polska nie zasługuje na matki. Ma im za złe samą ciążę, skutkującą mniejszą koncentracją na rozkwitającym PKB, absencją w pracy czy koniecznością ustępowania im miejsca w tramwaju lub też w kolejce do okienka. Ma im za złe porody, które nadal odbywają się w urągających godności warunkach. Ma im za złe dzieci, z którymi czasem chcą wyjść, jakoś je odchować i wykształcić.

Niestety, równie trudno, co mieć dzieci – jest w Polsce dzieci nie mieć. To znaczy, mnie się na przykład udaje, ale być może dlatego, że jestem nieźle sytuowana, nie najgorzej wykształcona w kwestii antykoncepcji, mieszkam w dużym mieście z apteką na każdym rogu oraz tanksztelą z przebogatym wyborem gumek pod blokiem. Oraz mam konkubenta, który ma dobrze w głowie. Od jakiegoś czasu jestem jednak dość pewna, że nie wszystkie kobiety mają tyle farta w życiu. Refundacja pigułek to śmiech na sali, porządnych i skutecznych gumek raczej nie kupi się za złotówkę, a faceci, wychowani w mocno patriarchalnej kulturze, dopuszczają się gwałtów na randkach (czy naprawdę muszę zastrzegać, że nie wszyscy?!), nieszczególnie wyrywają się do spytania, kto się troszczy w związku o antykoncepcję, a w przypadku wpadki dość chętnie zwijają skrzydła.

O edukacji seksualnej pisałam zaś w poprzedniej notce i będę to powtarzać: młodzi ludzie nie są uczeni wiedzy o sferze erotycznej lub są uczeni w sposób skrajnie konserwatywny.

Do kompletu mamy jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyaborcyjnych w Europie. Do tego stopnia, że kobiety wolą jednak dokonać jej nielegalnie – wyjechać czy kupić środki wczesnoporonne na czarnym rynku – niż przechodzić przez piekło walki o legalne usunięcie ciąży.

W tej sytuacji szczególnie urągliwie brzmią słowa Małgorzaty Gosiewskiej w audycji Radia Zet, w której postuluje ona ustawowe zmuszanie kobiet do noszenia ciąży powstałej w wyniku gwałtu. Przypomnijmy:

Nie muszę go wychowywać, mogę je oddać. Znam osoby, które zostały poczęte w wyniku gwałtu. Urodziły się i są szczęśliwe.

Nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem (a przecież jednak jakoś mi obrzydliwie), że na sercu posłanki leży dobro wyłącznie tak zwanego „życia poczętego”, zaś życie urodzone, doświadczające przemocy seksualnej, trudów ciąży, porodu i wychowywania dziecka w niestabilnym ekonomicznie kraju — już nie.

Zabija mnie ta arogancja. Nie ma ludzi idealnych, ale przyzwoity człowiek wie, że nikt nie ma prawa mówić, kto jest szczęśliwy, a kto nie, mając za ojca gwałciciela. Daje sobie również Małgorzata Gosiewska prawo do przemawiania w imieniu wszystkich zgwałconych kobiet, bez cienia wrażliwości na ich krzywdę czy kobiecej solidarności, co odbieram jako paskudną i ohydną uzurpację.

Przede wszystkim zaś, po raz kolejny, sprowadza kobiety do roli inkubatorów i daje jasny przekaz, że jedyne, co się liczy w kobiecie, to jej zdolności rozrodcze. Znam doprawdy bardzo niewiele matek, dla których dziecko jest jedynym punktem odniesienia w życiu – większość znajomych definiuje się przez o wiele więcej funkcji niż macierzyństwo. Nawet zresztą gdyby nie, gdyby to rodzicielstwo było dla nich sensem życia – cóż mnie do tego? (może tematów wspólnych troszkę mniej, ale o zdrowiu i pogodzie da się z każdym). Dopóki nie uważa, że każda inna kobieta ma obowiązek wybrać jej sposób na życie, absolutnie nie mam nic przeciwko.

Tak naprawdę nie ma też w tej wypowiedzi szacunku do dzieci. Nie, nie chodzi o sam pomysł „oddawania” dziecka – jestem zdania, że jeśli już ktoś zdecydowała się na poród, ale wie, że nie sprosta roli matki, zrzeczenie się praw rodzicielskich jest lepszym wyjściem niż wychowywanie bez miłości. Posłanka jednak ma niewielką świadomość długotrwałych i chyba jednak przesadnie restrykcyjnych procedur adopcyjnych oraz atmosfery w pogotowiach opiekuńczych czy domach dziecka. Jeśli bowiem miałaby cień pojęcia, oznaczałoby to, że do jej arogancji dochodzi cynizm, bo w imię chorej ideologii skazywać dziecko na przebywanie w przepełnionym ośrodku, choćby to nawet i miało trwać zaledwie kilka tygodni, nie chciałby nikt, kto ma odrobinę serca po właściwej stronie.

Nie mam w sobie zgody na takie wypowiedzi: wykazujące wzgardę dla ofiar przemocy, lekceważące ich krzywdę, upokorzenie i konieczność walki z przesądami społecznymi; manifestujące lekceważenie dla losów niechcianych dzieci. Podobnie jak w przypadku wypowiedzi JKM, życzyłabym sobie, by każdą osobę prezentującą taki zestaw poglądów wykluczano z przestrzeni publicznej.

By choć na chwilę posmakowały, jak to jest żyć z wykluczeniem.

17 uwag do wpisu “Mogą oddać

  1. Ech, Szproto, święte słowa! Czytałem relację z tej rozmowy radiowej i nie mogłem uwierzyć w to co czytam, tak samo, jak w to, że jakakolwiek kobieta może pomyśleć choćby o oddaniu głosu na JKM! Osobę, która oskarża ją (pod warunkiem, że jest pracującą) o wszystko, łącznie z suszą w Mozambiku. Piłsudski, wg niektórych (między innymi korwinistów) uważany za li tylko watażkę zwykłego, słusznie zauważył, że naród wielki, ale ludzie kurwy, bez urazy gamratek rzecz jasna. Co się z tym społeczeństwem dzieje? W imię chorych idei sprzedać matkę, żonę i kochankę?!! To jest Prawo Boże?

    Polubienie

  2. Poza wyrazami poparcia dla notki i tezy dorzucę swoje dwa pięćdziesiąt, dlaczego postulat Gosiewskiej na temat „nie chcą dziecka z gwałtu, niech urodzą i oddadzą do adopcji” jest odrażający. Twierdzę bowiem, że ciąża to nie jest stan neutralny dla zdrowia i życia (tak, #mamotymnotkę) kobiety i mówienie, że jak kobieta miała pecha być zgwałcona, to w pakiecie ma też ryzykować inne koszmary (cukrzycę ciążową, hormonalny rollercoaster, żylaki, hemoroidy, odklejanie siatkówki, wahania wagi, kłopoty ze stawami i kręgosłupem, parę miesięcy w szpitalu jakby się okazało, że ciąża zagrożona albo zagrażająca ciężarnej etc, w dowolnych konfiguracjach) – uważam za karygodne i wymagające srogiego potępienia. Pani Gosiewska może nie mieć świadomości, że niektóre z tych problemów medycznych zostają z kobietą na stałe, również po porodzie, i ich się nie da oddać do adopcji (na przykład blizn, wady wzroku, pęknięcia macicy, zwyrodnienia kręgosłupa czy innych komplikacji nabytych w trakcie stanu błogosławionego). Sam poród zresztą też nie jest banalny jak mycie zębów i oznacza nierzadko poważną interwencję medyczną, czasami operację. To wszystko ma swoje biologiczne konsekwencje i bardzo mi się nie podoba, że idealiści i idealistki pokroju Gosiewskiej znikają cały organizm kobiety narażonej na takie konsekwencje ciąży, bo skupiają się na zygocie.
    Z banałów dopisałabym jeszcze, że te kobiety, co to mają sobie urodzić „bo tak”, to jeszcze czasami gdzieś pracują, czasami się uczą, i taka ciąża może im to całe życie rozsypać. Bo na przykład pracodawca (zwany tak dla żartu, bo przecież umowy cywilnoprawne to nie praca) może ciężarną niewydajną w robocie wylać od ręki i co, Gosiewska ją do domu weźmie, czynsz i jedzenie opłaci? Ciężarna na śmieciówce ląduje na bezrobociu, jak się nie stawi do fabryki albo nie da rady z robotą. Studentka zawali sesję i straci rok studiów, nierzadko razem z czesnym. Matka dzieciom straci pracę i oto, w imię dbania o zarodek dzieci już urodzone pójdą skubać szczaw z nasypu kolejowego, bo źródło utrzymania musi donosić niepożądaną i nieplanowaną ciążę z gwałtu.
    Dopóki Gosiewska i jej bracia w rozumie nie zaczną widzieć pomiędzy „zaszła w ciążę” a tym „to niech urodzi i odda” tych dziewięciu miesięcy ciąży wraz z konsekwencjami, nie mamy w ogóle o czym z nimi rozmawiać.

    Polubione przez 2 ludzi

  3. A co do negatywnych skutków zdrowotnych ciąży: no przecież obrońcy zarodków powiedzą, że to szczytne, poświęcić się w imię powstania nowego życia. Oczywiście dopóki TO NIE ONI muszą się poświęcać…

    Polubienie

  4. „…na sercu posłanki leży dobro wyłącznie tak zwanego „życia poczętego”, zaś życie urodzone, doświadczające przemocy seksualnej, trudów ciąży, porodu i wychowywania dziecka w niestabilnym ekonomicznie kraju — już nie.”
    Bo przecież „obrońca życia poczętego” to brzmi dumnie i rycersko. A „obrońca kobiet w ciąży” albo „obrońca dzieci narodzonych w patologii” to brzmi głupio, a może wręcz podejrzanie lewacko. ;-)

    BTW, skacząc po podanych linkach trafiłam na reportaż „Patrzę na szczurka” o matce dziewczynki narodzonej z gwałtu, i przeraża mnie zarówno sama historia jak i ogrom znieczulicy prezentowany w komentarzach. Kobieta po gwałcie leczy się na depresję, ma problemy z akceptacją dziecka i cierpi z tego powodu, a ludzie na to, że „powinna przestać myśleć tylko o sobie”. Makabra.

    Polubienie

  5. Kurczę, nie mogę tu odnaleźć księgi gości.
    Nie masz pojęcia, jak wiele robisz dla podniesienia świadomości roli kobiet w społeczeństwie. Lubię czytać Twoje wypowiedzi. Podoba mi się, że wprowadzasz tyle zamętu, ja sama nie jestem na tyle odważna, by wsadzać tak kij w mrowisko. Chętnie czytam wszystkie komentarze i czasem załamuję się, jak bardzo ludzie wierzą w ten tradycyjny model rodziny z lat 40. czy 50. XX w. Lubię to, że odnosisz się do komentarzy innych użytkowników.
    Szproto, oby tak dalej!

    http://brucemctague.com/creating-strong-roles-for-women

    Polubienie

  6. Zastanawiałem się, czemu ludzie mający gębę pełną frazesów o miłosierdziu i miłości tak bardzo nienawidzą innych ludzi? Redukują kobiety do postaci naczynia. Niczego więcej. Jakby sam fakt posiadania macicy od razu pozwalał robić z daną osobą, co sobie patrząca z moralnych wyżyn swoich poglądów zapragnie.
    Takstu o znanych urodzonych z gwałtu nie wiem, jak skomentować. Kłamstwo grubymi nićmi szyte.

    Polubienie

  7. Do tego durnego gadania i wyobrażania sobie, że ciąża to takie barachło nieszkodliwe niezależnie od okoliczności poczęcia, w naszym cudnym kraju nadal pokutuje przekonanie, że jednak kobieta jest zawsze po części winna gwałtu (bo zapewne celowo po zmroku goni gwałciciela po parku, żeby tylko stać się jego ofiarą), więc skoro już się ubierasz ładnie, czy wracasz z pracy po zmroku to musisz się liczyć z tym, że „dzięki temu” staniesz się przez przypadek matką dla cudzego kodu genetycznego… Boszzzz, w jakim my kraju żyjemy :(

    Znałam kiedyś dziewczynę, która urodziła dziecko poczęte w wyniku gwałtu. Oprawcą był jej były.
    Urodziła, bo co ludzie powiedzą, a pewnie dawała mu jakieś nadzieje, bo kiedyś byli przecież razem. Młody urodził się zdrowy, ale na nieszczęście kropka w kropkę malowany ojciec.
    Teraz wychowują go dziadkowie. Ojciec siedzi (za co innego), matka nie wytrzymała patrząc na twarz oprawcy w miniaturze, najadła się tabletek i poszła do nieba.
    Szkoda, że ludzie którzy mogli jej pomóc poznali całą historię za późno.

    Polubienie

  8. „Do tego stopnia, że kobiety wolą jednak dokonać jej nielegalnie – wyjechać czy kupić środki wczesnoporonne na czarnym rynku – niż przechodzić przez piekło walki o legalne usunięcie ciąży.”

    W przypadku, kiedy mówimy o wyjeździe to należałoby raczej podkreślić, że jest to legalne usunięcie ciąży. Obowiązuje prawo tego państwa w którym kobieta przerywa ciążę. Jeśli Polka jedzie do kraju w którym aborcja jest dopuszczalna przez prawo to nie bierze się pod uwagę tego, że kobieta jest Polką i nie stosuje się wobec niej prawa polskiego. Polki, np. w Anglii usuwają ciążę legalnie.

    Tylko wtedy w Polsce się ściga osobę, która popełniła jakiś czyn, jeśli czyn jest karany w kraju, gdzie do niego doszło. Zresztą to nawet nie o ciężarne chodzi, bo w Polsce ciężarna nie jest karana za aborcję, więc nie ma o czym mówić, ale jeśli chodzi o polskiego lekarza, który wyjedzie to właśnie tak się sprawy mają. Żeby go ścigano prawo w danym kraju też musi zakazywać aborcji. Polskie prawo nie przenika przez granice.

    Tyle co do słowa nielegalnie, bo co do tego, że Polki wolą kombinować, wyjechać, same sobie załatwić środki wczesnoporonne, same sobie opłacić wszystko niż wierzyć w to, że dostaną to co im się należy, np. kiedy jest zagrożenie zdrowia, kiedy był gwałt, albo jak płód jest uszkodzony to fakt. Bo jest ryzyko, że jedyne co uzyskają to odszkodowanie po wszystkim, za to, że aborcji nie było, a pieniądze to nie wszystko.

    Polubienie

skomciaj mię