Fantom w fandomie

W lipcowym numerze Nowej fantastyki ukazało się opowiadanie Jacka Komudy. Wątpliwej urody to dzieło przedstawia sytuację masowej nagonki na gejów w bliżej niesprecyzowanej krainie fantasy. Okazuje się, że geje prześladowani są słusznie i zachodzi tutaj sprawiedliwość dziejowa, bo porywają oni dzieci, by sprzedawać je do burdeli. Przerabiania na macę nie stwierdzono.

No, tak. W lipcu, w apogeum nagonki na społeczność LGBT+ pan Komuda machnął sobie opowiadanko o gejach handlarzach żywym towarem. 

Zaznaczę, że absolutnie nie jestem fanatyczką przedstawiania osób z grup mniejszościowych wyłącznie w pozytywnym świetle. Chciałabym, by ludzie pisali o różnorodnych postaciach, po prostu, bez wklejania wzorcowej lesbijki czy przepisowego trasa. Dlatego tak ukochałam serial Euphoria, gdzie osoby nieheteronormatywne wreszcie nie były zlepkiem stereotypów na swój temat, lecz wielowymiarowymi postaciami ze swoimi wadami. 

Ale to ma sens, gdy faktycznie jest różnorodność osób z różnych grup. Są źli, dobrzy, nijacy, wewnętrznie spójni i chaotyczni. Jak ludzie, Funky, jak ludzie.

Trochę inaczej to wygląda, gdy twórca konsekwentnie każdą postać z dyskryminowanej grupy rozpisuje na negatywną lub mało istotną. Na przykład: pisze kobiety wyłącznie jako wredne wyrachowane suki służące tylko do seksów. Wtedy można podejrzewać, że nie zależy mu na różnorodności, tylko upycha kolanem reprezentantkę tej czy innej grupy dla spokojności sumienia. Miło, że próbuje, ale jakie te postaci są i co je spotyka może sporo powiedzieć o stosunku twórcy do rzeczonej grupy., zwłaszcza jeśli to się powtarza w kolejnych i kolejnych utworach.

Ale Jacek Komuda nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Nie wysilił się na szersze spetrum różnorodności, nie opisał też wyłącznie konkretnej homoseksualnej bestii. On sportretował całą grupę używając najgorszych stereotypów kolportowanych przez sekty typu Ordo Iuris i inne agentury konserwatywnej międzynarodówki. Biorąc pod uwagę wcześniejszą twórczość i wypowiedzi Jacka Komudy, zdradzające przywiązanie do konserwatywnych wartości, założenie, że posłużył się tymi stereotypami świadomie nie jest moim zdaniem zbyt daleko idące.

A manifestacja takich poglądów, jak powiedziałam, w najgorętszym okresie szczucia na LGBT+ to już jest stanięcie w tłumie z widłami.

Nic zatem dziwnego, że po publikacji gówienka trafiło  ono w międzynarodowy wentylator i bryzgnęło zaskakująco szeroko. Innymi słowy, do Nowej Fantastyki odezwali się zagraniczni autorzy deklarując zerwanie współpracy. .

Redakcja Nowej Fantastyki zachowała się przyzwoicie. Opublikowała przeprosiny – prawdziwe przeprosiny! – przyznała się do błędu i zapowiedziała queerowy numer, zapraszając tęczowych twórców do współpracy. Inicjator i redaktor przeprosin, Marcin Zwierzchowski. odpowiedzialny w NF za dział zagraniczny, na swoim profilu opublikował długie i osobiste oświadczenie, w którym, oprócz oburzenia brakiem (co najmniej) wyczucia ducha czasów przy akceptacji opowiadania Jacka Komudy, pozwolił sobie także na wyrażenie żalu z powodu braku szacunku do jego (Marcina) pracy. Na relacje z zagranicznymi autorami pracował on latami, a teraz odbierał wiadomości o zakończeniu współpracy. Smutna to była lektura.

Dziś już wiemy, że Marcin postanowił odejść z Nowej Fantastyki.

Minęło parę tygodni i polskie internety z okolic fandomu znów przeżyły wstrząs i zamęt grubymi nićmi szyty. Obiegł je bowiem apel twórczyń (chociaż tutaj rodzaj żeński dotyczy de facto jednej autorki) i twórców polskiej fantastyki, sprzeciwiający się brutalnej nagonce na opowiadanie naszego kochanego Jacka. Jak również cenzurze.  Duch wolności unosił się nad apelem jak gazy nad bagnem. 

Przypomnę: opowiadania Jacka Komudy nie zablokowano przy publikacji. Nie ingerowano w jego treść. Nie stał nad nim cenzor z nożycami. Nawet nie przyszedł żaden żandarm politpoprawności i nie dał mu w pysk. Po prostu redakcja, która opublikowała jego opowiadanie uznała to za błąd i przeprosiła wkurzonych czytelników.  Podsumowując, cenzura polega na publikacji opowiadania w poczytnym piśmie, a wolność słowa polega na tym, że można napisać absolutnie wszystko i nie ponieść za to konsekwencji.

Zaznaczę tu,  że praktycznie wszyscy mamy jakieś uprzedzenia. Ta świadomość pomaga być wyrozumiałą dla innych. Jesteśmy wychowywani w konkretnej kulturze i popkulturze, w których jest masa stereotypów i część z nas nie ma okazji ich zweryfikować. Dlatego przy walce z uprzedzeniami raczej stawiam na edukację niż system kar i nagród. Natomiast po literatach i artystach spodziewam się, że mają okazje do urealnienia swoich wyobrażeń o innych, bo mają większą ekspozycję na różnorodność. Dlatego myślę, że publiczna krytyka zawartych w tekście uprzedzeń nie jest karą zbyt surową.

Zwłaszcza że odcięcie się NF od Komudy nie oznacza bynajmniej wilczego biletu: inne wydawnictwa nie zamknęły się przed Jackiem Komudą, czego może dowodzić chociażby fakt publikowania się w Nowym Napisie, serwisie z wyraźnie konserwatywną i ksenofobiczną agendą, za to podobno płacącą publicystom jak ludziom.

Pod apelem podpisał się kwiat polskiej fantastyki, wśród których uważni czytelnicy z mniejszym lub większym zaskoczeniem zauważyli takie nazwiska jak Jacek Dukaj, Jarosław Grzędowicz czy twitterowe gwiazda niestrudzonego riserczu i równie wyważonych opinii, Rafał Ziemkiewicz. No ok, Dukaj trochę zaskoczył, bo pomimo konserwatywnych tonów był odbierany jako człowiek raczej jednak brzydzący się publikacją produkcyjniaków rodem z Der Sturmera. Plus ludzie się zmieniają i co pisał Jacek dwudziestoletni może nijak nie przystawać do Jacka dzisiejszego.  (To zresztą dotyczy wszystkich autorów: pamiętam Grzędowiczowi Weekend w Spestreku, ale dopuszczam myśl, że zmienił poglądy). Niemniej podpisał. Kill your Idols, jak to mówią. (Od razu zaznaczę, że nie był on moim idolem, nigdy nie mogłam go strawić).

Pod apelem podpisał się także jeden z właścicieli wydawnictwa Fabryka Słów, co nieźle wyjaśnia skład podpisanych autorów: większość z nich to mniej lub bardziej czarne konie tej stajni. Przy okazji: największy faworyt Fabryki, Jakub Ćwiek, nie podpisał apelu, a ostatnie rzeczy wydał w wydawnictwie Marginesy.. Nie ma pod nim podpisów ludzi z wydawnictwa państwa Kosików Powergraph, oczywiście nie ma też Sapkowskiego, Orbitowskiego ani Brzezińskiej. 

W fandomie zawrzało, część osób list wsparła, część splunęła sygnatariuszom na buty. Rozkosznie rozbujała się dyskusja zwłaszcza u Konrada T. Lewandowskiego, zwanego przez weteranów usenetu Przewodasem, który od lat z uporem godnym lepszej sprawy tropi spiski lobby homoseksualnego i agentów poprawności politycznej.

Obie te grupy uniemożliwiają mu osiągnięcie międzynarodowego sukcesu, w zamian promując i wspierając jakieś miernoty, których jedyną zasługą jest to, że są tęczowe i poprawne. Wybitny ów literat gromił oponentów wyzywając ich od tęczowych chamów i mentalnie wymachiwał toporem, husarskim skrzydłem oraz przechodzoną świńską nogą. 

Niestety nie odniósł się ni toporem, ni skrzydłem do nader przytomnego argumentu Tomasza Stachewicza, który wytknął piewcom wolności, że oto doświadczyli wolności polegającej na fistingu niewidzialną ręką rynku: czasopismu opłacało się przeprosić za Komudę i odciąć do jego poglądów, bo tak chcieli jego czytelnicy i ważni współpracownicy. Nikt wszakże nie broni założyć własnego pisma gwarantującego przestrzeń na pełne spektrum poglądów (od Ziemkiewicza po Piekarę). Jak z kolei celnie zauważył Galopujący Major,  po prostu banda komunistycznych pasożytów, żerujących na piśmie założonym w czasach, było nie było, Jaruzelskiego, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Ot takie to umiłowanie wolności.

Do pieca dołożył jeszcze Gonciarz:

(Nie muszę chyba dodawać, że w całym tym paroksyzmie namiętności do wolności żadne z autorów nie wsławiło się obroną Klątwy, Golgoty czy chociażby działaczek ze Stop Bzdurom?)

Mówiąc odrobinę poważniej, od pisarzy prócz sprawnego pióra i nieokiełznanej wyobraźni oczekuję też kontaktu z rzeczywistością i rozeznania, co się wokół nich dzieje. Oczekuję także odpowiedzialności za to, co się pisze. Nie upieram się, że polska fantastyka ma przemożny i powszechny wpływ na poglądy młodych chłopców, ale znam świadectwa z lewa: część fandomu doszła do progresywnych poglądów m.in. dzięki Sapkowskiemu, którego jakoś nie przerażały związki jednopłciowe, silne kobiece postaci czy, o zgrozo, koegzystujące różne rasy. 

W roku 2020, w czasach, gdy policja wbija na chatę za rozwieszenie tęczowej flagi, podbijanie homofobicznego bębenka to potencjalny udział w pogromie… i pociągnięcie za sobą swoich czytelników.

Mniej więcej to samo nawijam w podkaście, ale mam fajny głos, więc posłuchaj!

Dorzucam jeszcze materiał TVP Info. Fantastyka nareszcie w mainstreamie! xD

https://tvp.info/49301817/to-wprowadzenie-cenzury-pisarze-w-obronie-autora-zaatakowanego-przez-dzialaczy-lgbt

skomciaj mię