Piersi, ale nie Śpiewaka

Dzień dobry kochani. Dziś mamy koniec marca; 25 marca 2022 roku i powracam po dłuższej przerwie z samodzielnym odcinkiem, samodzielnym podcastem Papierosy i Ruchańsko.

Te osoby, które zaczęły słuchać mojego podcastu z nadzieją na jakąś dramę pomiędzy mną a Wojtkiem Żubrem Bolińskim, będę musiała rozczarować. Żadnej dramy nie ma. Nie chciałabym tutaj za bardzo wdawać się w szczegóły, natomiast w ogromnym skrócie: była w mojej przeszłości bardzo niefajna historia, w którą powinnam była Wojtka wprowadzić, tak, żeby mógł sam zdecydować, czy chce współpracować z osobą nią obciążoną. Nie zrobiłam tego. Wojtek poczuł się (prawdopodobnie) z tym bardzo źle i podjęliśmy wspólnie decyzję o zakończeniu współpracy tak, żeby on jednak nie był tym obciążony. Ogólnie rzecz biorąc zero beefu, ja mu życzę wszystkiego najlepszego i myślę, że z jego strony też nie ma żadnych złych uczuć. Tak to wygląda. Biorę na siebie większą część winy, jeżeli nie całą, za to, że projekt po 15 odcinkach jednak się wypalił.

A co w moim odcinku? Postaram się wrócić do swojego krótkiego formatu czyli 15 – 20 minut i chciałabym poruszać dosłownie dwa czy trzy tematy; tak żeby to było troszkę na rozpęd.

Wczoraj minął miesiąc, odkąd wybuchła wojna w Ukrainie – odkąd Rosja napadła na Ukrainę. Od strony Polski… trudno o lepsze zachowanie. W sensie: przyjmujemy uchodźców; jest ogromne, ogromne wzmożenie, ogromny ruch ludzi dobrej woli. Wiadomo, że brakuje pomocy państwa i wsparcia ze strony miasta (chociaż z tego, co widzę jest też pod tym względem coraz lepiej) i że za jakiś czas, jeżeli państwo się nie włączy, pewnie będziemy musieli się zmierzyć z naprawdę ogromnym kryzysem. Natomiast na ten moment jeszcze serce rośnie widząc, jaką dużą życzliwością są otaczani ludzie, którzy uciekli do nas przed wojną i nieszczęściem. Oczywiście nie wszyscy okazują tę życzliwość…

Na przykład jedną z postaci na Twitterze, którą kocham i nienawidzę obserwować jednocześnie – jest pan Łukasz Warzecha, który wzorem wszelkich rosyjskich, prokremlowskich trolli stwierdził w pewnym momencie, że ci ludzie! z tej Ukrainy! generalnie są to ludzie majętni! zamożni! i przyjeżdżają po prostu tutaj żyć jeszcze lepsze i wygodniejsze życie niż tam w Ukrainie!

Doszło do tego, że on w pewnym momencie jechał autostradą i liczył samochody na ukraińskich blachach, i wymieniał w każdym po kolei tweecie, jakiej marki samochód to jest, oceniając, jak bardzo są to luksusowe pojazdy. Muszę powiedzieć, że ja osobiście – jakkolwiek mam w tej chwili dość spokojne i stabilne życie – nie doszłam jeszcze w swoim życiu do takiego etapu nudy, w którym siedziałabym i wyliczała komuś, czym jeździ, a już tym bardziej osobom, które uciekają przed wojną do innego kraju. Gratulacje, panie Łukaszu, że ma Pan tak spokojne i stabilne życie, chciałabym takie, naprawdę zazdroszczę.

Natomiast na jakimś kolejnym poziomie myślę sobie, że akurat na tym etapie migracji rzeczywiście do Polski przyjeżdżają osoby, które są jakoś ustawione, które mają środki, jakie zdążyły zgromadzić przed wojną, żeby wyjechać; być może mają też tutaj już jakąś siatkę znajomości czy kapitału społecznego, dzięki któremu będą mogli właśnie np. podjąć pracę czy posłać dzieci do szkoły. I tak, są to między innymi także osoby, którym wiodło się finansowo dosyć dobrze w Ukrainie. Nie rozumiem, dlaczego musiałoby być inaczej.

Oczywiście kolejnym elementem, który mi też przychodzi do głowy po rozmowie z moimi przyjaciółkami udzielającymi się w wolontariacie jest to, że osoby, które uciekły stamtąd do tutaj prawdopodobnie przeżywają właśnie dużą obniżkę standardu życia – jest przebadane przez psychologów, że dużo bardziej frustrujące niż wtedy, kiedy się w ogóle nic nie ma, jest sytuacja, gdy się ma i się to traci. To jest dużo bardziej bolesne. No i w sytuacjach, kiedy na przykład są to osoby, które (mieszkając całe życie w dobrobycie) teraz pomieszkują u kogoś kątem, prawdopodobnie jest to też jakieś pole do konfliktów i przysparza trudności w adaptacji do aktualnych warunków. Znów coś, czym też powinno zająć się tak naprawdę państwo, a nie ludzie dobrej woli, bo przeważnie po prostu nie mają do tego przygotowania.

I kolejny temat, o którym chciałbym tutaj wspomnieć: cierpienie jako takie, o którym też właściwie sporo mówimy w kontekście wojny, ale oczywiście powinniśmy też mówić o osobach, które są cierpią na choroby czy niepełnosprawności. Wojtek Sawicki, którego konto na Instagramie i na Twitterze ogromnie polecam, ostatnio pisał o czymś takim jak o uszlachetnianiu cierpieniem: że to jest po prostu mit i głupota.

I ja się zgadzam; tak naprawdę cierpienie nie ma sensu. Powinniśmy żyć po to, żeby zmniejszyć ilość cierpienia, co też się odnosi do sytuacji wojennych, ale także do sytuacji zdrowotnych; zresztą jedno wiąże się z drugim bardzo często. Dodatkowo ten sens, który nadawany jest cierpieniu bardzo często ma katolicką otoczkę, czyli to co mówiła np. Matka Teresa z Kalkuty: że cierpienie musi istnieć, bo dzięki niemu dopiero dociera się do królestwa niebieskiego. Or shit.

To tak naprawdę oddziela skutek od przyczyny. Cierpienie pokazuje, że coś jest źle, że trzeba coś zmienić. W momencie, kiedy dajemy sobie wmówić, że jest inaczej i że cierpienie musi być jakąś nieodłączną częścią życia, i że powinniśmy zaciskać zęby, i i je dzielnie znosić, i nie podejmować żadnych działań, żeby je zmniejszyć – to tak naprawdę jest to idealny przepis na wychowywanie bardzo potulnych i bardzo pokornych ludzi. Co oczywiście Kościołowi rzymskokatolickiemu jak najbardziej jest na rękę, natomiast w mojej wizji świata i rozwoju człowieczeństwa absolutnie się to nie mieści. Musisz mieć w sobie niezgodę na ból, by chcieć ten ból uśmierzyć.

Z innej beczki: wyobraźcie sobie że Konfederacja, którą już dość otwarcie możemy zidentyfikować jako osoby, które współpracują co najmniej z Rosją, jeśli nie z Kremlem, spróbowała zorganizować konferencję prasową i na tę konferencję nikt nie przyszedł, żaden z dziennikarzy. No i salwę śmiechu wzbudziła Agnieszka Gozdyra czyli pani od Skandalistów na Polsacie, która oczywiście napisała „brawo” komentując tę sytuację.

Przypomnę tutaj, że pani Agnieszka Gozdyra jest tą osobą, która siadała Januszowi Korwin-Mikke na kolanach albo też zapraszała takie tuzy intelektu jak Krzysztof Bosak do swojego programu. Dołożyła swoją bardzo dużą cegiełkę do tego, żeby Konfederacja rzeczywiście weszła do mainstreamu i stała się czymś normalnym, a nie czymś dziwacznym, więc muszę powiedzieć, że jak mam dosyć dużą tolerancję dla hipokryzji i niespójności, tak tutaj trochę wywala mi bezpieczniki.

I tyle z prawej strony, i tyle z chrześcijańskiej strony. Natomiast z lewej strony…

Muszę tutaj powiedzieć, że bardzo chciałabym powiedzieć, że Janek Śpiewak mnie rozczarował. Ale nie, niestety tego nie zrobił. Janek Śpiewak tak naprawdę zachował się dość… zwyczajnie. Dość tak samo jak zwykle. O co chodzi? W dużym – znowu – skrócie: Young Leosia czyli młodziutka raperka, którą prawie wszyscy znacie, a jeżeli nie znacie, to przynajmniej z memów powinniście kojarzyć (ja niespecjalnie nawet kojarzę jej kawałki, a mimo to byłabym ją pewnie w stanie poznać na ulicy!), otóż Young Leosia była w szpitalu i przeprowadziła operacje na biust. Powiększyła sobie bodajże czy tam zmniejszyła; wszystko jedno, nie ma to dla mnie większego znaczenia. W każdym razie chciała sobie zmodyfikować ciało. Miała na to hajs. Miała na to przestrzeń. Zrobiła to i Janek Śpiewak ją potępił, gdyż oczywiście nic tak nie wkurwia trzydziestoparoletnich facetów jak to, że młoda dziewczyna zrobi coś ze swoim własnym ciałem bez ich zgody ani wiedzy.

No i tak: z jednej strony ja się oczywiście trochę pochylam nad tą krytyką kapitalizmu i przemysłu beauty, o którym Janek próbował chyba troszkę powiedzieć. W sensie: ja też niedobrze się czuję w ramach, jakie narzuca nam aktualny system; tak, z moim metrem pięćdziesiąt i otyłością oczywiście nie jestem w stanie się do tego dopasować; nawet jak nie byłam otyła, też nie byłam w stanie się do tego dopasować. I w momencie, kiedy kolejne pokolenia młodych dziewcząt wzrastają w przekonaniu, że muszą się dopasowywać do takich a nie innych norm; i te normy są dosyć restrykcyjne; i tak naprawdę rzeczywiście tutaj powodują różnego rodzaju zaburzenia, dysforie, depresje… no to ja bym chciała oczywiście, żebyśmy takiego świata nie miały. I także widzę, że na tej niepewności i potrzebie dopasowania się jest trzepany ogromny hajs. Natomiast zadaję sobie pytanie, czy krytykowanie – owszem dosyć znanej, ale jednak – bardzo młodziutkiej raperki jest uderzeniem w system? Czy jest uderzeniem w osobę, która tego systemu absolutnie nie tworzy, tylko jest jego produktem? Zresztą tak samo jak Janek Śpiewak?

Na kolejnym poziomie, w momencie, kiedy trzydziestoparolatek opieprza młodą dziewczynę za to, że zrobiła coś z własnym ciałem, mam wrażenie, że coś tu jest bardzo patriarchalnie źle. Więc polecam jednak zrobić Jankowi dwa kroki wstecz i zastanowić się czy na pewno chce ginąć na tym wzgórzu, bo przy tematach lokatorskich, przy tematach reprywatyzacji mam wrażenie, że trudno o lepszego specjalistę i chciałabym, żeby się tych tematów trzymał.

No i co. Na ten moment to wszystko. Mam nadzieję, że usłyszymy się wkrótce w lepszej jakości i w lepszych warunkach. Trzymajcie się ciepło.

(notka jest prawie dokładnym transkryptem odcinka, z odrobiną redakcji dla lepszej gramatyki i czytelności tekstu)

skomciaj mię