Harry Potter i Czara Goryczy

…czyli o JK Rowling i jej zmaganiach oraz znojach ze społecznością LGBT+, a tak naprawdę z sobą samą, gdyż ma ona ogromny talent do wkładania sobie kijka w szprychy.

Przypomnijmy, że dwa miesiące temu, w czerwcu, JK Rowling rozpętała masywną gównoburzę, nie umiejąc przyjąć do wiadomości, że nie wszystkie osoby, które menstruują, są kobietami i nie wszystkie kobiety mają menstruację. Pisarka kurczowo trzymała się tezy, że uznanie transkobiet przed tranzycją za po prostu kobiety ma przekreślać historię nierówności i przemocy, jakiej doświadczają miliardy kobiet na całym świecie. Tezę wsparła osobistym wyznaniem o doświadczonej przemocy domowej i seksualnej, dowodząc, że nieuznawanie równych praw dla osób transpłciowych jest w istocie feministyczne.

Od poglądów autorki odcięli się zarówno aktorzy grający w ekranizacjach jej książek, jak i współpracujący z agencją wydającą jej książki inni twórcy. Wahałabym się nazwać tę sytuację „skasowaniem”, które postrzegam jako całkowitą banicję z przestrzeni publicznej – to się nie wydarzyło. Z całą pewnością jednak na pisarkę spadło dużo zasłużonej krytyki, trochę niezasłużonej agresji i nie były to dla niej łatwe dni. Nie wykluczałabym, że podobnie jak Shapiro, podsycała ogień tej debaty, dorzucając kolejne komentarze i realizując jakże popularną po konserwatywnej stronie fantazję bohaterki walczącej samotnie o prawdę, piękno i dobro w coraz bardziej psującym się, postmodernistycznym świecie.

Z bardziej przedziwnych wrzutek pisarka.zrównała terapię hormonalną w trakcie tranzycji do tzw. terapii konwersyjnej.  Prawdopodobnie chciała zasugerować, że na tranzycję decydują się ci, którzy chcą uniknąć bycia niehetero i w ten sposób „korygują” sobie orientację. Bardzo kłamliwe i szkodliwe, prawdę powiedziawszy, brzmiące raczej jak wymysły Ordo Iuris czy innych agentur konserwatywnej międzynarodówki.

Nawiasem mówiąc, Rowling użyła nazwiska Roberta Galbraitha, twórcy terapii konwersyjnej, jako swojego pseudonimu w serii Cormoran Strike. Przypadek czy może dog whistle do konserwatywnych czytelników?

Przez długi czas zastanawiało mnie, czemu JK Rowling w ogóle upiera się być sojuszniczką progresywnej, walczącej o prawa człowieka strony, zamiast po prostu pozostać przy pisaniu książek. Tzn rozumiem, że dobrze sytuowanej, białej kobiecie, którą co chwila pytają o zdanie na różne tematy, może być ciężko nie mieć opinii na każdy temat i dopuścić do siebie myśl, że są takie obszary wiedzy, w których nie jest ekspertką. Widzimy to przecież i u rodzimych celebrytów, którzy zamiast poprzestawać na szarpaniu strun na estradzie czy wydzieraniu ze swej udręczonej duszy nabrzmiałych znaczeniami monologów na deskach tego czy tamtego teatru – mają opinię o wszystkim, od metod podróżowania z pieskiem cziłała po prognozy na temat pandemii. Życie jest dużo lepsze, gdy ich nie mają.

Natomiast przeoczyłam istotny fakt, że JK Rowling została w zeszłym roku laureatką nagrody „Ripple of Hope”  organizacji o pięknej nazwie ROBERT F. KENNEDY HUMAN RIGHTS. Nagroda jest przyznawana twórcom i liderom odpowiedzialnego biznesu za działania mające na celu zmianę społeczną w kierunku większej równości i respektowania praw człowieka. JK Rowling założyła fundację, która skupia się na odbieraniu dzieci opiece instytucjonalnej i umieszczaniu ich bądź w rodzinach biologicznych, bądź w jakiejś formie opieki rodzinnej. 

Działa na całym świecie, od Thaiti po Ukrainę i wydaje się być organizacją faktycznie dbającą o prawa najsłabszych, zarówno współpracując z rządami państw, na terenie których działa, by rozwiązywać problem niezaopiekowanych dzieci systemowo, jak i działając doraźnie. Jej działania wyglądają na skuteczne.

Powiem teraz coś radykalnego: nie uważam, by wyrażane przez JK Rowling poglądy przekreślały działalność jej fundacji. Ale nie traktowałabym tego rozdzielnie: fundacja Lumos pomaga i cis dzieiciakom, i trans dzieciakom, bez wyjątków. Z drugiej strony jednak osoba mająca ogromny wpływ na kulturę i pokolenia czytelników mówi wprost, że osoby transpłciowe nie powinny mieć pełni praw, prymitywnie sprowadzając płeć do genitaliów. Wbrew, że przypomnę, aktualnym ustaleniom nauki i wytycznym WHO.

Kerry Kennedy, prezeska organizacji Robert F. Kennedy Human Rights na początku sierpnia opublikowała oświadczenie wyrażające głęboki niepokój i niezgodę względem poglądów głoszonych przez laureatkę tej nagrody, JK Rowling.

Pomijając już absolutnie idiotyczny spór o binarność płci, Kerry wskazała jedną ważną rzecz: uznanie równych praw osób transpłciowych nijak nie przekreśla walki o prawa kobiet i uznanie, że przemoc ma płeć. Osoby transpłciowe doświadczają przemocy motywowanej mizoginią. To jest jedna rzecz.

Druga, która chodzi mi po głowie, odkąd śledzę tę sprawę: trwanie przy definiowaniu płci wyłącznie na podstawie genitaliów, uzasadniając to troską o przemilczenie wspólnoty kobiecych doświadczeń, jakimi jest systemowa dyskryminacja –- sprowadza kwestię przyczyn dyskryminacji i przemocy do biologii. 

A patriarchat nie bierze się z chuja.  Może się od niego zaczął, ale już od dawna nie bierze się z chuja.

Gdyby tak było, rozwiązanie byłoby proste. Bierze się z tego, co mamy w głowach.

Dziś rozniosła się wieść, że JK Rowling zwraca nagrodę. Po oświadczeniu Kerry Kennedy trudno było zrobić co innego, by zachować minimum godności.

Tzn można było jeszcze przeprosić, przyjąć do wiadomości ustalenia naukowe co do transpłciowości i przestać się odzywać w tym temacie.

No ale patrzymy realnie. JK Rowling przez dziesiątki lat popularności raczej nie bywa w sytuacjach, w których musi przyznać, że nie jest nieomylna.  Ta pacjentka nie rokuje. Jedyne, co możemy tu zrobić, to kontrować jej głupoty. Jej nie przekonamy, ale setki osób, które czytają jej tweety już może tak, więc warto.

Bo niezależnie od jej głupot łączy nas wiara w to, że dzięki przyjaciołom i bliskim uczynimy świat odrobinę lepszym i sprawiedliwszym, prawda?

Możesz mnie również posłuchać, jeśli wolisz, gdy szemrzę do uszka

Sahara, Niagara

A dziś zaczynamy gorąco i w oburzający sposób mokro. Nie będziemy jednak mówić o seksie. W każdym razie nie wprost. Na ten temat bardzo dobrą audycję ma Bia Sadowska w radiu Kapitał i o wiele większe ode mnie kompetencje, mocno zachęcam.

Na początku sierpnia, właściwą losu koleją, Cardie B wydała nowy singiel z tytułem przypominającym stare niezbyt dobre czasy komórek sprzed smartfonów i specjalnie na te komórki zaprojektowany miniinternet. Mówimy oczywiście o piosence WAP. Jeśli ją słyszeliście, a najlepiej także widzieliście wideos do niej, na pewno już wiecie, że ten kawałek, no cóż. Nie jest o internecie. Ani o komórkach. Lecz o kobiecej żądzy, co więcej, nie posługuje się metaforami. Język  piosenki jest bezpośredni, choć nie pozbawiony poetyki i pasji. Zwłaszcza pasji.

[mój kontent jest darmowy, więc jeśli klikniesz „więcej”, nadal będziesz mieć dostęp do tekstu. Jeśli przy okazji uważasz, że warto mi zapłacić za pracę, wystarczy przelew paypalem: ]

https://www.paypal.com/paypalme/szpro/25

Czytaj dalej

Sejmy, koksy, fejmy

Wejście w weekend mieliśmy iście ćpiąteczkowe lub, zgodnie ze staropolskim przysłowiem NA PRZYPALE ALBO WCALE. Ilekroć patrzę na Polskę, stwierdzam, że nie ma lepszego motta, którego oddawałoby ten histeryczny wdzięk miernej diwy operowej, której raz na dekadę zdarzy się wyciągnąć koloraturę i świat zadziwić.

Co się stało? Otóż nasi parlamentarzyści uznali, że przyznają sobie podwyżki. Wszyscy. Jak jeden mąż. Od lewa do prawa.

Nie zrozumcie mnie źle. Jeśli chodzi o regulowanie zarobków, jestem tu zaskakująco liberalna. Uważam, że każdy ma prawo żyć na przyzwoitym poziomie, przez co rozumiem unormowaną sytuację mieszkaniową, możliwość skorzystania z urlopu i spędzenia go na wyjeździe z rodziną (którą oczywiście będzie mógł założyć, z kim chce) czy odłożenia na realizację jakiegoś marzenia.

Mówię tu oczywiście o świecie przed upadkiem kapitalizmu. Kapitalizm musi upaść, ale zanim to zrobi, musimy działać w jego realiach. I w tych realiach stwierdzam spokojnie, że ogromna większość z nas ma płacone bardzo mało, zaś wynagrodzenie poselskie umieszcza posłów i posłanki w 3% najlepiej zarabiających w tym kraju.

Pensje poselskie, nawet po podwyżce, uznałabym za bardzo dobre, ale nie nieprzyzwoicie wysokie. Nieprzyzwoicie wysokie zarobki ma Bezos czy Zuckerberg. Porządne progresywne podatki dla tego progu zamożności i niech sobie mają na zdrowie. I gdyby nie kontekst, w jakim to się dzieje, nie rozpaliłby się tak ściek, zwana dla niepoznaki debatą publiczna. Oraz trolle na Twitterze.

A kontekst jest taki, że znajdujemy się w oku cyklonu pod nazwą szalejąca pandemia, recesja gospodarcza i budżetówka na skraju zapaści. Na kondycję tej ostatniej raczej nie pomoże dopiero co podjęta decyzja o zamrożeniu podwyżek. Mówiąc krótko, 2020 rękami elit stworzył takie warunki, że nierówności znacznie się pogłębiają. I rozumiem, że posłowie PiS nie są jakoś fanatycznie przywiązani do idei zmniejszania nierówności. Absolutnie mam świadomość, że nie są jej fanatykami posłowie PO (z nielicznymi wyjątkami jak Małgorzata Tracz czy Franek Sterczewski). Ale klub Lewicy, ze szlachetnymi wyjątkami pod postacią załogi z Razem i ADB, no cóż, wstawaj, lewico, zesrałaś się.

Na honorową wzmiankę zasługuje tutaj poseł Maciej Gdula (odmawiam używania tytułu naukowego, sorry), który prócz publikowania prac naukowych o prowincji szczerze rozbawiających prowincję, wyraził szczere oburzenie, że poseł zarabia tyle, co kierownik sklepu. Dodał nawet, że sam za młodu NAWET pomagał rodzicom w sklepie.

No dzielny mały toster z niego,  totalnie żył życiem tysięcy młodych ludzi zapierdalających w żabkach i orlenach, by zarobić na wynajem pokoju w peryferyjnej dzielnicy miasta. Obrona podwyżek z ust akurat tego przedstawiciela lewicy, o którym wiadomo, że zawsze miał bardzo dobrze, który, co tu kryć, jest landlordem czerpiącym zyski z najmu, odbieram jako szczególnie bezczelną. Krindżuwa panie Macieju, mało panu jeszcze?

Oprócz tego, że po prostu etycznie złe i estetycznie niesmaczne, forsowanie rzeczonych podwyżek  w tych warunkach jest po prostu kretyńskie. 

Bezrobocie rośnie. Ceny idą w górę. Pensje spadają. Twój szef ma coraz więcej opcji, by cię wezwać w środku nocy do pracy. Albo zakwaterować w miejscu pracy i założyć sobie miły cieszący oko obozik. Podwyżek dla budżetówki nie ma, pracownicy dostali tylko nędzne ochłapy oficjalnie zwane podniesieniem płacy minimalnej. Tak zwane tarcze pracownicze wdrażane są na rympał, na siłę i młotkiem, byle szybciej, zanim do nas dotrze, że są bez sensu.  

W interesie także takich sytych misiów jak Gdula leży zmniejszanie nierówności. A on właśnie odmówił podniesienia płac tym, którzy w pandemii są nieludzko przeciążeni i wykruszają się z zawodu (czyli zawodom medycznym). Ja tam ludziom, od których zależy moje zdrowie i życie nie odmawiałabym pieniędzy, to naprawdę nie jest rocket science. No ze świecą takiego reprezentanta lewicy szukać, świecą, widłami i tłumem rozjuszonych wieśniaków. Co niechybnie nastąpi, jeśli nierówności będą rosnąć. Należy temu zapobiec dla własnego bezpieczeństwa, panie Gdula.

Gdula generalnie nie jest, jakby to łagodnie ująć, najlepszym zawodnikiem na ławce medialnej lewicy. Wolałabym, by publikował swoją socjologiczną publicystykę niż udzielał wywiadów i przybliżał idee lewicy. Szczególne miejsce w moim sercu mial postulat limitowania podróży samolotem.

I znów, wiem, że mamy katastrofę klimatyczną związaną z emisjami CO2, a jednym ze źródeł emisji jest transport lotniczy, Natomiast malutkie wizaairy za 49 zł z modlina generują tego jakiś promil, najwięcej generuje transport i podróże arystokracji z Doliny Krzemowej. Ale postulat Gduli brzmiał tak, jakby mówił nie do prezesów, diuków i księciów, lecz raczej konsultantów i doktorantów.

Dajmy dwa kroki wstecz i zastanówmy się, co słyszymy. Przypomnę, że lewica cierpi na przypadłość niereprezentowania tej grupy, którą by chciała reprezentować. Walczymy z tym i przebijamy banieczkę, ale aby to było skuteczne, musimy też czasem się zastanowić, jak brzmią nasze postulaty w uszach karmionych przez dziesięciolecia neoliberalną propagandą, w uszach osób z doświadczeniem niedoborów, marzących o odrobinie, jak to mówiono w reklamach, luksusu. Wychowanych w przekonaniu, że ciężka praca przynosi efekty, a przynajmniej należy się za nią jakaś nagroda. I bardzo często zapracowanych ponad wszelką miarę, bo nie starcza nie tylko na nagrodę, a na normalne wydatki. Tak? Mamy to?

No to lecimy ze sloganem Gduli: hej, zagłosujcie na lewicę, wprawdzie jesteśmy młodzi, wykształceni, z wielkich miast i oburzamy się, gdy zarabiamy tyle co kierownik sklepu, czyli ze dwa razy tyle, co ty, pracując widocznie mniej niż ty… no nie jesteśmy tobą, ale zobacz, program mamy zajebisty. Na pewno znajdziesz chociaż w naszym programie postulat, za którym pójdziesz jak w dym. Perełkę taką.

Co powiesz na to, że jednak nie polecisz z rodziną na wymarzoną od lat wycieczkę do Grecji, bo loty samolotem będą na kartki?

Dziś już wiemy, że senat odrzucił, sejmowa opozycja, nadal z wdziękiem pijanego wujaszka na imieninach, rzuciła wyborcom jakieś „kurwa sorry nic wam się nie stało?”, szczęśliwie yborcy nie zdążyli się otrzepać i zrozumieć, co się stało, a spadła na nich z wdziękiem 16 ton dymisja ministra zdrowia, więc póki co poświęca uwagę bukmacherze, czy nowym ministrem zostanie Łysy z Blazzers.

A może chcesz posłuchać, jak szepczę do uszka?

Królowa Margo

Gorący i intensywny był to weekend, 2020 nie próżnuje i co człowiek już się przyzwyczai do permanentnego kryzysu i chaosu, to dorzuca coś nowego.

W piątek wczesnym popołudniem w społeczności aktywistycznej gruchnęła wieść, że działaczka z kolektywu Stop Bzdurom, Margo, dostała zasądzone 2 miesiące w areszcie. Areszt został zasądzony za urwanie lusterka w furgonetce fundacji Pro Prawo do Życia

Pod siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii, gdzie przebywała Margo zebrał się spory tłum osób okazujących jej wsparcie. Na ich oczach, w światłach kamer, w towarzystwie prawnikaw i posłanek Margo oddała się w ręce policji — a raczej próbowała się oddać, bo policja odmówiła jej zatrzymania. Wobec takiego obrotu sprawy wspierający Margo tłum ruszył w stronę Śródmieścia tworząc spontaniczny Marsz Równości.

W Śródmieściu, na Nowym Świecie, nieoznakowany policjant zaaresztował Margo i umieścił ją w nieoznakowanym radiowozie.

Towarzyszący Margo aktywiści natychmiast podjęli próbę zablokowania przejazdu samochodu po prostu usiadłszy na ulicy. Dzięki mobilizacji blokada okazała się skuteczna… przez jakiś czas, dopóki policji nie udało się wezwać wsparcia. Następnie policjanci zaczęli wynosić demonstrantów i pakować ich do radiowozów, zrazu nawet nie zapowiadając, że użyje środków przymusu (ta zapowiedź padła dopiero wtedy, gdy funkcjonariuszy było wystarczająco dużo, by odciąć Krakowskie Przedmieście, nie bez pomocy władz UW, które nie zdecydowały się na otworzenie terenu uniwersytetu dla uciekających przed policją działaczy).

 Blokada radiowozu zmieniła się w łapankę na działaczy. Zachowanie policji było niewspółmiernie agresywne, ludźmi rzucano o chodnik i podduszano, wyłapywano ich losowo, bez związku z zachowaniem (które ograniczało się głównie do skandowania agresywnych okrzyków w stronę policjantów i siedzenia na chodniku). Część osób zostało zatrzymanych mimo że nie blokowały radiowozu, tylko przyglądały się wydarzeniom z ulicy lub po prostu przechodziły obok. 

Łącznie zatrzymano 48 osób i wywieziono na komendy rozsiane po całej Warszawie, a nawet pod Warszawę. Większość osób przetrzymywana była bez wody i jedzenia, poddana upokarzającej kontroli osobistej. Utrudniano też kontakt z bliskimi i przepływ informacji, na którą komendę ma trafić dana osoba — i to pomimo wysiłków posłanek Lewicy i KO. Po plus minus dobie wypuszczono wszystkie osoby; do Rzecznika Praw Obywatelskich spływają informacje o przemocy, jaką stosowała policja.

Margo pozostaje w areszcie, zaś prezes Sądu Okręgowego odmawia upublicznienia decyzji o zastosowaniu aresztu.

Nazajutrz warszawska demonstracja solidarnościowa przebiegła już spokojnie, natomiast po siostrzanej demonstracji w Krakowie zatrzymano osoby za ozdobienie tęczową flagą Smoka Wawelskiego. Myślę, że jest to większa profanacja niż Syrenki. Ostatecznie nie wniesiono zarzutów.

Opisuję te wydarzenia starając się powstrzymywać od własnego komentarza (co, wiem, wychodzi różnie. Wiadomo, że mam konkretnie sympatie i antypatie wobec uczestników tej historii i nie ma co udawać, że jest inaczej).

Dodam do tego opisu wydarzeń trochę kontekstu.

Pod koniec czerwca furgonetka fundacji Pro Prawo do Życia (czyli jakiejś kolejnej agentury prawicowej międzynarodówki) stanęła pod skłotem Syrena i nadawała z głośników homofobiczne brednie o pedofilii wśród osób homoseksualnych. Z atakiem na furgonetkę ruszyło wtedy kilka osób, w tym Margot. Jeśli dobrze rozumiem przebieg dalszych wydarzeń, za zniszczenie furgonetki udało się obciążyć odpowiedzialnością wyłącznie Margot; no i sąd zdecydował, że jest to na tyle poważna sprawa, że działaczka nie może odpowiadać z wolnej stopy. Furgonetka później przyjeżdżała jeszcze kilkukrotnie na Wilczą, ewidentnie celowo zakłócając spokój mieszkańców tej ulicy. 

Co więcej, decyzją Sądu furgonetka nie miała prawa jeździć i rozpowszechniać tych obrzydliwych treści — mimo to jeździła, zaś próby zgłaszania tego na policję nie przynosiły skutku. Zaznaczę, że miałabym podobne zrozumienie do czynu Margo nawet gdyby furgonetka jeździła zgodnie z prawem: jeśli prawo nie chroni słabszych, trudno mi mieć do niego szacunek. 

Generalnie istotą piątkowej eskalacji było to, że legalne i pokojowe drogi zaczynają się kończyć. Znów się powołam na Gonciarza:

Żyjemy w kraju, gdzie prawo nie oznacza prawa, a sprawiedliwość sprawiedliwości. Trudno więc mieć do nich szacunek.

Mniej więcej to samo mówię w podkaście, ale mam zajebisty głos, więc warto posłuchać!

Fantom w fandomie

W lipcowym numerze Nowej fantastyki ukazało się opowiadanie Jacka Komudy. Wątpliwej urody to dzieło przedstawia sytuację masowej nagonki na gejów w bliżej niesprecyzowanej krainie fantasy. Okazuje się, że geje prześladowani są słusznie i zachodzi tutaj sprawiedliwość dziejowa, bo porywają oni dzieci, by sprzedawać je do burdeli. Przerabiania na macę nie stwierdzono.

No, tak. W lipcu, w apogeum nagonki na społeczność LGBT+ pan Komuda machnął sobie opowiadanko o gejach handlarzach żywym towarem. 

Zaznaczę, że absolutnie nie jestem fanatyczką przedstawiania osób z grup mniejszościowych wyłącznie w pozytywnym świetle. Chciałabym, by ludzie pisali o różnorodnych postaciach, po prostu, bez wklejania wzorcowej lesbijki czy przepisowego trasa. Dlatego tak ukochałam serial Euphoria, gdzie osoby nieheteronormatywne wreszcie nie były zlepkiem stereotypów na swój temat, lecz wielowymiarowymi postaciami ze swoimi wadami. 

Ale to ma sens, gdy faktycznie jest różnorodność osób z różnych grup. Są źli, dobrzy, nijacy, wewnętrznie spójni i chaotyczni. Jak ludzie, Funky, jak ludzie.

Trochę inaczej to wygląda, gdy twórca konsekwentnie każdą postać z dyskryminowanej grupy rozpisuje na negatywną lub mało istotną. Na przykład: pisze kobiety wyłącznie jako wredne wyrachowane suki służące tylko do seksów. Wtedy można podejrzewać, że nie zależy mu na różnorodności, tylko upycha kolanem reprezentantkę tej czy innej grupy dla spokojności sumienia. Miło, że próbuje, ale jakie te postaci są i co je spotyka może sporo powiedzieć o stosunku twórcy do rzeczonej grupy., zwłaszcza jeśli to się powtarza w kolejnych i kolejnych utworach.

Ale Jacek Komuda nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Nie wysilił się na szersze spetrum różnorodności, nie opisał też wyłącznie konkretnej homoseksualnej bestii. On sportretował całą grupę używając najgorszych stereotypów kolportowanych przez sekty typu Ordo Iuris i inne agentury konserwatywnej międzynarodówki. Biorąc pod uwagę wcześniejszą twórczość i wypowiedzi Jacka Komudy, zdradzające przywiązanie do konserwatywnych wartości, założenie, że posłużył się tymi stereotypami świadomie nie jest moim zdaniem zbyt daleko idące.

A manifestacja takich poglądów, jak powiedziałam, w najgorętszym okresie szczucia na LGBT+ to już jest stanięcie w tłumie z widłami.

Nic zatem dziwnego, że po publikacji gówienka trafiło  ono w międzynarodowy wentylator i bryzgnęło zaskakująco szeroko. Innymi słowy, do Nowej Fantastyki odezwali się zagraniczni autorzy deklarując zerwanie współpracy. .

Redakcja Nowej Fantastyki zachowała się przyzwoicie. Opublikowała przeprosiny – prawdziwe przeprosiny! – przyznała się do błędu i zapowiedziała queerowy numer, zapraszając tęczowych twórców do współpracy. Inicjator i redaktor przeprosin, Marcin Zwierzchowski. odpowiedzialny w NF za dział zagraniczny, na swoim profilu opublikował długie i osobiste oświadczenie, w którym, oprócz oburzenia brakiem (co najmniej) wyczucia ducha czasów przy akceptacji opowiadania Jacka Komudy, pozwolił sobie także na wyrażenie żalu z powodu braku szacunku do jego (Marcina) pracy. Na relacje z zagranicznymi autorami pracował on latami, a teraz odbierał wiadomości o zakończeniu współpracy. Smutna to była lektura.

Dziś już wiemy, że Marcin postanowił odejść z Nowej Fantastyki.

Minęło parę tygodni i polskie internety z okolic fandomu znów przeżyły wstrząs i zamęt grubymi nićmi szyty. Obiegł je bowiem apel twórczyń (chociaż tutaj rodzaj żeński dotyczy de facto jednej autorki) i twórców polskiej fantastyki, sprzeciwiający się brutalnej nagonce na opowiadanie naszego kochanego Jacka. Jak również cenzurze.  Duch wolności unosił się nad apelem jak gazy nad bagnem. 

Przypomnę: opowiadania Jacka Komudy nie zablokowano przy publikacji. Nie ingerowano w jego treść. Nie stał nad nim cenzor z nożycami. Nawet nie przyszedł żaden żandarm politpoprawności i nie dał mu w pysk. Po prostu redakcja, która opublikowała jego opowiadanie uznała to za błąd i przeprosiła wkurzonych czytelników.  Podsumowując, cenzura polega na publikacji opowiadania w poczytnym piśmie, a wolność słowa polega na tym, że można napisać absolutnie wszystko i nie ponieść za to konsekwencji.

Zaznaczę tu,  że praktycznie wszyscy mamy jakieś uprzedzenia. Ta świadomość pomaga być wyrozumiałą dla innych. Jesteśmy wychowywani w konkretnej kulturze i popkulturze, w których jest masa stereotypów i część z nas nie ma okazji ich zweryfikować. Dlatego przy walce z uprzedzeniami raczej stawiam na edukację niż system kar i nagród. Natomiast po literatach i artystach spodziewam się, że mają okazje do urealnienia swoich wyobrażeń o innych, bo mają większą ekspozycję na różnorodność. Dlatego myślę, że publiczna krytyka zawartych w tekście uprzedzeń nie jest karą zbyt surową.

Zwłaszcza że odcięcie się NF od Komudy nie oznacza bynajmniej wilczego biletu: inne wydawnictwa nie zamknęły się przed Jackiem Komudą, czego może dowodzić chociażby fakt publikowania się w Nowym Napisie, serwisie z wyraźnie konserwatywną i ksenofobiczną agendą, za to podobno płacącą publicystom jak ludziom.

Pod apelem podpisał się kwiat polskiej fantastyki, wśród których uważni czytelnicy z mniejszym lub większym zaskoczeniem zauważyli takie nazwiska jak Jacek Dukaj, Jarosław Grzędowicz czy twitterowe gwiazda niestrudzonego riserczu i równie wyważonych opinii, Rafał Ziemkiewicz. No ok, Dukaj trochę zaskoczył, bo pomimo konserwatywnych tonów był odbierany jako człowiek raczej jednak brzydzący się publikacją produkcyjniaków rodem z Der Sturmera. Plus ludzie się zmieniają i co pisał Jacek dwudziestoletni może nijak nie przystawać do Jacka dzisiejszego.  (To zresztą dotyczy wszystkich autorów: pamiętam Grzędowiczowi Weekend w Spestreku, ale dopuszczam myśl, że zmienił poglądy). Niemniej podpisał. Kill your Idols, jak to mówią. (Od razu zaznaczę, że nie był on moim idolem, nigdy nie mogłam go strawić).

Pod apelem podpisał się także jeden z właścicieli wydawnictwa Fabryka Słów, co nieźle wyjaśnia skład podpisanych autorów: większość z nich to mniej lub bardziej czarne konie tej stajni. Przy okazji: największy faworyt Fabryki, Jakub Ćwiek, nie podpisał apelu, a ostatnie rzeczy wydał w wydawnictwie Marginesy.. Nie ma pod nim podpisów ludzi z wydawnictwa państwa Kosików Powergraph, oczywiście nie ma też Sapkowskiego, Orbitowskiego ani Brzezińskiej. 

W fandomie zawrzało, część osób list wsparła, część splunęła sygnatariuszom na buty. Rozkosznie rozbujała się dyskusja zwłaszcza u Konrada T. Lewandowskiego, zwanego przez weteranów usenetu Przewodasem, który od lat z uporem godnym lepszej sprawy tropi spiski lobby homoseksualnego i agentów poprawności politycznej.

Obie te grupy uniemożliwiają mu osiągnięcie międzynarodowego sukcesu, w zamian promując i wspierając jakieś miernoty, których jedyną zasługą jest to, że są tęczowe i poprawne. Wybitny ów literat gromił oponentów wyzywając ich od tęczowych chamów i mentalnie wymachiwał toporem, husarskim skrzydłem oraz przechodzoną świńską nogą. 

Niestety nie odniósł się ni toporem, ni skrzydłem do nader przytomnego argumentu Tomasza Stachewicza, który wytknął piewcom wolności, że oto doświadczyli wolności polegającej na fistingu niewidzialną ręką rynku: czasopismu opłacało się przeprosić za Komudę i odciąć do jego poglądów, bo tak chcieli jego czytelnicy i ważni współpracownicy. Nikt wszakże nie broni założyć własnego pisma gwarantującego przestrzeń na pełne spektrum poglądów (od Ziemkiewicza po Piekarę). Jak z kolei celnie zauważył Galopujący Major,  po prostu banda komunistycznych pasożytów, żerujących na piśmie założonym w czasach, było nie było, Jaruzelskiego, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Ot takie to umiłowanie wolności.

Do pieca dołożył jeszcze Gonciarz:

(Nie muszę chyba dodawać, że w całym tym paroksyzmie namiętności do wolności żadne z autorów nie wsławiło się obroną Klątwy, Golgoty czy chociażby działaczek ze Stop Bzdurom?)

Mówiąc odrobinę poważniej, od pisarzy prócz sprawnego pióra i nieokiełznanej wyobraźni oczekuję też kontaktu z rzeczywistością i rozeznania, co się wokół nich dzieje. Oczekuję także odpowiedzialności za to, co się pisze. Nie upieram się, że polska fantastyka ma przemożny i powszechny wpływ na poglądy młodych chłopców, ale znam świadectwa z lewa: część fandomu doszła do progresywnych poglądów m.in. dzięki Sapkowskiemu, którego jakoś nie przerażały związki jednopłciowe, silne kobiece postaci czy, o zgrozo, koegzystujące różne rasy. 

W roku 2020, w czasach, gdy policja wbija na chatę za rozwieszenie tęczowej flagi, podbijanie homofobicznego bębenka to potencjalny udział w pogromie… i pociągnięcie za sobą swoich czytelników.

Mniej więcej to samo nawijam w podkaście, ale mam fajny głos, więc posłuchaj!

Dorzucam jeszcze materiał TVP Info. Fantastyka nareszcie w mainstreamie! xD

https://tvp.info/49301817/to-wprowadzenie-cenzury-pisarze-w-obronie-autora-zaatakowanego-przez-dzialaczy-lgbt