Awaria antykoncepcji awaryjnej

O pigułce „dzień po” pisałam już na łamach Codziennika Feministycznego, ale mam wrażenie, że temat nie jest wyczerpany.

 Dla kogo jest antykoncepcja awaryjna?

Ja bym zaryzykowała stwierdzenie, że powinna być dla wszystkich. Każdej z nas może, niestety, przydarzyć się gwałt, bo facetów przekonanych, że „nie znaczy tak” jest nadal zbyt wielu; a takich, którym nie przeszkadza fakt, że dziewczyna przelewa się przez ręce i ledwo kojarzy, jak się nazywa – jeszcze więcej. Część z nas miewa przygodny seks i ma do tego pełne prawo. Części z nas może trafić się pęknięta gumka lub nieogarnięty w temacie zakładania prezerwatyw facet. Część z nas nie jest pełnoletnia i nie może pójść do ginekologa bez wiedzy rodziców, a umówmy się – także część z nas nie ma na tyle dobrych układów z rodzicami, by ich poprosić o asystę. Generalnie, odkąd skończymy 15 lat, mamy pełne prawo korzystać z dobrodziejstw erotyzmu – tyle że jesteśmy niedostatecznie chronione w zakresie ewentualnych jego skutków.

Trzeba ponosić konsekwencje!

Nie znoszę takiego stawiania sprawy . Nierównomiernie oceniamy ryzykowne działania – himalaistę podziwiamy; kolesiowi, co przekroczył prędkość, pobłażamy; hazardziście, dopóki nie puści z torbami całej rodziny, zazdrościmy rozmachu. A osoby, które decydują się na seksy przygodne, nagle chcemy rozliczać konsekwencjami na całe życie, konsekwencjami angażującymi życie nie tylko ich, ale i osób wokół nich. Czy ma to sens? Niewielki. Ludzie nie przestaną decydować się na przygody erotyczne ze strachu przed przykrymi skutkami. Zważywszy też, że w przeciwieństwie do np. nadmiernie szybkiej jazdy szkodliwość takich zachowań jest żadna, apeluję do rozsądku: nie mówmy o konieczności ponoszenia konsekwencji.

Zwłaszcza że – pomijając przypadki gwałtów – decyzję przeważnie podejmują obie zaangażowane osoby, a skutki odczuwa o wiele bardziej kobieta.

Czy EllaOne jest powszechnie dostępna?

Oczywiście – nie. Ministerstwo Zdrowia nie miało wyjścia i wydało zgodę na pigułki „dzień po” bez konieczności okazywania recepty. Cena jednak jest zaporowa (140 złotych!), co oznacza, że jak zawsze, ograniczenia praw reprodukcyjnych uderzają w kobiety o najniższym statusie materialnym. To samo jest w przypadku aborcji – zamożne kobiety sobie poradzą z niechcianą ciążą. Problem mają przede wszystkim te, które są nieletnie i te, które są niezamożne. Cena wyklucza niezamożne. Dodatkowo – Gazeta Wyborcza dziś doniosła, że Kopacz z Arłukowiczem już pracują nad tym, by i nieletnim nie przewróciło się w głowach z nadmiaru dobrobytu. Jak się okazuje, lepszym dla nastolatki rozwiązaniem jest zajście w ciążę (która absolutnie nie jest bombą hormonalną ani obciążeniem dla organizmu, zwłaszcza dojrzewającego) i urodzenie niechcianego dziecka niż wzięcie pigułki. Bo jeszcze, co za czasy! wytworzy się moda na łykanie pigułek jak tik-taków.

Zacznę się o to martwić, jak EllaOne będzie w cenie tik-taków i będzie do kupienia na każdej stacji benzynowej jak tik-taki.

Dodatkowo aptekarzom marzy się klauzula sumienia. Wbrew temu, o czym fantazjuje pan Denis, EllaOne nie jest środkiem wczesnoporonnym i dziwi mnie, że ktoś z tak bezbrzeżną ignorancją jest rzecznikiem Izby Aptekarskiej. Co do klauzuli sumienia – przytoczę stanowisko Federy:

(pełne stanowisko w tej sprawie tu)

Czyli nie ma się z czego cieszyć?

Ależ jest. Jest duża szansa, że zapobiegniemy tym kilkunastu czy kilkudziesięciu nastoletnim ciążom, że ileś dziewczyn nie będzie musiało rodzić nie skończywszy liceum, ileś kobiet nie będzie musiało wychowywać dziecka gwałciciela, nie urodzi się ileś niechcianych dzieci.

Ale to jest bardzo, bardzo mało. Idealnym układem byłaby powszechna, hojnie refundowana lub wręcz darmowa antykoncepcja, solidna edukacja seksualna i aborcja na życzenie do 24. tygodnia życia płodu. Mam obawy, że w dyskusji o aborcji cofniemy się o krok – bo po co nam skrobanki, skoro mamy pigułki „dzień po”.

A poza tym jestem feministką z permanentnej niezgody na zastaną rzeczywistość, rzeczywistość, która dopieka tym, co i tak mają pod górkę –  i nie wiem, czy kiedykolwiek nastąpi dzień, w którym powiem: o, załatwiłyśmy to.

13 uwag do wpisu “Awaria antykoncepcji awaryjnej

  1. W mojej aptece koło domu nie ma jeszcze ellaOne i farmaceutka powiedziała, że w systemie wciąż pokazuje się jako lek na receptę, w związku z czym nie mogą jej zamówić. Jak stan w komputerze się zmieni, to zamówią i będą sprzedawać, ale na razie dostępność jest tylko teoretyczna.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Srsly, moja arogancka opinia o dyrektywie i jej implementacji w Polsze wygląda tak — zróbmy wszystko, by nie zrobić nic, tak by kościół nie mógł się przyczepić (i tak się przyczepił) i wyborcy których podebraliśmy SLD nie odeszli od nas (na emigrację wewnętrzną, bo naprawdę już nie ma na kogo głosować). Stąd kuriozalne podejście:
    1. „Nie mamy wyoboru” (mają).
    2. „Nie jesteśmy stroną, UE zdecydowała, a firma nie jest polska” (są).
    3. „Musimy ograniczyć dostępność dla nastolatków” (nie muszą i chyba nie mogą).
    4. Nie wydamy nic na papierze (w domyśle — by Fronda nie mogła drukować tego na swoich ulotkach)

    Plus, idę o zakład, że zaraz wróci temat „klauzuli sumienia” dla aptekarzy (i kioskarzy od razu, by nie musieli sprzedawać prezerwatyw) i tym razem sejm poważnie, z troską pochyli się nad argumentami i zdecyduje tak, jak sobie komisja wspólna (wiadomo kogo) uroi.

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Bardzo bym chciała, by ogłoszenie dostępności EllaOne było pierwszym krokiem z wielu na drodze do ucywilizowania warunków życia – nie tylko kobiet. Obawiam się jednak, że ze względu na atmosferę krok ten będzie samotny, a wnosząc z pomysłów na utrudnienie dostępu dla najbardziej zainteresowanych, będzie też coraz to mniejszy. Pozostanie czymś w rodzaju nowego „kompromisu pigułkowego” – tabletka droga, której sprzedaż będzie odnotowywana przez spisanie PESELu kupującego, wydawana tylko w aptekach bez klauzuli etc.
    Obym się myliła.
    Tymczasem warto celebrować choćby mały zysk i patrzeć na ręce, z których przyszedł, czy cichaczem nie odbierają czego innego.

    Polubienie

  4. „osoby, które decydują się na seksy przygodne, nagle chcemy rozliczać konsekwencjami na całe życie, ”

    Nie wszystkie osoby. Tylko te płci żeńskiej.
    I nie nagle, tylko jak zwykle.

    Polubienie

  5. Może zacznijmy od porządnego, sumiennie realizowanego programu edukacji seksualnej, zanim zaczniemy zachwycać się „pigułką dzień po”. To naprawdę powinna być ostateczność i nie należy wychodzić z założenia „zabawię się bez wyrzutów sumienia, bo przecież mogę wziąć pigułkę”. I dlaczego seks traktujemy wyłącznie jako przyjemność (którą niewątpliwie może być), która nie powinna wiązać się z żadnymi konsekwencjami? Seks to początek dorosłego życia, a dorosłość to nie tylko prawa i przywileje, ale i poczucie odpowiedzialności. Jestem za pigułką (sama nie dostałam swego czasu recepty, co mnie rozwścieczyło), ale naprawdę obawiam się, że dla nastolatek – tych zamożniejszych, których nie brakuje, jej przyjmowanie stanie się codziennością. Pigułka – tak, ale edukacja i świadomość – przede wszystkim.

    Polubienie

  6. „Może zacznijmy od porządnego, sumiennie realizowanego programu edukacji seksualnej, zanim zaczniemy zachwycać się „pigułką dzień po”” – why not both? To nie jest żadna prawdziwa alternatywa.

    Polubienie

skomciaj mię