Sejmy, koksy, fejmy

Wejście w weekend mieliśmy iście ćpiąteczkowe lub, zgodnie ze staropolskim przysłowiem NA PRZYPALE ALBO WCALE. Ilekroć patrzę na Polskę, stwierdzam, że nie ma lepszego motta, którego oddawałoby ten histeryczny wdzięk miernej diwy operowej, której raz na dekadę zdarzy się wyciągnąć koloraturę i świat zadziwić.

Co się stało? Otóż nasi parlamentarzyści uznali, że przyznają sobie podwyżki. Wszyscy. Jak jeden mąż. Od lewa do prawa.

Nie zrozumcie mnie źle. Jeśli chodzi o regulowanie zarobków, jestem tu zaskakująco liberalna. Uważam, że każdy ma prawo żyć na przyzwoitym poziomie, przez co rozumiem unormowaną sytuację mieszkaniową, możliwość skorzystania z urlopu i spędzenia go na wyjeździe z rodziną (którą oczywiście będzie mógł założyć, z kim chce) czy odłożenia na realizację jakiegoś marzenia.

Mówię tu oczywiście o świecie przed upadkiem kapitalizmu. Kapitalizm musi upaść, ale zanim to zrobi, musimy działać w jego realiach. I w tych realiach stwierdzam spokojnie, że ogromna większość z nas ma płacone bardzo mało, zaś wynagrodzenie poselskie umieszcza posłów i posłanki w 3% najlepiej zarabiających w tym kraju.

Pensje poselskie, nawet po podwyżce, uznałabym za bardzo dobre, ale nie nieprzyzwoicie wysokie. Nieprzyzwoicie wysokie zarobki ma Bezos czy Zuckerberg. Porządne progresywne podatki dla tego progu zamożności i niech sobie mają na zdrowie. I gdyby nie kontekst, w jakim to się dzieje, nie rozpaliłby się tak ściek, zwana dla niepoznaki debatą publiczna. Oraz trolle na Twitterze.

A kontekst jest taki, że znajdujemy się w oku cyklonu pod nazwą szalejąca pandemia, recesja gospodarcza i budżetówka na skraju zapaści. Na kondycję tej ostatniej raczej nie pomoże dopiero co podjęta decyzja o zamrożeniu podwyżek. Mówiąc krótko, 2020 rękami elit stworzył takie warunki, że nierówności znacznie się pogłębiają. I rozumiem, że posłowie PiS nie są jakoś fanatycznie przywiązani do idei zmniejszania nierówności. Absolutnie mam świadomość, że nie są jej fanatykami posłowie PO (z nielicznymi wyjątkami jak Małgorzata Tracz czy Franek Sterczewski). Ale klub Lewicy, ze szlachetnymi wyjątkami pod postacią załogi z Razem i ADB, no cóż, wstawaj, lewico, zesrałaś się.

Na honorową wzmiankę zasługuje tutaj poseł Maciej Gdula (odmawiam używania tytułu naukowego, sorry), który prócz publikowania prac naukowych o prowincji szczerze rozbawiających prowincję, wyraził szczere oburzenie, że poseł zarabia tyle, co kierownik sklepu. Dodał nawet, że sam za młodu NAWET pomagał rodzicom w sklepie.

No dzielny mały toster z niego,  totalnie żył życiem tysięcy młodych ludzi zapierdalających w żabkach i orlenach, by zarobić na wynajem pokoju w peryferyjnej dzielnicy miasta. Obrona podwyżek z ust akurat tego przedstawiciela lewicy, o którym wiadomo, że zawsze miał bardzo dobrze, który, co tu kryć, jest landlordem czerpiącym zyski z najmu, odbieram jako szczególnie bezczelną. Krindżuwa panie Macieju, mało panu jeszcze?

Oprócz tego, że po prostu etycznie złe i estetycznie niesmaczne, forsowanie rzeczonych podwyżek  w tych warunkach jest po prostu kretyńskie. 

Bezrobocie rośnie. Ceny idą w górę. Pensje spadają. Twój szef ma coraz więcej opcji, by cię wezwać w środku nocy do pracy. Albo zakwaterować w miejscu pracy i założyć sobie miły cieszący oko obozik. Podwyżek dla budżetówki nie ma, pracownicy dostali tylko nędzne ochłapy oficjalnie zwane podniesieniem płacy minimalnej. Tak zwane tarcze pracownicze wdrażane są na rympał, na siłę i młotkiem, byle szybciej, zanim do nas dotrze, że są bez sensu.  

W interesie także takich sytych misiów jak Gdula leży zmniejszanie nierówności. A on właśnie odmówił podniesienia płac tym, którzy w pandemii są nieludzko przeciążeni i wykruszają się z zawodu (czyli zawodom medycznym). Ja tam ludziom, od których zależy moje zdrowie i życie nie odmawiałabym pieniędzy, to naprawdę nie jest rocket science. No ze świecą takiego reprezentanta lewicy szukać, świecą, widłami i tłumem rozjuszonych wieśniaków. Co niechybnie nastąpi, jeśli nierówności będą rosnąć. Należy temu zapobiec dla własnego bezpieczeństwa, panie Gdula.

Gdula generalnie nie jest, jakby to łagodnie ująć, najlepszym zawodnikiem na ławce medialnej lewicy. Wolałabym, by publikował swoją socjologiczną publicystykę niż udzielał wywiadów i przybliżał idee lewicy. Szczególne miejsce w moim sercu mial postulat limitowania podróży samolotem.

I znów, wiem, że mamy katastrofę klimatyczną związaną z emisjami CO2, a jednym ze źródeł emisji jest transport lotniczy, Natomiast malutkie wizaairy za 49 zł z modlina generują tego jakiś promil, najwięcej generuje transport i podróże arystokracji z Doliny Krzemowej. Ale postulat Gduli brzmiał tak, jakby mówił nie do prezesów, diuków i księciów, lecz raczej konsultantów i doktorantów.

Dajmy dwa kroki wstecz i zastanówmy się, co słyszymy. Przypomnę, że lewica cierpi na przypadłość niereprezentowania tej grupy, którą by chciała reprezentować. Walczymy z tym i przebijamy banieczkę, ale aby to było skuteczne, musimy też czasem się zastanowić, jak brzmią nasze postulaty w uszach karmionych przez dziesięciolecia neoliberalną propagandą, w uszach osób z doświadczeniem niedoborów, marzących o odrobinie, jak to mówiono w reklamach, luksusu. Wychowanych w przekonaniu, że ciężka praca przynosi efekty, a przynajmniej należy się za nią jakaś nagroda. I bardzo często zapracowanych ponad wszelką miarę, bo nie starcza nie tylko na nagrodę, a na normalne wydatki. Tak? Mamy to?

No to lecimy ze sloganem Gduli: hej, zagłosujcie na lewicę, wprawdzie jesteśmy młodzi, wykształceni, z wielkich miast i oburzamy się, gdy zarabiamy tyle co kierownik sklepu, czyli ze dwa razy tyle, co ty, pracując widocznie mniej niż ty… no nie jesteśmy tobą, ale zobacz, program mamy zajebisty. Na pewno znajdziesz chociaż w naszym programie postulat, za którym pójdziesz jak w dym. Perełkę taką.

Co powiesz na to, że jednak nie polecisz z rodziną na wymarzoną od lat wycieczkę do Grecji, bo loty samolotem będą na kartki?

Dziś już wiemy, że senat odrzucił, sejmowa opozycja, nadal z wdziękiem pijanego wujaszka na imieninach, rzuciła wyborcom jakieś „kurwa sorry nic wam się nie stało?”, szczęśliwie yborcy nie zdążyli się otrzepać i zrozumieć, co się stało, a spadła na nich z wdziękiem 16 ton dymisja ministra zdrowia, więc póki co poświęca uwagę bukmacherze, czy nowym ministrem zostanie Łysy z Blazzers.

A może chcesz posłuchać, jak szepczę do uszka?

skomciaj mię