Po krótkiej przerwie, która, jak widać, nie przyciągnęła tyle czytelniczek i komentatorek, wracam z antyfeministycznym bingo. To ostatnia część i sama nie wiem – rozprawiać się potem z jakimiś innymi? krąży ich po sieci znaczna ilość, a ja wybrałam przecież tylko jedno z nich.
- Patriarchat krzywdzi też mężczyzn.
A to akurat prawda jest. Możemy to nazwać patriarchatem, paradoksem macho, pewną definicją męskości, w którą zgodnie z wypracowanymi przez lata wzorcami mężczyzna ma się wpisać. A więc: nie płakać, lać w pysk, śmierdzieć piwem, nie golić pach, otrząsać się ze wstrętem na róż, kucyki i lalki barbie, jak również muzykę dyskotekową, taniec i śpiew. Generalnie tych wszystkich „męskich” cech jest tyle, że gdyby chcieć mieć je wszystkie, to przyszłoby takiemu mężczyźnie zwariować. Tak, że tak – cały ten zestaw oczekiwań jest nie lada balastem.
Panowie, pamiętajcie jednak, że jesteście wychowywani w atmosferze przyzwolenia na łamanie zasad. Wam się to dużo bardziej wybacza, zwłaszcza jak już wyjdziecie z licealno-studenckich grup rówieśniczych. Więc jeśli macie ochotę na różową koszulę, denerwuje was niemożność domycia pach z uwagi na kłaki i prócz solidnego jebnięcia przesterowanej gitary lubicie się gibnąć do kanadyjskiego rocka – róbcie to. Ostatecznie, męskość musiałaby być szalenie kruchym konstruktem, jeśliby tego typu zachowania miały nią zachwiać.
- Jeśli chcesz być traktowana jak dama, zachowuj się jak dama
Na usta cisną się komentarze do słów posłanki Pawłowicz, Warzechy i innych małych, zaplutych człowieczków o Marszu Szmat. Umówmy się: ci ludzie, prócz nienawiści do tego, co od nich różne i zapędów dyktatorskich nie mają nam jednak nic do zaoferowania, więc zostawimy ich sobie na inną okazję.
Dama, cóż to jest ta dama, zastanowiłam się. Nie, no, serio: to takie słowo-klucz, po którym dyskusja traci impet, oh dear, żadna ze mnie dama, plebs mi wyszedł spod spódnicy. No wyszedł: korzenie mam dość robotnicze i nie zamierzam się tego jakoś wstydzić.
Zapytałam internetu, co to znaczy być damą i najbardziej wyczerpującej odpowiedzi udzielił mi portal kafeteria.pl:
„Obowiązkowym atrybutem damy w każdych czasach pozostaje jednak klasa.”
Nie wiem, jaka: społeczna? No, to już wyżej ustaliłam – nie jestem.
„Prawdziwa dorosła dama nie przyciąga wzroku nadmiarem biżuterii, wieczorowym makijażem lecz dyskretną elegancją.” – twierdzi dalej portal i znów baranieję – nadmiar to ile, cztery kolczyki w jednym uchu? I czy mogę pod białą kreską na linii wodnej zrobić sobie brązową, by nadal być damą? Same ogólniki!
„Ale nie ubiór decyduje o klasie. Przynajmniej nie jedynie. Czymże więc ona jest? – zapyta wiele z nas.”
(myślę, że wiele z nas nie użyje partykuły -że, z uwagi na jej anachronizm, ale tak to jest, jak się uczy ludzi polskiego na Żeromszczyznach, zamiast na Masłowskiej i Chutnik).
„No i tu trzeba będzie rozpisać się nie tylko na temat dyskretnej kobiecości i wdzięku”
Duże biusta, jako niedyskretne, won. Bandażujcie sobie, dziewczyny.
„…lecz również inteligencji, oczytania, godności, honoru, umiejętności znalezienia się w każdej sytuacji. Trzeba by też wspomnieć o dyskrecji, powściągliwości w wyrażaniu opinii, rozsądku, umiejętności trzymania swoich emocji na wodzy, wszechstronnych zainteresowaniach a przede wszystkim o takcie i kulturze osobistej.”
Matko boska irakowska, toż to litania jak z zeszyciku na tak zwane złote myśli na cechy twojego ideału.
„Kto zna prawdziwą damę ręka do góry?”
Nie wiem, czy znam. Większość znajomych mi dziewczyn i kobiet to osoby inteligentne, oczytane, sprawnie operujące klawiaturą. Przeważnie też odważnie i otwarcie wyrażają swoje opinie, jak również potrafią w sposób całkowicie spektakularny wyjść z nerw, przejawiając przy tym zachowania pozbawione taktu i dyskrecji, a wszechstronne zainteresowania nie mają na to najmniejszego wpływu. Z uwagi na trudności w zdefiniowaniu pojęcia damy nie wiem, czy są prawdziwymi damami, z całą pewnością jednak fakt, że są odważne, emocjonalne czy nietaktowne w żaden sposób nie powoduje, że są jakieś, nie wiem, niegodne szacunku.
W ogóle sobie myślę, że człowieka fajnie się szanuje niezależnie od płci, emocjonalności czy otwartości w wyrażaniu opinii – dopóki nam (albo nam bliskim) nie wyrządzi, rzecz jasna, krzywdy.
Więc jeśli ktoś ten szacunek uzależnia od wydumanych cech jak ilość kolczyków, siła makijażu czy powściągliwość w emocjach, może równie dobrze dać się wystrzelić jako wybuchający ptaszor w angry birds space – byłaby wręcz z niego większa uciecha.
- Jestem dżentelmenem starej daty.
Wiecie co, ostatnio oglądałam film, gdzie był taki dżentelmen. Stara data, stare pieniądze, lata 20 w USA. Potępiał przemytników alkoholu, ale pił przemyconą przez nich whiskey, miał za złe żonie romans, gdy sam od początku małżeństwa cały czas miał kochanki. Ostatnią z nich przynajmniej raz uderzył. Był również ksenofobem, rasistą i miał brzydki wąsik. Nazywał się, oczywiście, Tom Buchanan z Wielkiego Gatsby’ego.
No więc, drogi dżentelmenie, nie ma się czym chwalić. Generalnie przy konserwatyzmie nie ma się czym chwalić, bo ilekroć mu się przyjrzymy, wychodzą z niego uprzedzenia dla inności i obsesyjne przywiązanie do tradycji bez żadnych racjonalnych przyczyn.
- Jesteś głupia i przesadnie emocjonalna.
O ile sobie przypominam, nawet w łonie naszego lewicowego grona pojawiali się uroczy technokraci, którzy hejterzyli emocjonalność. Ja to nawet rozumiem, na pewnym etapie zachłyśnięcia się racjonalizmem ma się wzgardę dla emocji. Potem jednak poprawnie funkcjonujący w społeczeństwie człowiek orientuje się, że ludzie są emocjonalni i irracjonalni. Tak już mają. Co więcej, emocje są niezbędnym elementem zdrowej istoty ludzkiej. Jedyne zatem, co warto rozstrzygnąć, to fakt, czy emocje są w konkretnym przypadku szkodliwe lub zaciemniają obraz, gdy dyskutujemy jakieś pryncypia.
Aha, tu nadmierna emocjonalność jest chyba też wskazana jako cecha typowo kobieca. No więc jako prawdziwe damy oczywiście jesteśmy przecież powściągliwe w emocjach, prawda?
A prawdziwi mężczyźni, jak mi podpowiedział Michio, to już w ogóle:
- Ale ja chcę o tym rozmawiać. Posłuchaj mnie!
Pochodna poprzedniego. Nadmierną emocjonalność można zlekceważyć jako przejaw niepoczytalności. Nie odnosić się do niej i tym samym prześliznąć się nad uczuciami rozmówczyni, by wskazać priorytet swoich: nie interesuje mnie, że temat jest dla ciebie trudny albo dyskusję masz za zakończoną, masz mnie słuchać, bo przecież słuchałyście nas przez stulecia.
Prawdę powiedziawszy, to ostatnie jest raczej problemem władzy niż płci – tendencja do lekceważenia uczuć osoby słabszej pojawia się niezależnie od kulturowej płci dyskutantów, za to mocno zależnie od ich wzajemnych relacji. Oziębła matka, starsza partnerka, toksyczna szefowa, wszystkie mogą zagrać tym samym punktem. Nie wiem, czy jest antyfeministyczny.
Poniżej wklejam wam bingo – znajdziemy jeszcze jakieś punkty?