Oj Trzasq -1

Mamy 30 czerwca 2020 roku, za oknem piękną słoneczną pogodę, bo katastrofa klimatyczna też potrafi być piękna. Jest drugi dzień po weekendzie, po którym część z nas obudziła się z ogromnym kacem i przeczuciem nieuchronnej katastrofy.

Ten weekend nie szczędził nam szoku. Nie ma lekko. Tu jest Polska. Musimy mieć wszystko na najwyższym poziomie trudności.

Jedną z takich rzeczy była deklaracja Rafała Trzaskowskiego chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenta Polski, wykonał on dog whistle / mrugnięcie okiem do konfederatów, że wiecie, ziomy, kurde, mamy właściwie dosyć podobny liberalny program; jebać biedę i jebać biednych. Może się jakoś dogadamy? Moi bardziej liberalni znajomi; ci, którzy właśnie doszli do lewicy od wartości wolnościowych, przeżyli pewien szok, którego oczywiście gorąco współczuję. Od strony politologicznej będę tutaj prezentowała pewną blazę, bo nie jestem zaskoczona. Już wyjaśniam dlaczego.

Otóż w momencie kiedy dochodzimy do myśli na temat praw człowieka od takiej właśnie indywidualnej perspektywy; od tego, że to MNIE się należy, to JA mam prawa, to możemy się zawieść na konfederackie, korwinistyczne, prowadzące do darwinizmu społecznego manowce.

Jest to także perspektywa, z której ja doszłam do lewicy. Na drugim biegunie, dla mnie przynajmniej, jest podejście utylitarne czyli po prostu im mniej ludzi cierpi, tym lepiej. Dobro wspólnoty jest wtedy przedkładane nad dobro jednostki. W momencie, kiedy to sprowadzamy do praw pacjenckich, praw reprodukcyjnych, prawa do autoekspresji, które moim zdaniem jak najbardziej nie kłócą się z lewicowymi wartościami, to następuje tu dosyć masywny konflikt. Ja nie umiem go rozstrzygnąć. Po prostu lawiruję gdzieś pomiędzy tymi wartościami tak, aby rzeczywiście starać się nikomu krzywdy nie robić, przynajmniej deklaratywnie.

Natomiast.

Jest właśnie od takiej politologiczno-analitycznej strony dość oczywistą prawdą, że to właśnie ta liberalna strona ma bliżej do, wydawałoby się stojącej na zupełnie przeciwnym, bardzo autorytarnym biegunie, Konfederacji czy ugrupowań flirtujących z faszyzmem, nazizmem czy chociażby nacjonalizmem. Już tłumaczę dlaczego.

My na lewicy, jakkolwiek oczywiście popieramy wolność słowa czy wolność ekspresji – stawiamy temu granice. I to jest dosyć otwarcie mówione. Chwalimy tolerancję i akceptację, ale są pewne granice. Granice takie, które kończą się, jak ja to mówię, na metr od mojego ryja. Nie mam tolerancji dla petard wybuchających mi pod nogami. Tak samo też jak nie mamy tolerancji dla mowy nienawiści czy chwalenia ustrojów, w których są prześladowane konkretne osoby, zaliczane do prześladowanych grup wyłącznie z powodu cech, na które nie bardzo mają wpływ lub cech, które nie robią nikomu krzywdy. Pojawia się więc postulat, że ograniczenie wolności słowa czy autoekspresji nie jest koncepcją, która w nas jakoś bardzo burzy krew proletariacką.

Natomiast u liberałów jest to słynne powiedzenie, cytat, pseudocytat, mem krążący po internecie, whatever: „wprawdzie nie podzielam twoich poglądów, ale dałbym się zabić, żebyś mógł je głosić”.

Nie.

Są poglądy, o których uważam, że nie powinno ich się głosić. Jeżeli je sobie myślisz, to już twoja sprawa, ale nie obnoś się z nimi.

W ramach szeroko pojmowanej estymy dla wolności słowa liberałowie są w stanie dać platformę dla poglądów bardzo już paskudnych. Czyli po prostu wpuszczą tego Bosaka do Tańca z Gwiazdami. I oczywiście, że Bosak nie chodzi w czarnym mundurze – może szkoda, bo byłby lepiej ubrany? – tylko tylko w jakimś garniturku, jest miłym chłopcem, który ostatnio nawet się ożenił i jak mówią niektórzy po raz pierwszy… Się ożenił. I tak to właśnie wygląda w Polsce lat dwudziestych dwudziestego pierwszego wieku: faszole nie maszerują po ulicach, to znaczy maszerują: 11 listopada i wtedy, kiedy próbują blokować marsze równości.
Ale oprócz tego nie maszerują.
Tylko tańczą w Tańcu z Gwiazdami.

Mam taką tezę, że to zbliżenie liberałów do, umówmy się, że Konfederacji, ma dużo sensu dlatego, że obydwie te grupy tak naprawdę nie są do końca przekonane co do idei powszechnej równości. To, co na lewicy jest tak oczywiste, że niektórzy z nas potrafią się spierać, czy to jest ideologia – to jest ideologia, to jest pewien pewien kulturowy koncept, co do którego się po prostu na lewicy zgodziliśmy w okresie oświecenia i nieco później – o tyle u liberałów…

Jak spytać, to: „oczywiście ależ oczywiście, jesteśmy za równością”! Ale nie wiedzieć czemu pewne równości dla nich ważą więcej niż inne. Prawo do ślubu, prawo do mieszkania razem, prawo do autoekspresji jest u nich dużo wyżej niż prawo do mieszkania, prawo do powszechnej opieki medycznej czy prawo do darmowej edukacji.

No i kto ma to ważyć?

Jest tu oczywiście jeszcze jedna rzecz do rozstrzygnięcia: my generalnie tej rewolucji oświecenia w zakresie np. uznania równości praw dla wszystkich, ale także przeniesienia potrzeby przemocy czy agresji na instytucje i na organy reprezentujące państwo chyba do końca jeszcze nie przepracowaliśmy. Mieliśmy i mamy pewne potrzeby, być może wynikające z kultury, a nie z natury, niemniej funkcjonujące wśród nas. Oddelegowaliśmy realizację tych potrzeb na instytucje i odmawiamy samym sobie odczuwania pewnych rzeczy. Odmawiamy odczuwania takich rzeczy jak radość z tego, że ktoś wpierdolił Spencerowi czy innemu naziolowi. Myślę, że musimy w pewnym momencie odpalić rozmowę gdzie kończy się lewicowa tolerancja, a gdzie kończy się brak akceptacji dla przemocy bo czasy robią się coraz trudniejsze i chyba warto będzie sobie tę rozmowę przeprowadzić.

Mówię o tym także dlatego że na lewicy mimo wszystko mamy skłonność do pewnych okrutnych zachowań; nie jesteśmy wolni od grupowych schematów. Mówię tutaj o sytuacji w której następuje call-out i nie podważam samego zjawiska – chociaż jeżeli ktoś zna moją działalność dłużej, to mógłby podejrzewać mnie o takie chęci – nie o tym chcę w tym momencie mówić. Chcę mówić chcę mówić o tym, że niezależnie od słuszności call-outu, bo są jak najbardziej słuszne słuszne, odpala się w nas po prostu KRAKEN. I trwa. Potrafimy być bardzo okrutni i bardzo przemocowi wobec osób, które być może właśnie raczej powinny pozyskać wpierdol instytucjonalny, a nie wpierdol od grupy na fejsie.

[transkrypcja z podcastu z dn.30.06.2020]

podcast do słuchania na platformach:

Anchor
https://anchor.fm/petnsex

Breaker
https://www.breaker.audio/papierosy-i-ruchansko

Google Podcasts
https://www.google.com/podcasts?feed=aHR0cHM6Ly9hbmNob3IuZm0vcy8yNTcyNjc4OC9wb2RjYXN0L3Jzcw%3D%3D

Overcast
https://overcast.fm/itunes1517656242/papierosy-i-rucha-sko

Pocket Casts
https://pca.st/aepxwt2l

RadioPublic
https://radiopublic.com/papierosy-i-ruchasko-GZwdo3

Spotify
https://open.spotify.com/show/3oJW7NAVWdbuTSQFgHYpwO

apple: 

https://podcasts.apple.com/pl/podcast/papierosy-i-ruchańsko/id1517656242?l=pl

3 uwagi do wpisu “Oj Trzasq -1

  1. Bardzo kłamliwy to tekst, a także bardzo obraźliwy. Proszę zapoznać się ze znaczeniem terminów „faszysta” i „nazista” oraz zweryfikować wiedzę historyczną. Na obecnym etapie jest Pani osobą przykładającą rękę do triumfu neomarksizmu, antykultury, współczesnego komunizmu. Kłania się chociażby sama Szkoła Frankfurcka… Polecam zapoznać się z pojęciem „tolerancji represywnej” Herberta Marcuse.

    Polubienie

skomciaj mię