Królowa Margo

Gorący i intensywny był to weekend, 2020 nie próżnuje i co człowiek już się przyzwyczai do permanentnego kryzysu i chaosu, to dorzuca coś nowego.

W piątek wczesnym popołudniem w społeczności aktywistycznej gruchnęła wieść, że działaczka z kolektywu Stop Bzdurom, Margo, dostała zasądzone 2 miesiące w areszcie. Areszt został zasądzony za urwanie lusterka w furgonetce fundacji Pro Prawo do Życia

Pod siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii, gdzie przebywała Margo zebrał się spory tłum osób okazujących jej wsparcie. Na ich oczach, w światłach kamer, w towarzystwie prawnikaw i posłanek Margo oddała się w ręce policji — a raczej próbowała się oddać, bo policja odmówiła jej zatrzymania. Wobec takiego obrotu sprawy wspierający Margo tłum ruszył w stronę Śródmieścia tworząc spontaniczny Marsz Równości.

W Śródmieściu, na Nowym Świecie, nieoznakowany policjant zaaresztował Margo i umieścił ją w nieoznakowanym radiowozie.

Towarzyszący Margo aktywiści natychmiast podjęli próbę zablokowania przejazdu samochodu po prostu usiadłszy na ulicy. Dzięki mobilizacji blokada okazała się skuteczna… przez jakiś czas, dopóki policji nie udało się wezwać wsparcia. Następnie policjanci zaczęli wynosić demonstrantów i pakować ich do radiowozów, zrazu nawet nie zapowiadając, że użyje środków przymusu (ta zapowiedź padła dopiero wtedy, gdy funkcjonariuszy było wystarczająco dużo, by odciąć Krakowskie Przedmieście, nie bez pomocy władz UW, które nie zdecydowały się na otworzenie terenu uniwersytetu dla uciekających przed policją działaczy).

 Blokada radiowozu zmieniła się w łapankę na działaczy. Zachowanie policji było niewspółmiernie agresywne, ludźmi rzucano o chodnik i podduszano, wyłapywano ich losowo, bez związku z zachowaniem (które ograniczało się głównie do skandowania agresywnych okrzyków w stronę policjantów i siedzenia na chodniku). Część osób zostało zatrzymanych mimo że nie blokowały radiowozu, tylko przyglądały się wydarzeniom z ulicy lub po prostu przechodziły obok. 

Łącznie zatrzymano 48 osób i wywieziono na komendy rozsiane po całej Warszawie, a nawet pod Warszawę. Większość osób przetrzymywana była bez wody i jedzenia, poddana upokarzającej kontroli osobistej. Utrudniano też kontakt z bliskimi i przepływ informacji, na którą komendę ma trafić dana osoba — i to pomimo wysiłków posłanek Lewicy i KO. Po plus minus dobie wypuszczono wszystkie osoby; do Rzecznika Praw Obywatelskich spływają informacje o przemocy, jaką stosowała policja.

Margo pozostaje w areszcie, zaś prezes Sądu Okręgowego odmawia upublicznienia decyzji o zastosowaniu aresztu.

Nazajutrz warszawska demonstracja solidarnościowa przebiegła już spokojnie, natomiast po siostrzanej demonstracji w Krakowie zatrzymano osoby za ozdobienie tęczową flagą Smoka Wawelskiego. Myślę, że jest to większa profanacja niż Syrenki. Ostatecznie nie wniesiono zarzutów.

Opisuję te wydarzenia starając się powstrzymywać od własnego komentarza (co, wiem, wychodzi różnie. Wiadomo, że mam konkretnie sympatie i antypatie wobec uczestników tej historii i nie ma co udawać, że jest inaczej).

Dodam do tego opisu wydarzeń trochę kontekstu.

Pod koniec czerwca furgonetka fundacji Pro Prawo do Życia (czyli jakiejś kolejnej agentury prawicowej międzynarodówki) stanęła pod skłotem Syrena i nadawała z głośników homofobiczne brednie o pedofilii wśród osób homoseksualnych. Z atakiem na furgonetkę ruszyło wtedy kilka osób, w tym Margot. Jeśli dobrze rozumiem przebieg dalszych wydarzeń, za zniszczenie furgonetki udało się obciążyć odpowiedzialnością wyłącznie Margot; no i sąd zdecydował, że jest to na tyle poważna sprawa, że działaczka nie może odpowiadać z wolnej stopy. Furgonetka później przyjeżdżała jeszcze kilkukrotnie na Wilczą, ewidentnie celowo zakłócając spokój mieszkańców tej ulicy. 

Co więcej, decyzją Sądu furgonetka nie miała prawa jeździć i rozpowszechniać tych obrzydliwych treści — mimo to jeździła, zaś próby zgłaszania tego na policję nie przynosiły skutku. Zaznaczę, że miałabym podobne zrozumienie do czynu Margo nawet gdyby furgonetka jeździła zgodnie z prawem: jeśli prawo nie chroni słabszych, trudno mi mieć do niego szacunek. 

Generalnie istotą piątkowej eskalacji było to, że legalne i pokojowe drogi zaczynają się kończyć. Znów się powołam na Gonciarza:

Żyjemy w kraju, gdzie prawo nie oznacza prawa, a sprawiedliwość sprawiedliwości. Trudno więc mieć do nich szacunek.

Mniej więcej to samo mówię w podkaście, ale mam zajebisty głos, więc warto posłuchać!

skomciaj mię