Jak być z Natalią

Czarny Protest przejdzie do historii. Po raz pierwszy od wielu lat polskie kobiety najpierw zasiliły hasztaga w mediach społecznościowych, a następnie masowo wyszły na ulice. Wieloletnie działaczki mówią „czekałam na to tyle lat”. Znajome, które wcześniej nie określały swojego stosunku do praw kobiet, nagle stają po jednej ze stron. Coś się w nas zmieniło i być może zmieniło się trwale: wiemy już, że jest moc w proteście na ulicy, w poczuciu solidarności, w świadomości, że nawet jeśli sprawa nie dotyczy mnie, to zaprotestuję za inne.

Strajk trwa; środowiska walczące o prawa człowieka zaczynają sobie zadawać pytania o strategie; nie obywa się bez zarzutów o zawłaszczanie protestu i przywłaszczanie sobie zasług. Osobiście trwam przy teorii harmonii i współpracy różnych środowisk. Bez anarchizującego kolektywu Porozumienie Kobiet 8 Marca nie byłoby mnie w polityce; bez niego nie ma warszawskich Manif.  Bez Kongresu Kobiet wiele kobiet z mniejszych miejscowości nie miałyby okazji do zawierania znajomości i utrzymywania relacji, co przy ogólnopolskich działaniach jest po prostu kluczowe. Bez NGOsów nie byłby znany rozmiar podziemia aborcyjnego, braki w edukacji seksualnej i skala przemocy seksualnej. Są potrzebne skrupulatne naukowczynie, które zbadają feminizację biedy i rzutkie działaczki, które w odpowiedniej chwili krzykną do mikrofonu odpowiednie słowa. Są nam wreszcie potrzebne partie polityczne – posłanki .Nowoczesnej wpuszczające po pięć osób na swoje przepustki do sejmu i opozycja pozaparlamentarna (tak, mówię o tobie, moja partio Razem), która przyjdzie na protest, przyciągnie media i przemyci temat aborcji do rozmowy o prywatyzacji opieki medycznej. Myślę, że jeśli to uznamy i zgodzimy się na wspólną obecność w przestrzeni publicznej, dojdziemy do celu szybciej i skuteczniej.

Jest rzeczą oczywistą, że przy masowości zjawiska środowiska wspierające sprawę nie są tak homogeniczne jak wtedy, gdy mieściły się w jednej salce w Feminotece. Różne są pobudki kobiet wspierających protesty. Mnie od początku chodziło o to, by docelowo doprowadzić do dopuszczalności przerywania ciąży, przede wszystkim odpowiednim zapisem w ustawie. Innym – wystarcza to, co jest i gdyby „kompromis” działał, gdyby przypadki wymienione w ustawie w 1993 były respektowane, byłabym nawet w stanie to zrozumieć. Nie poprzeć, bo ograniczenie prawa do przerwania ciąży uważam za brak zaufania do rozsądku kobiety – no ale przynajmniej zrozumieć. Że zaś obecna ustawa nie działa, wystarczy spojrzeć w liczbę legalnych aborcji, w tym aborcji z czynu zabronionego i chwilę się zamyślić. Oraz, jeśli ma się trochę serca, wkurwić.

Mimo wszystko jestem zbudowana tym, co się dzieje. O prawach do świadomego rodzicielstwa wreszcie się mówi. Przestały być domeną niszowych kolektywów i organizacji pozarządowych. Nie jestem zaskoczona tym, że na ulice wyszły kobiety w mniejszych miejscowościach – tam problem niechcianej ciąży dotyka je o wiele bardziej, trudniej o antykoncepcję, trudniej o zaufanego ginekologa, a życie erotyczne toczy się swoim trybem niezależnie od liczby mieszkańców w danej jednostce administracyjnej.

Coming outy nie są rzeczą nową. Były wcześniej znane kobiety, które mówiły: no tak, miałam aborcję i żyję. Była Kasia Bratkowska z jej brawurowym (nadal jestem nim zachwycona!) wigilijnym oświadczeniem. Była Joanna Dziwak. Sama znam kilka dziewczyn, które ciąże przerwały i ich życia toczą się dalej – bez traum i rozdrap.

No i od wczoraj mamy wstrząs po wyznaniu Natalii Przybysz. Im więcej takich wyznań, tym lepiej dla sprawy, temat się oswaja, ktoś miał aborcję, ktoś stracił pracę, ktoś zaadoptował dziecko, ktoś chadza do psychiatry, ktoś rzucił wszystko i pojechał w Bieszczady. Nie jakaś zupełnie powszednia rzecz, na pewno wymagająca namysłu, a czasem i wsparcia, ale też rzecz, która nie powinna wywoływać poczucia winy czy wstydu. Natalia jest dorosłą kobietą, która rozstrzygnęła, co dla niej najważniejsze w obliczu niechcianej ciąży. Jedyne, czego żałuję, to tego, że musiała się nałykać najpierw tych cholernych tabletek i wydać taką kupę hajsu – powinna móc to zrobić bezpłatnie, w Polsce, bez narażania zdrowia. Mam nadzieję, że pokolenia tych licealistek, które wrzucały selfiki na hasztag z czarnym protestem, będą mogły tak wybrać.

Parę słów do święcie oburzonych wyznaniem Natalii, a jest ich niemało, także po stronie strajku kobiet. Po pierwsze i najważniejsze, po jaki chuj wspierasz protest, skoro przy byle okazji zaczynasz prawo do przerwania ciąży obkładać w warunki? Czy chcesz być żandarmem, który rozstrzygnie, czy odpowiednio brała pigułkę, czy nie pękła jej gumeczka, czy obmacasz ją po mózgu i uznasz, że jeśli ma zapaść w depresję, to spoko, ale jeśli tylko chodzi o zbyt małe mieszkanie, to już wygodna bździągwa i roszczeniowa lewaczka? Chcesz, by to samo robiono tobie? Jeszcze raz: po co wsparłaś ten protest?

Po drugie: antykoncepcja zawodzi. Każda. Z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem może zdarzyć się wyjątkowo dziarski plemnik z wyjątkowo ruchliwym ogonkiem, który zapuka do komórki jajowej i zakrzyknie „no cześć, mała, niespodzianka”. Jesteś pewna, że zawsze, ale to zawsze łyknęłaś pigułę? Nigdy nie pękła ci gumka? Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym przy spóźniającym się okresie?

Po trzecie: tak, warunki bytowe takie jak kwota na koncie w banku czy rozmiar mieszkania są zadziwiająco istotne w procesie powoływania na świat potomka. Rozważałaś bycie matką? Chcesz zapewnić dziecku najlepsze warunki? Powstrzymywałaś się przed seksem zanim zamieszkałaś w rezydencji z miejscem na pokój dziecka i blat do przewijania?

I po czwarte wreszcie: przestań opowiadać o zabijaniu dzieci, gdy mowa o aborcji, a płód przypomina kijankę i z ogromną dozą prawdopodobieństwa nic nie czuje. Jak chcesz poopowiadać o dzieciach, to pomyśl o 80 tysiącach dzieci w domach dziecka, które miesiącami czekają na rodzinę. Przejdź się do placówki, w której dzieciaki z różnymi orzeczeniami niepełnosprawności zostają na dzień, posiedź z nimi, wyobraź sobie, że masz to na codzień. Pomyśl o rodzicach dzieci z niepełnosprawnościami, którymi zadziwiająco często ostatecznie okazują się samotne matki, bo ojcowie odchodzą. Bo mogą, bo nikt ich nie wini za to, że nie zdzierżyli trudów opieki nad chorym dzieckiem. A jak chcesz koniecznie o zabijaniu, to pomyśl o tych kobietach, co zmarły w wyniku niebezpiecznie przeprowadzonej aborcji lub połogu.

Nie obchodzi mnie, jaka jest twoja ocena aborcji – czy jest to dla ciebie, jak dla mnie, wyzbyty z oceny etycznej zabieg, czy trudna decyzja moralna – dopóki uznajesz, że prawo wyboru należy do kobiety, która z nim zostaje.